Reklama

Belka, Avengers, Dawid z Dawidem. Droga Les Herbiers do finału Pucharu Francji

redakcja

Autor:redakcja

08 maja 2018, 15:02 • 8 min czytania 6 komentarzy

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie lubi futbolowych historii, w których malutkie klubiki osiągają spektakularne sukcesy, tym samym ucierając nosa wielkim firmom z uznanymi markami. To super sprawa, kiedy na przykład w Hiszpanii do Primera Division awansuje Eibar z miasta liczącego nieco ponad 20 tys. mieszkańców i robi w niej świetne wyniki, tak samo jak teraz Girona. Albo gdy Leicester (no dobra, on małym klubikiem nie jest, ale świeżości wniósł sporo) wygrywało Premier League, choć nawet na King Powet Stadium prawie nikt w to nie wierzył.

Belka, Avengers, Dawid z Dawidem. Droga Les Herbiers do finału Pucharu Francji

Niezłą książkę dałoby się napisać na podstawie tego typu przypadków. Gdyby ktoś się za nią zabrał, właśnie dziś trafiłby na materiał godny dopisania kolejnego rozdziału. W finale Pucharu Francji do boju z PSG stanie drużyna Les Herbiers, która aktualnie walczy o utrzymanie w trzeciej lidze francuskiej.

Mamy zatem starcie dwóch kompletnie różnych światów. Z jednej strony paryżanie wręcz odklejeni od normalnej rzeczywistości. Mierzący tak wysoko, gdzie nie sięga wzrok zwykłego śmiertelnika, z portfelami głębokimi niczym Rów Mariański oraz piłkarzami, których ego dawno przerosło Wieżę Eiffla. Naprzeciwko nich z kolei drużyna z miejscowości liczącej 16 tys. mieszkańców, na której stadion regularnie przychodzi 1400 kibiców. Jej zawodnicy zarabiają średnio po 2,5 tys. euro miesięcznie, czyli mniej więcej tyle, ile Neymar zgarnia podczas mrugnięcia okiem. Nigdy w swojej historii nie grała zresztą w Ligue 1 czy nawet Ligue 2. Championnat National, gdzie występuje obecnie, to najwyższy poziom na jaki kiedykolwiek weszła.

– PSG ma zespół pełen gwiazd, należących do najlepszych na świecie. Co roku walczą o najwyższe laury. Gdzie nam do nich? Jesteśmy praktycznie amatorami, choć zostaliśmy obdarzeni wielką odwagą i jednością. Dlatego właśnie w finale obejrzymy futbolu przez wielkie „F” – mówił niedawno Stephane Masala, trener drużyny skazywanej na pożarcie przez paryskiego giganta. Rozmiary to jest zresztą coś, co faktycznie przytłacza całą ekipę Les Herbiers, która nie do końca potrafi odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Jeszcze raz oddajmy głos jej szkoleniowcowi: – Weszliśmy do szatni na Stade de France i byliśmy w szoku. Dla nas jest zbyt wielka. Podczas przygotowań brakowało nam pewnej intymności. Nawet nie wiedziałem gdzie mam stanąć podczas odprawy! – przekonywał Masala.

Nic dziwnego, skoro szatnia trzecioligowców wygląda następująco:

Reklama
Źródło: Facebook Les Herbiers

Natomiast ta ze Stade France tak:

Źródło: Getty Images

Niebo a ziemia.

– Wcześniej natomiast federacja zaprosiła ich na parę dni do bazy Clairefontaine. To jest miejsce, gdzie kadra trenuje na każdym zgrupowaniu. Trójkolorowi zaraz się tam zjadą, by trenować przed mundialem. Ogólnie ten kompleks mieści się pod Paryżem i oni nazywają go „domem piłki francuskiej”. Fajna sprawa, że taki trzecioligowiec będzie mógł sobie tam pograć choćby przez te kilka dni. Dla zawodników Les Herbies, to na pewno wielka sprawa – opowiada nam Wojciech Adamczak, pasjonujący się francuskim futbolem.

