Reklama

Nowa Martina Hingis? Marta Kostiuk ma piętnaście lat i potencjał na wielkie granie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

04 maja 2018, 10:33 • 11 min czytania 1 komentarz

Jeszcze na początku tego roku zajmowała 523. miejsce w rankingu WTA. Dziś jest 134. Pisały o niej media na całym świecie – ESPN, Guardian, Sports Illustrated. Jej nazwisko znajdziecie wszędzie. Marta Kostiuk w styczniu zachwyciła tenisowy świat. Na co tak naprawdę ją stać?

Nowa Martina Hingis? Marta Kostiuk ma piętnaście lat i potencjał na wielkie granie

Niespodzianka

Trzecia runda turnieju wielkoszlemowego to niby niewiele. Choć, z drugiej strony, dla naszej Magdy Linette to życiowy sukces. A przecież mówimy o tenisistce, która dobija się do pierwszej 50 światowego rankingu, nawet jeśli aktualnie nieco w nim spadła. Magda ma 26 lat. Marta Kostiuk w czerwcu skończy 16. W wielkim szlemie wystąpiła raz – na australijskich kortach, w styczniu tego roku. No i wygrała dwa mecze w głównej drabince.

Naturalnie w takich przypadkach zaczyna się liczenie. Że po przejściu kwalifikacji stała się najmłodszą zawodniczką, która tego dokonała od czasów Sesił Karatanczewej w 2005 roku. Że ostatnią młodszą tenisistką, która wygrała mecz w drabince głównej, była CiCi Bellis na US Open 2014. Że poprzednią tak młodą dziewczyną, która przeszła do drugiej rundy Australian Open była Martina Hingis w 1996 roku. Ale Ukrainka już się do tego wszystkiego przyzwyczaiła. I nie zwraca na to większej uwagi:

Każdego roku, w każdym turnieju, biję jakiś rekord, nie czuję się przez to specjalnie. Jeśli za każdym razem, gdy gram i pobijam rekord, czułabym coś innego, byłoby tego zbyt wiele. Dla mnie to kolejny mecz, nie myślę „O mój Boże! Jestem w drugiej rundzie [Australian Open]!”. To kolejny turniej i kolejne doświadczenie.

Reklama

I to podejście wydaje się odpowiednie. Bo tak naprawdę Marta jeszcze niczego wielkiego nie osiągnęła… a i tę trzecią rundę niekoniecznie trzeba traktować w kategoriach sensacji, jak zrobili to dziennikarze i kibice na całym świecie. Cały sekret w tym, że Kostiuk grała swoje – starała się przejmować inicjatywę, nacierać na rywalkę – i zdobywała tym punkty. Doliczmy dobry serwis, którym potrafi zdobywać punkty i mamy receptę na niezły wynik. Szczególnie z odrobiną szczęścia.

Joanna Sakowicz, była tenisistka, obecnie komentatorka:

Nie rozpatrywałabym tego w kategoriach sensacji. Na pewno niespodzianka, ale trzeba pamiętać, że skorzystała z tego, że losowanie było dla niej sprzyjające. W pierwszej rundzie trafiła na Peng Shuai, która w tym roku właściwie cały czas ma problemy ze zdrowiem. Do Australii przyjechała tak naprawdę, żeby spróbować, a Marta była rozpędzona po trzech zwycięstwach w eliminacjach. Poza tym, kiedy ma się piętnaście lat, to – choć naprawdę w trudno to uwierzyć – gra się bez żadnej presji, a ta gra w tenisa jest czystą przyjemnością. To losowanie było sprzyjające, ale też brawa dla niej, że nie wystraszyła się tego, wiele zawodniczek by się przestraszyło, ona nie.

Mimo sprzyjającej drabinki (w drugiej rundzie dostała stosunkowo nisko notowaną reprezentantkę Australii, Olivię Rogowską, grającą w turnieju z dziką kartą), to wciąż duże osiągnięcie. Tym bardziej w świecie starzejącego się tenisa. Bo to nie tylko kwestia rywalizacji u mężczyzn. Kobieca stawka też staje się coraz starsza i turnieje zwykle wygrywają doświadczone zawodniczki. Młodym trudniej się przebić i coraz rzadziej triumfują one w najważniejszych turniejach. Średnia wieku w Australian Open wynosiła ponad 25,5 roku, stale zresztą rośnie. Czasy Moniki Seles czy wspomnianej Martiny Hingis odeszły do lamusa. I dlatego wokół Ukrainki zrobił się tak duży szum.

Marta Kostiuk:

– Wiek to tylko liczba, która nie ma żadnego znaczenia. Kiedy ludzie wokół emocjonują się, że pokonałam rywalkę starszą ode mnie na przykład o dziesięć lat, moja reakcja jest prosta i krótka: No i co z tego?

