Snooker otwiera się na świat, młodzi-gniewni poczynają sobie coraz śmielej. To okazało się jednak za mało, żeby w mistrzostwach świata przechytrzyć doświadczonych, brytyjskich mistrzów. O triumf w Crucible Theatre zagrają John Higgins i Mark Williams, tworząc jednocześnie najstarszą parę finalistów w „nowożytnej” erze snookera.
Niespełna dwa miliony funtów – tyle znajduje się w puli nagród najważniejszego turnieju w snookerowym kalendarzu. W tym – 425 tysięcy dla zwycięzcy, a 180 dla wicemistrza. Jest o co grać, choć tak Higgins, jak i Williams swoje już w tych mistrzostwach zarobili. W sumie natłukli dotychczas siedemnaście breaków (co najmniej) stupunktowych, za które organizatorzy mistrzostw sowicie wynagradzają.
Higgins otarł się nawet o maksa, notując 146 punktów w jednym podejściu. Breaka maksymalnego wbijał już w oficjalnym meczu ośmiokrotnie, lecz nigdy w Crucible. Williams ma dwa takie podejścia, ale jedno z nich właśnie w mistrzostwach świata.
Obecne mistrzostwa to jedno, wrażenie robią dopiero kwoty, jakie Higgins i Williams zdjęli z bilardowego sukna w przeciągu całych swoich snookerowych karier. Panowie są równolatkami (rocznik 1975), profesjonalną karierę także zaczynali mniej więcej w tym samym czasie, na początku lat 90-tych. Od tego czasu pochodzący ze Szkocji Higgins zarobił już przeszło 7,5 miliona funtów, Williams – ponad 5 mln.
To będzie dla Higginsa drugi finał mistrzostw świata z rzędu – w ubiegłym roku musiał uznać wyższość Marka Selby’ego, który zresztą uchodził za faworyta także w tegorocznych rozgrywkach, ale sensacyjnie wyrzucił go za burtę turnieju doświadczony Joe Perry, na dodatek – już w pierwszej rundzie. W przedbiegach wyleciał też słynny Ronnie O’Sullivan, na którym – za wszystkie dotychczasowe klęski w mistrzostwach – zemścił się Ali Carter.
W sumie to już siódma wycieczka Szkota aż do samego finału w Crucible – jak do tej pory ma cztery tytuły na koncie, dwa razy musiał uznać wyższość przeciwnika. Jeżeli wygra po raz piąty, dogoni w liczbie tytułów właśnie O’Sullivana, kolejnego – i chyba najwybitniejszego – przedstawiciela rocznika 1975. – W moich oczach to najlepszy zawodnik w historii i mieć tyle samo tytułów co on, to byłoby niesamowite uczucie – mówi Higgins.
W finale zmierzą się Szkot z Walijczykiem, a to oznacza przerwanie sześcioletnie passy, gdy po najważniejsze trofeum sięgali Anglicy. To musi cieszyć zwłaszcza przedstawiciela Walii, bo Mark Williams wytatuował sobie nawet na ciele walijskiego smoka, który pożera angielską flagę. Williams – podobnie jak Higgins – wie już, jak smakuje tryumf w Crucible Theatre. Chociaż, czy aby już tego nie zapomniał? W finale mistrzostw świata meldował się trzykrotnie, dwa razy zwyciężając. Po raz ostatni – w 2003 roku.
Williams na przełomie wieków był tak znakomity, że aż dziw bierze, iż później zjechał tak nisko. W sezonie 2002/2003 zdobył Potrójną Koronę, wygrywając wszystkie trzy najważniejsze turnieje, jeden po drugim. Był najlepszy w UK Championship i Mastersie, a później nie miał sobie równych w Crucible. Oprócz Williamsa tej sztuki dokonali tylko Steve Davis i Stephen Hendry, najściślejszy top, jeżeli chodzi o najwybitniejszych zawodników w historii.
Mark Williams także łapie się do czołówki tego rodzaju rankingów, ale już nie tak ścisłej. Właściwie – renesans jego formy to dość duże zaskoczenie. Higgins – nie licząc zawirowań związanych z tą aferą – trzyma mniej więcej równy poziom od dekad, cały czas pozostając w grze o najwyższą stawkę. Tymczasem Williams eksplodował z nieopisanym hukiem na przełomie wieków, a później zgasł i zniknął ze sceny. W sezonie 02/03 dorównał największym legendom snookera, żeby potem – przez siedem długich lat – wygrać ledwie dwa turnieje rankingowe, zresztą o niezbyt dużym prestiżu.
„Borsuk” pozbierał się w 2010 roku i od tego czasu znów przynależy do czołówki, choć finał mistrzostw świata to w jego przypadku wynik zdecydowanie powyżej oczekiwań. Zresztą – o ile Higgins przebrnął przez półfinał z kłopotami, ale jednak dość pewnie, to Williams męczył się i balansował na krawędzi odpadnięcia, tworząc z Barry’m Hawkinsem istny thriller. Walijczyk szalę zwycięstwa przechylił na swoją korzyść dopiero w sesji wieczornej, którą ostatecznie zwyciężył, a cały mecz zamknął wynikiem 17:15.
Ta turlająca się niemrawo czarna bila i potężne westchnienie ulgi Williamsa – mówią wszystko o całym meczu.
He's done it!@markwil147 is through to his first Crucible final in 15 years…
What an epic semi with Barry Hawkins! #ilovesnooker @Betfred pic.twitter.com/PLvmhasLkJ
— WST (@WeAreWST) May 5, 2018
Higgins znacznie większe kłopoty miał w ćwierćfinale, gdzie ograł szalonego Judda Trumpa 13:12. To był niesłychany dreszczowiec, ale w ostatniej partii doświadczenie zwyciężyło nad fantazją.
Not for the first time, John Higgins wins a Crucible classic! #ilovesnooker @Betfred pic.twitter.com/vHIEI0vu89
— WST (@WeAreWST) May 2, 2018
Dzisiaj, na 15:00 zaplanowano pierwszą sesję finałową. Higgins i Williams mierzyli się już ze sobą pięciokrotnie w finałach turniejów rankingowych, trzykrotnie górą był Szkot, a w tym dwa razy w słynnym UK Championship.
To będzie jednak pierwsze starcie „Borsuka” i „Czarodzieja” w finale mistrzostw świata. Trzy razy grali już ze sobą w półfinałach, tutaj bilans z korzyścią dla Walijczyka – dwa do jednego. Williams, który rok temu nawet nie zakwalifikował się do turnieju, głośno podejrzewa, że to dla niego ostatni finał w karierze. Higgins – po prostu się cieszy, że doszedł tak wysoko i może skrzyżować kije z wieloletnim rywalem. – On jest łysy, a ja siwy, więc to będzie bardzo umysłowy pojedynek.
Fot. Newspix.pl