Reklama

Piątka z Vervą! Szykujmy się na powietrzne bitwy w czerwcu!

redakcja

Autor:redakcja

24 kwietnia 2018, 11:56 • 6 min czytania 0 komentarzy

Piątka z Vervą to nasz nowy cykl realizowany we współpracy z firmą PKN Orlen. W przeciwieństwie do podróżniczych serii tekstów – tutaj skupiamy się na czystym futbolu a dokładniej: na pięciu nieoczywistych bohaterach weekendu. Szukamy nazwisk z drugiego reprezentacyjnego szeregu, które w końcówce minionego tygodnia w efektowny sposób przedstawiły się kibicom i selekcjonerom swoich kadr. No dobra, bez lania wody – na kogo trzeba uważać w Rosji?

Piątka z Vervą! Szykujmy się na powietrzne bitwy w czerwcu!

KALIDOU KOULIBALY

Zaczynamy od człowieka, który może napsuć sporo krwi naszym obrońcom z Kamilem Glikiem na czele. Spec od pojedynków główkowych z Monaco zmierzyć się będzie musiał z równie mocnym w powietrzu Senegalczykiem. Koulibaly w ten weekend przedłużył nadzieje Neapolu na tytuł taką oto stylową główką.

Reklama

Wiele osób zarzucało Medhi Benatii, że popełnił spory błąd przy zwycięskiej bramce Napoli, ale nam trudno spojrzeć na to w ten sposób, bo Koulibaly skasowałby każdego obrońcę świata (choć oczywiście liczymy, że Glik będzie chwalebnym wyjątkiem). Tempo, z jakim poszedł na piłkę, siła, z jaką walczył o pozycję… Rany, przypominał gościa z kreskówki o nadprzyrodzonych umiejętnościach, a nie zwyczajnego piłkarza. To był jego piąty gol w Serie A w tym sezonie i jeśli dodać do tego wysokie umiejętności Koulibaly’ego w obronie – kapitalny odbiór, dobra szybkość, wspomniana ogromna siła – nie może dziwić, że chętkę na jego usługi mają coraz większe kluby. Mówi się przeważnie o zespołach z Wysp: Manchesterze United, Chelsea, czy Liverpoolu, bo też trzeba przyznać, że piłkarz z taką charakterystyką pasowałby do Premier League idealnie. Na razie walczy jednak o scudetto dla Napoli, którego barwy reprezentuje czwarty sezon, po tym, jak drużyna z Włoch zapłaciła za niego około ośmiu milionów euro Genkowi. Odwdzięczał się już wiele razy, ale jeśli ekipa Sarriego wyprzedzi Juventus, bramka z niedzieli będzie warta więcej niż jakiekolwiek pieniądze.

SERGEJ MILINKOVIĆ-SAVIĆ


Piłkarz reprezentacji Serbii ma za sobą całkiem udany sezon – gra praktycznie od deski do deski w mocnym klubie Serie A, regularnie strzela i asystuje, zdobywa również doświadczenie w rozgrywkach międzynarodowych – dotarł ze swoim Lazio do 1/4 finału Ligi Europy. Przede wszystkim jednak – Sergej dojrzewa piłkarsko. Grając w ustawieniu z trójką środkowych pomocników i dwoma wahadłowymi, wielokrotnie pełni najważniejszą rolę, spajając dwuosobowy atak z resztą drużyny. Podanie, przegląd pola – to banały, ale Milinković-Savić błyszczy również pod względem dryblingu czy uderzenia z dystansu. W meczu z Sampdorią w miniony weekend zaprezentował właściwie niemal cały przekrój. Gola zdobył wprawdzie głową, ale już asystę zaliczył podkreślając swoją uniwersalność – wjechał w pole karne z prawej flanki i przytomnie zagrał wzdłuż bramki “na pustaka” do Ciro Immobile – jak rasowy skrzydłowy. Dodajmy do tego kilka udanych podań za plecy obrońców, m.in. podcinkę na głowę Basty. Dodajmy to, co prezentował we wcześniejszych meczach. Mamy piłkarza z werwą, w dodatku cały czas bijącego się w lidze włoskiej o miejsce premiowane udziałem w Lidze Mistrzów dla Lazio.

Aż dziwne, że jego debiut w reprezentacji Serbii miał miejsce zaledwie pół roku temu, podczas listopadowych sparingów. Dostał 164 minuty i zdążył zaliczyć asystę przeciw Korei Południowej. Na mundialu może się okazać jednym z odkryć.