Ale jak to się właściwie stało, że Czerwone Diabły z trzeciej ligi zaszły tak daleko? Po pierwsze – format rozgrywek, który sprzyja tego typu historiom. W Coupe de France nie istnieje w nim bowiem coś takiego jak rozstawienie drużyn, a do tego rozgrywa się w nim tylko jedno spotkanie w ramach danej rundy, więc to naturalne, iż dzięki temu prawdopodobieństwo wystąpienia różnorakich anomalii wzrasta znacznie. Nie to co na przykład w Copa del Rey, gdzie konieczność rozgrywania dwumeczów ogranicza występowanie tego typu historii do minimum.

Reklama

Po drugie – mimo wszystko spora jakość. Okej, Les Herbiers nie wyrzucili z Pucharu Francji żadnej Marsylii czy innego Lyonu, ale i tak nie było im łatwo. W 1/16 finału pokonali bowiem Auxerre z Ligue 2, zaś w ćwierćfinale, po rzutach karnych, wyrzucili za burtę RC Lens, innego drugoligowca. Czyżby teoretycznie mocniejsi rywale zlekceważyli drużynę, która dopiero 3 lata temu przeszła na profesjonalizm? Możemy tylko spekulować, aczkolwiek jest to wielce prawdopodobny scenariusz.

A zatem, jak zawsze w podobnych przypadkach, pierwiastek farta też odegrał tutaj swoją rolę. Raz, że mamy tu na myśli wcześniej wspomnianą serię jedenastek, a dwa, że w półfinale swój trafił na swego. W przedsionku do finału los skojarzył ich bowiem z ekipą Chambly z tego samego poziomu rozgrywkowego, a ich potyczkę zapowiadano we francuskiej prasie jako starcie „Dawida z Dawidem” i ostatecznie to ten z zachodniej części Francji był górą.

Nie same wyniki trzecioligowców zainteresowały jednak tamtejszą opinię publiczną, lecz także na swój sposób oryginalne metody pracy Stephane Masali. W wywiadzie dla „20minutes” zarzekał się, iż jego podopieczni najważniejszą robotę wykonują podczas treningów, sumiennie wykonują pracę, bla bla bla, ale w końcu pękł, przyznając się choćby do stosowania wyjątkowych metod motywacyjnych. Pewnego razu na przykład przyniósł do szatni wielką belkę, po której na pewnej wysokości spacerowali jego zawodnicy, a on powtarzał im. – Jeśli dajecie radę na 10 centymetrach nad ziemią, to uda wam się i przy 100 metrach – metaforycznie nawiązując do tego, jak daleko są w stanie zajść w Coupe de France.

Jeszcze innym razem, przed meczem z Auxerre, szkoleniowiec przyniósł na odprawę video z jego piłkarzami w rolach głównych, choć ich postaci zostały przerobione na Avengersów. – W ten sposób chciałem im przekazać, że dla mnie są superbohaterami zdolnymi do wykonywania rzeczy niemal niemożliwych. Powiedziałem im, iż koszulki klubowe to ich zbroje, dzięki którym mogą stanąć do równorzędnej walki z każdym – opowiadał.

Jak widać, kiedy ogniem i mieczem świata zawojować się nie da, można to zrobić pomysłem. Masala wierzy bowiem, że psychologia to właśnie ta gałąź w futbolu, z której można wycisnąć jeszcze największe rezerwy. – Wciąż pozostaje wiele do nauczenia się na temat funkcjonowania ludzkiego mózgu oraz wykorzystywania jego możliwości, co można byłoby jeszcze lepiej wykorzystać w pracy szkoleniowej – mówił trener, który co prawda nigdy psychologii nie studiował, ale jest nią żywo zainteresowany i traktuje ją jako hobby. No cóż, nic dziwnego, że z menedżerem tak kreatywnym i charyzmatycznym trzecioligowi piłkarze wykrzesali z siebie więcej niż spodziewałby się po nich cały kraj.

Swoją drogą, ciekawe co wymyślił przed PSG?

– Kibice Les Herbies żyją tym finałem już od dłuższego czasu. Na finał przyjedzie 18 tys. fanów, a miasteczko zamieszkuje jedynie… 15 tys. ludzi. Na ostatnim meczu ligowym, który przegrywali już 0:2, a ostatecznie wygrali 3:2, podarła im się sektorówka, którą później rozłożyli na całym boisku i zszywali ją wspólnie. Był z tego nawet reportaż, w którym pokazano jak kobiety cerują tę flagę na maszynach do szycia – opowiada Adamczak.