Reklama

Tenisistka

To trochę dziwnie brzmi, gdy używamy tego hasła jako śródtytułu w artykule o… no właśnie, tenisistce. Wiemy. Ale musimy tu rozbić Martę Kostiuk na kilka osób. Teraz będzie o pierwszej z nich. Tej, która, gdy wychodzi na kort, potrafi grać na niesamowicie dobrym i dojrzałym poziomie. Chcemy wyjaśnić wam, jak to możliwe.

Pisząc wprost: dziewczyna jest bardzo świadoma tego, co przed nią stoi. Doskonale wie, po co gra i po co trenuje – sukcesy, sposób na życie, ma to w głowie i chce do tego dążyć. Z drugiej strony jednak, zdaje sobie sprawę, że to wszystko nie przyjdzie od razu i musi poczekać na najlepsze wyniki. Wciąż podkreśla, jak ważny jest trening i że – jak na razie – na większe turnieje jeździ tylko po doświadczenie. Zresztą na ten moment nie może grać w zbyt wielu, mimo że zakończyła już karierę juniorską:

Joanna Sakowicz:

Na stronie WTA są wypisane zasady, według których Marta może zagrać rocznie w dziesięciu turniejach przed ukończeniem szesnastego roku życia. To liczy się nie w ciągu roku kalendarzowego, a od urodzin do urodzin, więc, w jej przypadku, do końca czerwca. Kiedy skończy szesnaście lat, będzie mogła rozegrać dwanaście turniejów w ciągu roku.

Marta Kostiuk:

Przed Australian Open wydawało mi się, że gram w zbyt małej liczbie turniejów. Z pewnych powodów byłam przekonana, że przegram wiele meczów, a każdy turniej będzie się liczyć, przez co będę grać pod presją. Próbowaliśmy nawet zaapelować do ITF-u, żeby „poluzowali” te restrykcje, bo dla nas – juniorów – nie są one przyjazne. Problem leży nie tylko w liczbie turniejów, ale też w dzikich kartach, których jest mało. (…) Z drugiej strony myślę, że gdyby ograniczeń nie było, grałabym za dużo turniejów i mogłabym doznać kontuzji. CiCi Bellis i Belinda Bencić, gdy skończyły 18 lat, zaczęły grać w wielu turniejach z rzędu i to je „zabiło”.

O to, by rozwój Marty przebiegał bez zakłóceń, troszczy się jej matka. Niegdyś zawodniczka, choć niezbyt utalentowana (jej największym sukcesem był wygrany turniej ITF o puli 10 tysięcy dolarów), dziś trenerka Ale, poza nią, o Ukrainkę dba też… Ivan Ljubicić. Czyli ten sam gość, który znajduje się w sztabie Rogera Federera, a niegdyś zajmował trzecie miejsce w światowym rankingu. Chorwat ma agencję współpracującą z młodymi zawodnikami i regularnie zagląda na turnieje, w których występują. Zresztą Ukrainka trenuje w Zagrzebiu, przez co często może się z nim kontaktować.

Sama Kostiuk, jak już wspomnieliśmy, świadomie podchodzi do swojej kariery. Trenuje po sześć godzin dziennie, licząc wszelkie rodzaje ćwiczeń – jogging, te na korcie, siłownię i tak dalej. Wciąż pracuje nad swoją psychiką, ale – znów – zdaje sobie sprawę, że musi się w tym, piekielnie istotnym w tenisie elemencie, poprawić.

Najważniejsze jest dla mnie, by nie być wyczerpaną emocjonalnie. Wierzę, że fizycznie jestem zdolna do wielkiego wysiłku, prawie nie mam granic. Nie zdarzyło mi się, żebym była całkowicie wypruta z sił, nawet po bardzo trudnych meczach. Jestem przekonana, że emocje są w tenisie dużo ważniejsze.

– Dwa tygodnie temu [w turnieju przed Australian Open – przyp. red.] przegrałam w pierwszej rundzie z dziewczyną z Grecji. Prowadziłam, miałam piłkę setową i nagle popełniłam kilka błędów. Po meczu byłam zdenerwowana. To było coś w stylu „nie chcę jechać do Australii, nie wiem, po co tam jadę, przegram w pierwszej rundzie kwalifikacji”. Uczę się na swoich porażkach i faktycznie wiele zmieniam. W tydzień zmieniłam tyle rzeczy, że trudno sobie to wyobrazić.