ALEXANDRE LACAZETTE

Reklama

Praktycznie cały marzec spędził w gabinetach lekarskich, gdzie leczył kolano. Gdy w kwietniu wrócił do gry, wydawało się, że odbudowywanie formy na mistrzostwa musi potrwać. On tymczasem właściwie z marszu wszedł na poziom, którego w Arsenalu jeszcze nie osiągał. Lacazette w kwietniu zdobył sześć goli w sześciu meczach, wydatnie przyczyniając się do awansu Kanonierów do półfinału Ligi Europy oraz podjęcia próby dogonienia silniejszych rywali w Premier League. Mimo urazów i początkowo dość nierównej formy, francuski napastnik zebrał w swoich 35 występach w tym sezonie 15 goli. Dla porównania jego rywale do składu, Giroud czy Martial, to ledwie po 11 sztychów przy częstszej grze.

Naturalnie nikt nie zamierza zapewniać, że Lacazette kwietniowym występami wskoczył do wyjściowej jedenastki reprezentacji Francji. Rywalizacja na każdej pozycji w drużynie Tricolores jest tak wielka, że nawet klasowi piłkarze i gwiazdy swoich zespołów nie mogą być pewni nie tyle gry, co nawet miejsca w 23-osobowej kadrze mundialowej. Warto jednak pamiętać, że w listopadzie to właśnie Lacazette zdobył dwie bramki w sparingowym starciu z Niemcami.

NAIM SLITI

25-letni Tunezyjczyk urodzony w Marsylii co prawda nie zaliczy weekendu do udanych – bo jego Dijon przegrał z Lyonem 2:5, jednak on sam nie może sobie niczego zarzucić. Zdobył dwie bramki, jedną w taki sposób:

Skrzydłowy uporał się już z kontuzjami, wobec czego trudno sobie bez niego wyobrazić reprezentację Tunezji na rosyjskim turnieju. Debiutujący pod wodzą Henryka Kasperczaka piłkarz odzyskał miejsce w składzie już w marcowych spotkaniach towarzyskich i o ile kadra nie będzie kombinować z ustawieniem na trzech stoperów – raczej dostanie szansę gry. Swoją drogą – mamy wrażenie, że najwygodniej byłoby mu występować wyłącznie przeciw Lyonowi. Nie wiemy, czy to przez marsylskie pochodzenie, ale w tym sezonie ma pięć goli i pięć asyst. Z czego trzy gole i asystę – przeciw rywalom z Olympique’u.

MARIO GAVRANOVIĆ

Czy Mario Gavranović właśnie zdobył dla Dinama Zagrzeb tytuł mistrza Chorwacji? Tak buńczuczne stwierdzenie to delikatne naciągnięcie faktów do tezy, ale faktem jest, że:

– został najważniejszym piłkarzem w meczu Hajduka z Dinamo
– zdobył dwie bramki
– lider ze stolicy powiększył przewagę nad swoim rywalem i jednocześnie wiceliderem do 8 punktów

Co ciekawe – Gavranović akurat ma szansę na obronę tytułu – bo w ubiegłym roku był jednym z kluczowych elementów w układance z Rijeki, drużyny, która po 11 latach dominacji Dinama zdobyła tytuł mistrzowski. Dziś zespół z portowego miasta szanse na powtórzenie sukcesu ma iluzoryczne – w przeciwieństwie do szwajcarskiego napastnika. Dlaczego zasłużył na miejsce w naszej “Piątce z Vervą”? Pomijając już ten doskonały występ w meczu z Hajdukiem, Gavranović po odbiciu od Bundesligi w Chorwacji przeżywa drugą młodość. W tym sezonie strzelił już 21 goli w 40 występach – a trzeba dodać, że wiele z nich zostało strzelonych naprawdę nieprzypadkowym rywalom, jeszcze w barwach Rijeki. Jego gol rozstrzygnął o losach dwumeczu z Red Bullem Salzburg w eliminacjach do Ligi Mistrzów, Gavranović ukąsił również AC Milan w fazie grupowej Ligi Europy, dwa gole zapakował Austrii Wiedeń, zaliczył asystę przeciw Olympiakosowi. Wszystko to razem wzięte sprawiło, że po czterech latach przerwy Szwajcar powrócił do reprezentacji.

Przerwa trwała od czerwca 2014 roku do marca 2018. Wobec problemów Harisa Seferovicia i generalnej biedy w ataku, Szwajcaria zwróciła oczy na ligę chorwacką i wezwała Gavranovicia na sparingi z Grecją i Panamą. W tym pierwszym wszedł z ławki i nie zdążył błysnąć, ale przeciw Panamie zdobył bramkę, a przy dwóch kolejnych zaliczył asysty. Biorąc pod uwagę, że Seferović w Benfice w meczach ligowych od listopada zagrał całe 70 minut, Gavranovicia nie wolno lekceważyć, nawet w kontekście gry w Rosji od pierwszej minuty. Szczególnie, że jego styl gry to idealne uzupełnienie błyskotliwych skrzydeł reprezentacji – Mario specjalizuje się w dostawianiu nogi tam, gdzie inni by odpuścili oraz głowy tam, gdzie inni baliby się włożyć nogi. Ile znaczy strzelec z instynktem w drużynie opartej na przebojowych skrzydłowych – nie trzeba nikogo przekonywać.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...