Arsene Wenger zrobił wiele dla Arsenalu i będzie mu to oczywiście pamiętane, natomiast z pewnością sam Francuz chciałby pożegnać się z Emirates godnie. Wygrać Ligę Europy, skończyć rozgrywki choćby na tym szóstym miejscu, nie dając się wyprzedzić Burnley – gdyby The Clarets łyknęli Kanonierów, brzmiałoby to przecież paskudnie. Cóż, niestety ten finisz Wengerowi i Arsenalowi na razie nie wychodzi. Pamiętamy koszmarny pod względem wyniku mecz z Atletico, a dziś dochodzi do tego bolesna porażka z Manchesterem United.
Bolesna z paru powodów. Wenger jako szkoleniowiec Arsenalu na Old Trafford już nie wróci, a przecież wiemy, jak trudna była relacja jego i Mourinho – pełna złośliwości oraz docinek. Odchodzący szkoleniowiec nie sprawił jednak, by Portugalczykowi ten mecz ostro zapadł w pamięć. Goście byli słabsi od Czerwonych Diabłów, może gospodarze nie dominowali bardzo wyraźnie, nie ostrzeliwali co chwilę bramki Ospiny, natomiast mieli przewagę. Bo tak naprawdę z czego dziś zapamiętamy Kanonierów? Głównie z gola, gdy Mychitarian uderzył z dystansu tak, że de Gea nie podejmował interwencji, bo wiedział, że strzał jest piekielnie precyzyjny. Rzeczywiście wpadło Ormianinowi, tuż przy słupku z precyzją najlepszego chirurga.
Czy jednak Arsenal dał więcej z siebie poza tą bramką? Raczej nie, kojarzymy tym razem niecelny strzał Mychitariana i główkę Aubameyanga. No, kanonada to nie była.
W ogóle, jeśli stwierdzić, że mecz toczył się w dość letnim tempie, to jednak United było tą ekipą, która bardziej chciała. A może inaczej: potrafiła po prostu więcej. Gospodarze wyszli na prowadzenie bardzo szybko, bo już w szesnastej minucie. Jeszcze strzał Sancheza (z pomocą rykoszetu) po wrzutce Lukaku wylądował na słupku, ale dobitka Pogby trafila do siatki. Później United, choć wypuścili prowadzenie z rąk, byli tą stroną, na którą chętniej postawilibyśmy jakiekolwiek pieniądze. Wiadomo, Ospina nie musiał uwijać się w ukropie, ale jednak śmierdziało bramką, skoro gospodarze w drugiej części gry mieli piłkę przez 65% czasu. Jeszcze gol Rashforda został nieuznany, bo sędzia słusznie dopatrzył się spalonego, ale kolejna próba Fellainiego – bo de facto to on strzelał przy użyciu słupka Rashfordem – okazała się skuteczna. Poszła wrzutka od Younga, Belg zrobił użytek ze swoich centymetrów i głową dał gospodarzom zwycięstwo.
Arsenal ma teraz trzy punkty przewagi nad Burnley i mecz zapasu. Dobrze dla nich, że goni ich drużyna w przeciętnej formie, bo po graczach Wengera nie widać, by ze względu na odejście bossa ich forma wyjątkowo poszła do góry. To chyba wiele mówi, a na pewno to, że decyzja o rozstaniu jest właściwa.
Manchester United – Arsenal 2:1
Pogba 16′ Fellaini 90+1′ – Mychitarian 51′
Fot. Newspix