Cristian Pasquato przez większość tego sezonu mógłby być określany mianem transferowej wtopy. Z założenia przychodził do Legii, żeby stać się kluczową postacią zespołu, a tak się nie działo. Coraz więcej wskazuje jednak, że taką rolę może zacząć pełnić na samym finiszu rozgrywek, gdy ważyć będą się losy mistrzostwa i Pucharu Polski.
Oczekiwania wobec Włocha od początku były bardzo duże. Niektórzy widzieli w nim następcę Vadisa Odjidjy-Ofoe, choć było to nieuzasadnione, bo poza przejęciem numeru osiem niewiele tych piłkarzy łączyło. Pasquato jest bardziej uniwersalny od Belga, ale to nie ten poziom gry kombinacyjnej, sprytu i boiskowej wizji. Mimo to można było zakładać, że dokonano wzmocnienia, zwłaszcza iż wychowanek Juventusu w poprzednim sezonie dobrze spisywał się w silniejszej lidze rosyjskiej. Na wypożyczeniu w Krylji Sowietow Samara uzbierał pięć bramek i osiem asyst w 25 meczach. Rok spędzony na Wschodzie miał też być dla niego ułatwieniem w aklimatyzacji na polskiej ziemi.
Pierwsze miesiące to wielkie rozczarowanie. Pasquato na początku miał trochę zaległości, pucharowe dwumecze z Astaną i Sheriffem to w jego wykonaniu zaledwie niecałe pół godziny w pierwszym spotkaniu z Kazachami. W Ekstraklasie po szesnastu kolejkach miał na koncie zaledwie jedną asystę (zwycięski gol Jarosława Niezgody w Płocku). Zdarzało się nawet, że nie łapał się do meczowej kadry.
Mały przełom nastąpił pod koniec listopada. Włoski pomocnik wchodził na drugie połowy z Koroną Kielce i Sandecją Nowy Sącz. W obu przypadkach w klasowy sposób dogrywał przy golach kolegów, a podobnych podań miał więcej. W kolejnym meczu wreszcie przebywał na boisku od początku do końca i zdobył efektowną bramkę z Termaliką. Nawet wchodząc tylko na kilka minut w Gliwicach zdążył wypracować Michałowi Kucharczykowi sytuację sam na sam.
Wydawało się, że po dobrze przepracowanej zimie druga runda będzie jego. Tymczasem Legia niemal wymieniła środek pola, sprowadzając Chrisa Philippsa, Domagoja Antolicia i Cafu, a jako pomocnik mógł też grać William Remy (ba, sam twierdził, że to jego pozycja nr 1). Romeo Jozak stawiał na nowych.
– Cristian długo nie grał, gdyż zwyczajnie zawodził. To zawodnik techniczny, lecz mający problem z grą kontaktową, nie potrafił przystosować się do Ekstraklasy. Rzadko dawał jakość drużynie, choć zawsze gwarantował solidne dogrania ze stałych fragmentów. Teraz, kiedy Dean Klafurić zaordynował częstsze próby z dystansu, Pasquato ma okazję się dodatkowo wykazać, gdyż jest zawodnikiem z dobrze ułożoną stopą. Na treningach regularnie trafia do siatki zza pola karnego. W systemie Chorwata ma też więcej miejsca i swobody na połowie rywala – tłumaczy nam Piotr Kamieniecki z portalu Legia.net.
Jozak był mocno rozczarowany zawodnikiem z Italii, który po prostu przegrał u niego okres przygotowawczy. – Na obozie w Benidormie był takim trochę kołem u wozu. Zawsze z boku, niedopasowany do taktyki. Niby coś pokazywał, ale jak się po obozie pogadało z trenerami, to zdecydowanie nie byli zachwyceni – wspomina nasz rozmówca.
Pasquato w pierwszych pięciu wiosennych kolejkach nie powąchał murawy. Potem dwa razy wchodził na kwadrans, aż wreszcie w Gdyni zaczął od początku. “Wojskowym” wybitnie ten mecz nie wyszedł, zostali zaskoczeni przez agresywnie grającego rywala i dali się stłamsić. Włoch znów poszedł w odstawkę i odżył dopiero po przejęciu sterów przez Deana Klafuricia. To 28-letni pomocnik znakomicie asystował Niezgodzie przy zwycięskim golu z Górnikiem Zabrze, dającym wejście do finału PP. I to Pasquato w kapitalny sposób dał zwycięstwo nad Wisłą Kraków, pozwalające zachować niewielki dystans do Lecha Poznań i Jagiellonii Białystok. Wreszcie widać jakość w większości jego zagrań.
– Z Górnikiem i Wisłą Pasquato przypomniał, że potrafi grać w piłkę. Wreszcie radził sobie z agresją przeciwnika, był w stanie uwypuklić atuty, by przeciwdziałać rywalom, którzy tak łatwo nie byli w stanie odebrać mu piłki. Grał inteligentnie, podejmował ryzyko i jeśli tylko nie były to fajerwerki, które się skończyły, Legia zyskała kolejną alternatywę dla Hamalainena czy Szymańskiego wśród ofensywnie grających piłkarzy w środku pola – analizuje Kamieniecki.
I chyba właśnie to był największy problem z Pasquato: ustalenie, w jakiej roli i w jakim ustawieniu sprawdza się najlepiej. – Dla mnie najwięcej daje zespołowi w roli ósemki łączącej zadania dziesiątki. Zawodnika, który potrzebuje trochę przestrzeni, ale gdy już będzie ją miał, może zabawić się tak, jak przy akcji bramkowej w Krakowie – uważa dziennikarz Legia.net.
– Jozak ciągle eksperymentował i zmieniał system gry. Legia nie potrzebowała klasycznej dziesiątki, a grając trójką w środku pola, stawiano raczej na piłkarzy, którzy najpierw mieli rozbijać akcje, a dopiero potem rozgrywać. Nawet gdy wracano do starego systemu, Pasquato nie był pierwszym wyborem, co może wiązać się ze wspomnianą przeciętną postawą w trakcie zgrupowania i zimowych sparingów – podsumowuje Kamieniecki.
Wychodzi na to, że chyba dopiero teraz znaleziono pomysł na Włocha, aby i on mógł się spełniać, i aby drużyna miała z tego wymierny pożytek. A to może oznaczać, że Pasquato będzie kluczowym ogniwem Legii w decydujących meczach i – choć z opóźnieniem – jednak spełni wyjściowe oczekiwania.
PM
Fot. FotoPyk