Córka

Napomknęliśmy już, że karierą młodej Ukrainki opiekuje się jej matka. Ale warto tu wspomnieć też o ojcu – Oleh był dyrektorem „Antey Cup”, turnieju dla juniorów, organizowanego w Kijowie, i trenerem tenisa. To w stolicy Ukrainy treningi zaczęła kilkuletnia Marta. Jednak powody, dla których wybrała tenis, były niecodzienne:

Moja matka zawsze dużo pracowała jako trener i, gdy pierwszy raz poszłam na korty, żeby potrenować, zrozumiałam, że gdy zacznę grać w tenisa, będę spędzać z nią dużo więcej czasu. Więc była to pewna motywacja – jeśli będę grać, częściej będę obok niej.

Swoją drogą jednym z pierwszych trenerów Marty był jej wujek, Taras. Na przełomie lat 80. i 90. stosunkowo znany zawodnik. Pierwotnie jednak nie wszystko było tak łatwe i przyjemne, jak mogłoby się zdawać po tych tenisowych korzeniach – młoda zawodniczka pamięta, jak jej matka odgrywała jej coraz trudniejsze piłki, a ona sama denerwowała się, że przez nią nie jest w stanie jej odbić. Chciała dostawać je idealnie na rakietę. Wkrótce miała zrozumieć, że to nie na tym polega.

Bo matka Marty nigdy nie dawała jej taryfy ulgowej. Córka w domu, na korcie kolejna podopieczna. Rodzice nie zachęcali jej do gry w tenisa, o czym sama wspomina, w żaden sposób też na nią nie wpływali przy wyborze dyscypliny (do 11. roku życia trenowała też gimnastykę), ale kiedy już się zdecydowała, starali się wpoić jej wszystko, co najważniejsze. Bez odpuszczania.

Problem polega na tym, że moja mama jest wymagająca. Grała w tenisa i wie, jak trudne to jest, więc nie jest jej wobec mnie przykro. Inne matki, które nie są związane ze sportem, często „litują” się nad swoimi dziećmi, mówiąc, że pracują tak dużo i potrzebują odpoczynku. Nie jestem jednym z nich. Nie pamiętam, jakie relacje miałyśmy, gdy miałam kilka lat, ale dziś w pełni się rozumiemy.

Po porażce w trzeciej rundzie Australian Open (2:6 2:6 z Eliną Switoliną, jej rodaczką), Kostiuk była wręcz załamana. Wtedy do akcji wkroczyła właśnie jej matka, dzięki której Marta szybko stanęła na nogi.

Powiedziała „Marta, jesteś dobra. Nic złego się nie stało”. Byłam niesamowicie rozczarowana. Płakałam. Powiedziała, że ja też będę tak grać. Mówiła, że było dobrze, a wszyscy wiedzą, że umiem grać lepiej, pokazałam im to. Nic, naprawdę nic złego się nie stało.

To jedna z tych sytuacji, które mówią nam niezwykle istotną rzecz. Pisząc czy mówiąc o Kostiuk nie można zapomnieć, że to przecież wciąż…

Nastolatka

Może i w tenisa potrafi grać znakomicie. Może jest wymieniana wśród przyszłych mistrzyń (do tego jeszcze przejdziemy). Może z rakietą potrafi wyczyniać cuda, ale to nie zmienia tego prostego faktu: Marta Kostiuk to nastolatka i tak samo, jak wszystkie inne nastolatki, próbuje radzić sobie z emocjami, presją otoczenia. Tyle że ona odczuwa to kilka razy bardziej. 

Wobec zawodniczek w tym wieku potrzebne są specjalne metody wychowawcze. Z Martą jest oczywiście stosunkowo łatwo, o jej tenisowej świadomości już pisaliśmy. Ale momentami wciąż trzeba uciekać się do niestandardowych rozwiązań. Przykład? Zakaz używania telefonu. Naprawdę, nie wpadlibyśmy na to, że trenerzy mogą o tym decydować. W tym przypadku – Ivan Ljubicić.

Wcześniej mogłam używać telefonu w trakcie sesji treningowych i turniejów, kiedy czekałam na korcie na moją rywalkę. Ale mój trener to przerwał – nie mogę chwycić telefonu piętnaście minut przed i piętnaście minut po meczu. Zgodziłam się, bo jest wobec mnie autorytarny i słucham jego instrukcji. Jakiś czas temu naprawdę miałam z tym problem, spędzałam mnóstwo czasu z telefonem. W trakcie Wimbledonu moja matka zabrała mi go. Problem był nawet głębszy – nie chodziło tylko o telefon sam w sobie, ale o to, jak komunikuję się z innymi ludźmi czy zachowuję się. To jest połączone.

