Chociaż był najlepszym tenisistą świata i zaliczył aż 12 zwycięstw w turniejach wielkoszlemowych, to w ostatnich miesiącach wszystko posypało się jak domek z kart. Ale w końcu coś drgnęło – Novak Djoković po wygraniu pierwszego meczu od stycznia (!), szykuje się właśnie do drugiej rundy turnieju w Monte Carlo. A patrząc na jego tegoroczne występy, jest to naprawdę zajebisty wynik. Trochę się zgrywamy, ale mamy nadzieję, że to początek lepszych czasów dla Serba.
„Nole” nie grał przez pół roku, po porażce w ćwierćfinale Wimbledonu leczył kontuzję. Wrócił w styczniu, dotarł do 4. rundy Australian Open, gdzie przegrał z 58. w rankingu Hyeonem Chungiem. Potem przeszedł operację łokcia, a do gry wrócił wczesną wiosną, gdy wystąpił w Miami i Indian Wells. „Wystąpił” to właściwe słowo, bo w obu przypadkach pakował się już po pierwszych spotkaniach.
Jednym słowem: w ostatnich miesiącach z Djokovicia, którego wszyscy rywale bali się, jak diabeł święconej wody, zostało głównie nazwisko. W tym roku ogrywali go dwaj gracze z okolic 50. miejsca i jeden spoza pierwszej setki. Kiedyś takich rywali „Nole” demolował. Nie trzeba być ekspertem, żeby wyciągnąć wnioski, że konieczne były zmiany. Djoković podziękował za współpracę Radkowi Stepankowi oraz Andre Agassiemu i zdecydował się wrócić do Mariana Vajdy, słowackiego trenera, z którym pracował przez prawie całą karierę.
– Tęskniłem za Marianem i wydaje mi się, że on też tęsknił. Nie wiem tylko, czy za mną, czy za tenisem, czy za jednym i drugim. To dla nas zupełnie nowy początek – mówił w Monte Carlo, gdzie właśnie rozpoczął się prestiżowy turniej na kortach ziemnych. – Już od pierwszego treningu czułem, że jest idealnie. To dla nas nowy początek. Marian zna mnie lepiej niż każdy trener, z którym miałem okazję współpracować. Jest dla mnie jak brat, jak ojciec, jest moim przyjacielem, mogę z nim rozmawiać na każdy temat, nie tylko o tenisie. On zna mnie doskonale i wie, czego mi trzeba, by wrócić na szczyt.
Efekty powrotu do współpracy w duecie Djoković – Vajda? Naprawdę dobre. Trudno powiedzieć, czy to zasługa trenera, czy po prostu wyleczenia kontuzji. W każdym razie, w pierwszej rundzie turnieju w Monte Carlo były lider rankingu (obecnie #13 ATP) wręcz zdemolował swojego rodaka Dusana Lajovicia (#93 ATP). Wynik? 6:0, 6:1 w niespełna godzinę.
– Wydaje mi się, że to był dobry mecz, biorąc pod uwagę, że od Wimbledonu w ubiegłym roku zagrałem może sześć, siedem spotkań. Najważniejsze jest to, że po dwóch latach wreszcie mogę grać bez bólu – mówił szczęśliwy na konferencji prasowej.
W drugiej rundzie Djoković zagra jutro z Chorwatem Borną Coriciem (#39 ATP). Nawiasem mówiąc, Serb jest w Monte Carlo nawet zameldowany i dwukrotnie wygrywał tamtejszy turniej World Tour Masters 1000. Tylko czy stać go na replay?
Fot. newspix.pl