To nie był Prima Aprilis. Ani Wigilia. Ani nawet koniec świata. Ale jednak się stało – Tadeusz Pawłowski wygrał swój pierwszy mecz w Ekstraklasie od 2015 roku. Trener Śląska wreszcie się przełamał, a my sprawdzamy inne serie wstydu – a akurat kto jak kto, ale nasi ligowcy mają trochę za uszami. My jednak im ufamy i wierzymy, że niektórzy z nich jeszcze w tym sezonie przerwą swoje passy. No dobra, dość gadania – kto ma się czego wstydzić?
***
22 mecze bez zwycięstwa Sandecji Nowy Sącz
Generalnie starcie Śląska z Sandecją było idealną okazją, by ktoś się przełamał. Albo wspominany Pawłowski, albo złą sławą owiani Sączersi. I tak dobrze, że nie skończyło się remisem i chociaż sympatyczny Teddy może odetchnąć z ulgą. Natomiast Sandecja wciąż czeka na zwycięstwo. Ostatni raz w lidze wygrali 19 września zeszłego roku z Termalicą (ha, kogoś to dziwi?). Od tego czasu rozegrali 22 spotkania w lidze i jeden mecz w Pucharze Polski. Dostawanie w czambuł i dzielenie się punktami weszło im już w krew. Wyobrażacie sobie, że w robocie podjęliście się DWUDZIESTU DWÓCH projektów i połowa z nich wyszła przeciętnie, a druga połowa do dupy? I że ostatni wasz sukces w pracy przypada na wrzesień zeszłego roku? No, piłkarze Sandecji sobie wyobrażają.
15 meczów z rzędu bez wyjazdowego zwycięstwa Śląska Wrocław
Może u siebie wrocławianie radzą sobie nie najgorzej, ale wyjazdy… W tym sezonie piętnaście zaliczyli delegacji. Bilans? Cztery remisy i jedenaście porażek. Nie wiemy ile wrocławianie płacą za autobus, hotele i inne pierdoły związane z meczami wyjazdowymi, ale zasadniczo taniej byłoby oddawać walkowery. Albo założyć sekcję kolarską i to ich wysyłać na stadiony rywali. Niech sobie chłopaki pojadą rowerami w dzień meczu, przegrają i wrócą do Wrocławia. Koszty niewielkie, efekt punktowy podobny, a chociaż w czymś Śląsk byłby pionierem. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że po raz ostatni na wyjeździe ekipa z Wrocławia wygrała w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu.
Ponad sto godzin bez gola Grzegorza Barana
Nie oczekujemy, że wiekowy i nastawiony na defensywę pomocnik Sandecji będzie bił się o koronę króla strzelców. Nie spodziewaliśmy się, że będzie gonił w klasyfikacji snajperów Michała Helika, Mateusza Wieteskę czy Łukasza Trałkę. Ale są pewne granicę. Baran swoją ostatnią bramkę w Ekstraklasie zdobył 22 kwietna 2012 roku. Trenerem reprezentacji Polski był wtedy Franciszek Smuda, prezydentem kraju Bronisław Komorowski, a na listach przebojów królowała Carly Rae Jepsen z hitem „Call me maybe”. 35-letni dziś piłkarz zdążył rozegrać od tego czasu 6187 minut i nic. Piłka jak nie chciała wpaść do siatki, tak nie chce. Co możecie zrobić w sto godzin? Przejechać się pociągiem jakieś trzydzieści razy z Poznania do Warszawy. Obejrzeć ponad dwieście odcinków „Klanu”. Albo po prostu pokopać w Ekstraklasie na przyzwoitym poziomie i nie strzelić choćby jednego gola.
2172 minut bez asysty Wojciecha Trochima
Znów Sandecja? No tak to już bywa, gdy jesteś klubem-ogórkiem. Z Trochima często śmieszkujemy, ale na tle nowosądeckiej bryndzy i tak się wyróżnia. Coś tam umie kopnąć, strzelił nawet cztery gole w tym sezonie. Ale pod względem asysty w Ekstraklasie – o, panie… Mówimy tu o ofensywnym pomocniku, który grywa często jako nominalne wsparcie snajpera. A w statystyce asyst – okrągłe zero. Łącznie z jego epizodem w Podbeskidziu tych minut bez podania zakończonego golem nazbierało się już ponad dwa tysiące.
