Ciężko patrzeć, jak „Kwiatek” tak więdnie. Po 57. miejscu w Walońskiej Strzale i 31. w Amstel Gold Race, kolarz Team Sky znów był tylko tłem dla najlepszych w dzisiejszym Liege-Bastogne-Liege. Kończący sezon klasyków kultowy wyścig wygrał niespodziewanie Bob Jungels z Luksemburga.
– Moja wiosna kończy się w Liege. Mam nadzieję, że iskra wróci – pisał na swoim „Fejsie” Michał Kwiatkowski. Cóż, chociaż 104. edycja najstarszego jednodniowego wyścigu na świecie miała być dla niego wiosenną wisienką na torcie, to okazała się niewypałem. Żadnej iskry nie było. Nic nie dało się wykrzesać.
Kwiatkowski w „Staruszce” był dwukrotnie trzeci (2014, 2017), dlatego naturalnie zaliczany był do szerokiego grona faworytów, nawet jeśli podczas dwóch pierwszych odsłon ardeńskiego tryptyku, a więc La Fleche Wallonne i Amstel Gold Race, był daleko. Można było mieć nadzieję, że Polak wróci na właściwe tory, bo przecież wszedł w ten sezon wygranymi w Tirreno-Adriatico i Volta ao Algarve. Niestety, w Ardenach nie dojechał z formą, a jeden z najtrudniejszych klasyków ever tego nie wybacza. Coś niedobrego dzieje się ostatnio z zawodnikiem z Torunia.
A sam wyścig? Generalnie nie była to edycja pod takim napięciem, żebyśmy chcieli po wszystkim zejść do piwnicy i odgrzebać rower bardziej żeby znaleźć nalewkę dziadka i się znieczulić. Gdyby nie kilka wypadków, długo wiałoby nudą.
Dopiero mniej więcej na 20 km przed metą wyselekcjonowała się grupka kolarzy, którzy chcieli coś szarpnąć. Kwiatowski też próbował się do niej załapać, ale to była dla niego zbyt gruba impreza i nie dał rady. 29. dziś Michał mógł więc tylko zanucić sobie pod nosem „Mamo, smutno tu i obco…”, tak jak śpiewała nieodżałowana Violetta Villas. Dlaczego akurat ona? Bo artystka urodziła się w latach 30. właśnie w prowincji Liege.
Prawdziwy koncert odstawił dziś jednak gość, który dotychczas wcale nie był żadnym kolarskim melomanem. Sensacyjnym zwycięzcą został Bob Jungels (Quick-Step), który wykorzystał pasywność faworytów, a więc m.in. Alejandro Valverde, Juliana Alaphilippe’a, czy Philippe’a Gilberta i po kilkunastokilometrowej ucieczce samotnie wjechał na metę.
Najstarszy klasyk świata zdobył więc zawodnik, który do tej pory mógł pochwalić się wygranym etapem i 6. miejscem w generalce Giro d’Italia. Drugie miejsce przypadło dla Michaela Woodsa, trzecie dla Romain Bardeta. Największym przegranym był Alejandro Valverde, który nie załapał się nawet do dziesiątki. A przecież Hiszpan w Liege-Bastogne-Liege zasadzał się na piąte zwycięstwo, czym wyrównałby rekord Eddiego Merckxa, który „Staruszkę” wyrwał aż pięć razy.
Fot. newspix.pl; LBL