W Internecie przeczytać możemy o innych typowo nastoletnich rzeczach, gdy chodzi o Martę. Ulubiona książka? „Gwiazd naszych wina”. Ostatnio przeczytała „Targowisko próżności” Thackeraya, choć to wypowiedź z lutego, więc pewnie połknęła już kolejną książkę. Zresztą, ambitna lektura, podziwiamy ten wybór. Jakie filmy ogląda? Lubi komedie, ale wszystkie nowe wyglądają tak samo. Jedynie kilka z ostatnich lat naprawdę jej się podoba. Muzyka? W sumie wszystko, choć uwielbia ukraińskich artystów, np. Tinę Karol. I tak dalej, i tak dalej. 

Wiek nastoletni, więc i typowe dla niego trudności. Jedną z nich jest łączenie szkoły z zawodami. Wiadomo, że w pewnym momencie edukację można sobie odpuścić, ale na pewno nie w wieku (niespełna) szesnastu lat. Z tego, czego dowiedzieliśmy się o rodzicach Ukrainki, prawdopodobnie nie zaakceptowaliby takiego rozwiązania. Słusznie. Pozostaje więc uczyć się w wolnych chwilach. Tych na razie trochę jest, mimo zawodów i treningów, więc, z pomocą wyrozumiałych nauczycieli, się udaje.

Najważniejsza jednak jest kwestia, o której już napomknęliśmy: psychika. Wiadomo, że na korcie młoda, niedoświadczona zawodniczka, reaguje zupełnie inaczej niż Serena Williams czy Caroline Woźniacki. Kwestia obycia, treningu mentalnego, tysięcy przebitych przez siatkę piłek. No i charakteru – bez niego te zawodniczki nie byłyby w czołówce światowego rankingu.

Muszę wypocząć psychologicznie. Wcześniej wszystko na korcie było znacznie gorsze niż teraz. Płakałam, rakiety latały – było tam wszystko. Teraz jestem emocjonalna, ale do pewnego limitu, przedtem było to straszne, nawet nie chcę wspominać. (…) Nie mam żadnych ostrzeżeń dotyczących zachowania, stale je poprawiam. Oczywiście czasem muszę spojrzeć na siebie bardziej krytycznie, ale nie ma nic, co wymagałoby drastycznej zmiany.

Z drugiej strony to właśnie ten nastoletni entuzjazm, kierowanie się emocjami, zjednało jej mnóstwo fanów. Bo Ukrainka jest bardzo naturalna. Kiedy udziela wywiadów, nie boi się powiedzieć, co myśli czy porozmawiać o czymś, co nie dotyczy tylko jej gry (ostatnio przyznała, że do dziewiątego roku życia myślała, że jej mężem będzie… Novak Djoković). Jest uśmiechnięta, cieszy się tym, co robi. Najlepiej widać to w sposobie celebracji najważniejszych wygranych. Nie będziemy opisywać, zobaczcie sami poniżej. Całkiem prawdopodobne, że w najbliższym czasie będziemy to widywać na kortach znacznie częściej.

Mistrzyni?

Nie będziemy się bawić w Nostradamusa, nie mamy kryształowej kuli (a Kamil Stoch i Adam Małysz akurat byli nieosiągalni). Nie napiszemy wam więc, że ta dziewczyna wygra w przyszłości turniej wielkoszlemowy… ale na pewno jest w stanie to osiągnąć. Przy odpowiednim pokierowaniu jej karierą, opiece ze strony trenerów i unikaniu wszelkich pozasportowych pokus – tak, na pewno. I to mimo tego, że jest kilka innych bardzo zdolnych zawodniczek w jej wieku, które wkrótce też mogą zaistnieć w czołówce kobiecego tenisa.

Do tej pory Kostiuk wygrała dwa turnieje ITF. Do tego raz była w finale takiego i nie udało jej się triumfować. Jest mistrzynią wielkoszlemową wśród juniorek, gdzie rywalizowała z zawodniczkami o kilka lat starszymi od siebie. W singlu wygrała Australian, w deblu US Open. Gra bez żadnych kompleksów, nie boi się wyzwań i regularnie sprawia, że jej osiągnięciom przygląda się coraz więcej osób. Ostatnio przekonała się o tym Caroline Garcia, która musiała rozegrać trzy długie sety, by pokonać nastoletnią rywalkę. Warto śledzić karierę Ukrainki, bo potencjał ma ogromny.

Pozostaje pytanie: na ile uda jej się zrealizować swój potencjał? Martina Hingis zrobiła to znakomicie. Podobnie Monica Seles, która też wygrywała jako nastolatka. Wspomniana już w tym tekście Sesił Karatanczewa – wręcz przeciwnie. Wiele innych zawodniczek też nie zdołało wykorzystać ogromu swojego talentu. Marta Kostiuk musi uważać, by nie stać się jedną z nich.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix.pl

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Inne sporty

Komentarze

1 komentarz

Loading...