To wsparcie oraz nagłe wielkie zainteresowanie Czerwonymi Diabłami z Championnat National sprawiło, iż musiały one szukać innego stadionu, który pomieściłby wszystkich chętnych widzów. Ostatecznie one i Chambly wylądowały 75 kilometrów dalej na obiekcie FC Nantes, a na trybunach zasiadło ponad 35 tys. ludzi, z czego większość dopingowała właśnie obecnych finalistów. Ironia losu polega na tym, że na mecze prawdziwych gospodarzy średnio przychodzi ponad 10 tys. kibiców mniej, choć Les Canaris występują w Ligue 1. Trzeba jednak zaznaczyć, iż Waldemar Kita, polski właściciel klubu, nie ma z nimi najlepszych relacji.

Moda na Les Herbiers osiągnęła apogeum w momencie, gdy powstała poniższa piosenka, która w nieco ponad miesiąc nabiła ponad 700 tys. wyświetleń. Ostrzegamy jednak – słuchacie na własną odpowiedzialność!

Ktoś może powiedzieć, że historie dotyczące Pucharu Francji, w którym wielkie sukcesy odnosić mogą malutkie klubiki osłabiają prestiż tych rozgrywek, aczkolwiek rozglądając się po mediach odnosi się wrażenie, iż jest dokładnie odwrotnie. Każdy fan tamtejszej piłki mówi o Les Herbiers, równie dużo dzieje się w mediach. Na przykład do francuskiego odpowiednika „Cafe Futbol” zaproszono kapitana drużyny, Sebastiena Flochona, który bez wahania odpowiedział w studiu, iż samo dojście do finału należy rozpatrywać w ramach cudu. Bixente Lizarazu, występujący tam w roli eksperta, śmiał się, że podopieczni Masali mają zerowe szanse w starciu z PSG, na co Flochon odpowiedział: – Dlatego, jeśli miałbym wybierać, wolałbym wywalczyć utrzymanie w trzeciej lidze, niż wygrać Coupe de France.

Na przestrzeni wielu lat Francuzi musieli zresztą przyzwyczaić się do podobnych historii, szczycą się nimi. Na przykład w 2012 roku byliśmy świadkami finału pomiędzy Olympique Lyon a Quevilly, również z trzeciej ligi. Trzy lata wcześniej puchar zdobyło z kolei drugoligowe wówczas Guingamp. W 2001 oraz 1996 roku zmorami dla klubów z Ligue 1 oraz Ligue 2 były odpowiednio drużyny Amiens oraz Nimes.

Z kolei niedawno pisaliśmy też o przypadku sprzed 18 lat, gdy do finału dotarła drużyna amatorska: Jeżeli przypomnimy sobie 2000 rok, to nawet zespoły Les Herbiers i Chambly wyglądałyby na Goliata w meczu z ówczesnym finalistą, Calais Racing Union. Dziś Calais kojarzy się już tylko z nieustannym bałaganem związanym z napływem imigrantów na Stary Kontynent, ale na przełomie wieków tamtejszy klubik przebił wszelkie inne pucharowe sensacje – Calais weszło do finału jako drużyna amatorska. Po drodze stuknęli dwóch przedstawicieli z Ligue 1 (wówczas Dywizja 1) – Bordeaux i… Strasbourg, jak widać wyspecjalizowany w umaczaniu z ogórkami. Calais w finale wyszło nawet na prowadzenie, ale ostatecznie polegli 1:2 z Nantes, a gola na wagę pucharu rywale ustrzelili w ostatniej minucie meczu, na dodatek z rzutu karnego. Prezydent Francji, Jacques Chirac, stwierdził po spotkaniu, że finał miał dwóch zwycięzców – jednego sportowego, a drugiego – ludzkiego.

I to samo można powiedzieć z pełnym przekonaniem o przypadku Les Herbiers, bo niezależnie od tego jak potoczy się dzisiejszy mecz z PSG, oni i tak napisali już piękną historię, o której we Francji, a szczególnie w regionie Wandea, będzie mówiło się przez dłuuuuugie lata.

Przygotowali: Mariusz Bielski, Bartosz Burzyński

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Francja

Komentarze

6 komentarzy

Loading...