17 meczów bez bramki Łukasza Zwolińskiego
Zwolak to jest przeciekawy przypadek. Gość swego czasu uchodził za przyzwoitego napastnika. Przebąkiwano o transferach chociażby do Lecha Poznań, mówiono w nim kontekście o Legii Warszawa. Zachwycano się tym, że rygorystycznie pilnuje diety. Czekaliśmy tylko na debiut w reprezentacji Polski, transfer do Bundesligi i występ w reklamie firmy cateringowej. Ale doczekaliśmy się jedynie serii siedemnastu meczów z rzędu bez strzelonego gola. Do wyczynu Grzegorza Barana mu daleko, bo na kolejną bramkę czeka „jedynie” 958 minut, ale jesteśmy szczerze zdziwieni, że kolejni trenerzy nabierają się na życzeniowe myślenie, że skoro Zwoliński kiedyś strzelał, to wreszcie się przełamie i zacznie już seryjnie trafiać do siatki. Tak. Chyba tej foliowej na zakupy.
46 strzałów bez gola Tomasza Brzyskiego
Kojarzycie ten ryk komentatora, gdy do piłki podchodzi piłkarz, który jeszcze za Napoleona strzelił niezłego gola z dystansu? „Aaaa, Iksiński, on potrafi uderzyć!” – wyje jeden z drugim, a piłka po strzale Iksińskiego frunie w jedenasty rząd krzesełek. Paru takich ancymonów z łatką „potrafiącego uderzyć” pałęta się po lidze. Jednym z nich jest Tomasz Brzyski, któremu zdarzało się przypieprzyć zza pola karnego i zdobyć ładną bramkę. Ale w tym sezonie obrońca Sandecji próbował już strzelać 46 razy i strzelił dokładnie zero goli. A dobrze wiecie, że akurat komu jak komu, ale Sączersom bramek potrzeba. Brzyski równie dobrze zamiast strzelać mógłby wybijać piłkę na aut, próbować dośrodkowań piętą albo podawać krzyżakiem, a skończyłoby się dokładnie takim samym efektem bramkowym.
62 mecze bez gola Marcina Listkowskiego
Może nad tymi napastnikami w Szczecinie ciąży jakieś fatum? Po Zwolińskim nadszedł czas, by przyjrzeć się statystykom Marcina Listkowskiego. Jasne, to wciąż młody chłopak, który grywa jako dziesiątka, zdarza mu się biegać na skrzydle i w ataku. Po wejściu do Ekstraklasy wróżono mu sporą karierę, porównywano chociażby z Dawidem Kownackim. Ale Kownaś gra dziś w Sampdorii i ma za sobą debiut w kadrze Polski, a Listkowski nie strzelił gola w Ekstraklasie od 62 meczów. Dziś w tabeli oczekujących na gola jest najwyżej sklasyfikowanym piłkarzem na wskroś ofensywnym – ostatni raz bramkę zdobył… A, nie zdobył wcale. Zatem podsumujmy jego bilans – 2485 minut w Ekstraklasie, zero goli.
Dziesięć lat bez derbowego zwycięstwa Arki
Napisać, że Lechia nie leży Arce, to nic nie napisać. W tym sezonie gdynianie trzykrotnie dostali w derbach po tyłku. W zeszłym sezonie też nie udało im się wygrać w tym kluczowym dla kibiców meczu. Po ostatnie zwycięstwo Arki nad Lechią musimy się cofnąć do 2008 roku i śmiesznego Pucharu Ekstraklasy (pamiętacie w ogóle ten twór?). Wtedy zespół z Gdyni zwyciężył 1:0 po golu Dariusza Żurawia. Od tamtego spotkania obie ekipy mierzyły się dziesięciokrotnie. Bilans – osiem zwycięstw Lechii i dwa remisy. W takiej sytuacji można nabawić się kompleksów.
104 mecze bez gola w Ekstraklasie Alana Urygi
Jest, jest, jest! Seria zatrzymana! Alan Uryga na debiutanckiego gola w Ekstraklasie czekał ponad siedem tysięcy minut, ponad sto meczów, ale wreszcie się doczekał. Piłkarz Wisły Płock odblokował się w meczu z Piastem Gliwice, a jak już otworzył licznik, to zaraz później trafił swojemu klubowi-matce, czyli Wiśle Kraków. Uryga może być takim wyznacznikiem dla Barana, Zwolińskiego czy Listkowskiego – panowie, jeśli już zaczniecie trafiać w tej biały prostokąt, to dalej będzie już z górki!