Ruch Chorzów nadal buja się na granicy przeciętności i żenady. Co prawda dzisiaj chorzowianie nawet nieźle zaczęli, ale długo nie trzeba było czekać, by Miedź wypunktowała ich wszystkie słabe strony. Skończyło się więc bez niespodzianki, a to oznacza, że podopieczni Dominika Nowaka jedną nogą są już w ekstraklasie. Naprawdę musiałoby wydarzyć się niezłe trzęsienie ziemi, by Miedź zaprzepaściła swoją szansę. Podobnie zresztą wygląda sytuacja ze spadkiem Ruchu Chorzów. Nic nie wskazuje na to, by goście dzisiejszego spotkania mieli pozostać w I lidze na kolejny sezon.
Szczerze mówiąc, trochę daliśmy się nabrać, bo po dwóch pierwszych kwadransach uwierzyliśmy, że Ruch będzie w stanie wywieźć punkty z Legnicy. Ba, przeszło nam przez myśl, że goście ten mecz wygrają. Generalnie pomyśleliśmy nawet, że Ruch zostanie w I lidze, jeśli utrzyma formę z pierwszych 30 minut tego meczu. Niebiescy grali naprawdę pewnie w obronie, a Miedź specjalnie nie kwapiła się do ataków. Tym samym chorzowianie spokojnie rozgrywali swoje akcje, aczkolwiek brakowało im wykończenia. Wtedy z pomocą przyszedł Sapela, który w 25. minucie dał ciała przy uderzeniu Mello z rzutu wolnego. Jasne, świeciło słońce, piłka na dodatek skozłowała przed bramkarzem, ale na dobrą sprawę leciała tak wolno, że spokojnie powinien ją wybić. Sapela tego jednak nie zrobił i przyjezdni wyszli na prowadzenie.
Mieliśmy wrażenie, że lider I ligi mocno zlekceważył chorzowian, bo poza paroma zrywami Łobodzińskiego i Zielińskiego, niewiele się działo na połowie Ruchu. No dobra, były jeszcze uderzenia z dystansu Marquitosa, ale o nich – dla dobra piłkarza – lepiej nie wspominać. Otrzeźwienie przyszło dopiero w 33. minucie, gdy arbiter gwizdnął rzut karny dla gospodarzy. Sędzia podjął jak najbardziej słuszną decyzję, bo Kowalski niemal staranował Augustyniaka w polu karnym. Do jedenastki podszedł Marquitos, który tym razem odpowiednio nastawił celownik. Wyrównanie wyraźnie podłamało gości, co przełożyło się na ogrom głupich błędów w obronie. Przodował w nich Urbańczyk, który w 36. minucie fatalnie podał do Kowalskiego, ten na domiar złego się poślizgnął, a piłkę przejął Augustyniak, który wparował w pole karne i idealnie Piaseckiemu. Fabian zachował zimną krew i wyprowadził Miedź na prowadzenie.. 22-latek rozgrywa znakomitą rundę, co w 43. minucie potwierdził świetnym podaniem do Piątkowskiego, którego dostrzegł w polu karnym. A ponieważ napastnik gospodarzy w klarownych sytuacjach zwykle trafia do siatki, to chwilę później na tablicy wyników mieliśmy już 3:1.
Trener Fornalak próbował ratować sytuację zmianami, ale wiele nie mógł zdziałać. Na drugą połowę wpuścił Miłosza Trojaka i Mateusza Bogusza i to najlepiej oddaje wąski zakres możliwości. Trudno bowiem oczekiwać od 16-letniego Bogusza, że uratuje dla Chorzowa I ligę. Zmiany nie przyniosły więc żadnego efektu. Chorzowianie nadal grali bardzo niepewnie i chaotycznie w obronie. Wykorzystał to Fabian Piasecki, który w 53. minucie podwyższył prowadzenie Miedzi, wykorzystując dogranie Wojciecha Łobodzińskiego. Napastnik gospodarzy tym razem popisał się niezłym strzałem z okolicy 16-metra. Dziesięć minut później Łobodziński do asysty dołożył bramkę, wykańczając podanie Franka Adu Kwame, który wykorzystał – kolejną już w tym meczu – fatalną stratę Urbańczyka.
Kropkę nad “i” postawił Łukasz Garguła, który zasadził piękną bramkę z rzutu wolnego. Tym samym piłkarze Ruchu przyjęli kolejną szóstkę, a co najgorsze jeszcze raz udowodnili, że niekoniecznie przepełnia ich ambicja. Można przegrać, można dostać łomot, ale trzeba przynajmniej pokazać jaja. Po stracie pierwszej bramki Ruch wyglądał na drużynę, która jest pogodzona ze swoim losem. Ze spadkiem do II ligi chyba już też.
Miedź Legnica – Ruch Chorzów 6:1 (3:1)
0:1 Giacomo Mello 24′
1:1 Marquitos 33′
2:1 Fabian Piasecki 36′
3:1 Mateusz Piątkowski 43′
4:1 Fabian Piasecki 53′
5:1 Wojciech Łobodziński 62′
6:1 Łukasz Garguła 90+4′
Fot. FototPyk