Gdy taksówkarz wyrzuca mnie pięć kilometrów od miejsca docelowego protestując, że po tym piachu nie pojedzie już ani metra, zdaję sobie sprawę, że wylądowałem na końcu świata. Zatrzymuję się pośrodku niczego. Za sobą widzę tylko unoszący się kurz, po lewej mam jezioro Lac Rose, rzekomo jedną z największych atrakcji turystycznych Senegalu, które podobno miało być różowe, ale chyba ktoś podkoloryzował (dosłownie) przewodniki. Ludzi nie ma nad samym jeziorem, ludzi nie ma w jego okolicy. Pustka. Totalny brak cywilizacji.
Nie mam wyjścia – muszę iść pieszo. W głowie kiełkuje mi pomysł złapania stopa i może byłby to nawet dobry plan, gdyby nie fakt, że samochody zwyczajnie tu nie jeżdżą, chyba że quady wynajęte przez białych turystów lub zaprzęgnięte do pracy osły z furmanką. Przez pierwsze dwa kilometry mijam tylko kobietę, która nabiera ręcznie wodę ze studni do wiaderka. Po czasie docieram do pierwszych zabudowań, pośród których przechadza się swobodnie byk. Każdy budynek mieszkalny jest identyczny i przypomina coś na kształt garażu. Prostokątny, bezbarwny, nieotynkowany, bez jakiejkolwiek dachówki i przede wszystkim mały. Rodziny żyją w nich na kupie. Odcięci od wszystkiego, od czego się da być odciętym, choć prawdopodobnie w ogóle się tym nie przejmują. Cieszą się, że mają prąd i jeden sklep, w którym i tak niewiele da się kupić. Kiedyś nie było nawet tego.
Idąc po piaskowej drodze w końcu docieram do siedziby AS Generation Foot – najbardziej renomowanej akademii w Senegalu, która wychowała już ponad trzydziestu zawodowych piłkarzy.
Na czele z tym, który jest na dobrej drodze, by zostać najlepszym piłkarzem w Afryce – Sadio Mane.
Mniej więcej tu taksówkarz stwierdził, że dalej nie jedzie.
Tuż przed wejściem do AS Generation Foot
***
Mówi się, że idealnymi miejscami dla młodego piłkarza są miasta jak Chojnice czy Głogów. Zero kasyn, zero modnych dyskotek, niemodnych zresztą także. Pokusy ograniczone do minimum. Głowa może skupić się wyłącznie na piłce.
To jak, do cholery, nazwać szkółkę, która wydała na świat Sadio Mane?
Nawet jeśli masz ochotę wyjść z internatu, to okaże się, że nie ma gdzie. Gdy masz ochotę napić się piwa, okaże się, że nie ma go gdzie kupić. Gdy chcesz wyjść na dziewczyny, okaże się, że nie ma tu dziewczyn. Gdy chcesz przeczytać, co piszą o tobie w gazetach, okaże się, że nie ma tu gazet.
Cisza, spokój, stuprocentowe skupienie się na piłce.
Dyrektor generalny akademii, Olivier Perrin: – Wybrano to miejsce, bo Dakar był bardzo drogi, a tutaj – mając do dyspozycji wielką powierzchnię – zrobiliśmy bazę na wysokim poziomie. Wybudowaliśmy tyle boisk, ile chcieliśmy, a wykorzystaliśmy tylko 20% terenu, który mogliśmy wykorzystać. Ważnym argumentem była też pogoda, która w Senegalu w zależności od miejsca jest inna. Na przykład w Mbour, 80 kilometrów od Dakaru, jest bardzo gorąco. Gdy u nas jest 25 stopni, tam jest 32. Niby niedaleko, a różnica jest ogromna. Nasza akademia znajduje się stosunkowo blisko oceanu i dzięki temu możemy trenować lepiej, szczególnie wieczorami. Jeśli chodzi o pogodę, to najlepsza lokalizacja w całym Senegalu.
– Życie w Dakarze jest poza tym mało komfortowe. Wiele samochodów, spaliny, chaos… Chcesz coś załatwić niedaleko, ale musisz poświęcić na to masę czasu. Mam w Dakarze apartament, ale jestem w nim nie więcej niż trzy noce w tygodniu. Wolę siedzieć tutaj. Pełen spokój. Dla młodych piłkarzy to najlepsze warunki, by mogli skupić się na futbolu. Mogą spać tutaj w internatach. Jeśli piłkarz mieszkałby w Dakarze, po treningu jechałby do rodziny i nie mielibyśmy pojęcia, czy dobrze je, czy dobrze śpi, co robi, abstrahując już od tego, że traciłby masę czasu w korkach czy na załatwianiu innych spraw. Nasz piłkarz wyjeżdża z domu w poniedziałek rano i wraca do rodziny dopiero po meczu. W tygodniu myśli tylko o piłce. Nasza siedziba jest tak daleko, że mamy problem ze znalezieniem sparingpartnerów – wszyscy za przyjazd tutaj życzą sobie sporych pieniędzy.
***
Po przekroczeniu bram akademii trafiam do kompletnie innego świata. Idę przez piękny, wyłożony asfaltem parking, otoczony równiutko przystrzyżoną trawą i stojącymi w regularnych odstępach palmami. Niby nic, ale po kilku dniach w Afryce nawet równo przycięta trawa robi kolosalne wrażenie.
Na każdym z trzech boisk treningowych podopieczni AS Generation Foot podejmują starsze od siebie drużyny. Trzynastolatkowie grają z piętnastolatkami, czternastolatkowie z szesnastolatkami, piętnastolatkowie z siedemnastolatkami. Według filozofii akademii to najlepszy sposób, by uczyć się jeszcze szybciej. Dysproporcję w warunkach fizycznych widać na pierwszy rzut oka, ale gospodarze dobierają się do swoich rywali sprytem. Nieustannie wymieniają podania, piłka chodzi w niesamowitym tempie. Gdy wychodzą sam na sam, przeciwnicy tylko zastanawiają się, jakim cudem do tego doszło, przecież jeszcze przed chwilą formacja obronna była pefekcyjnie zorganizowana. Na każdym z trzech boisk AS Generation Foot wygrywa.
Nie ma walenia po autach, jest próba rozegrania w każdej możliwej sytuacji. Bramkarz szuka kolegi, ale widzi, że rywal podszedł wyżej z pressingiem. Musi zmienić decyzję i zagrać w drugą stronę. Rywal już nadciąga, więc przekłada sobie piłkę pod nogą, ta mu ucieka… Do futbolówki dopada napastnik i pakuje piłkę do pustaka.
Trener rocznika AS Generation Foot bije swojemu bramkarzowi brawa za decyzję.
Po chwili piłka znajduje się w środku pola. Pomocnik przyjmuje podanie. Ani dobrze, ani źle – po prostu przyjmuje. Nie bardzo wie, co dalej zrobić. Gdyby przyjął kierunkowo – może jego ruch zaskoczyłby rywali i znalazłaby się luka na prostopadłe zagranie. A tak – musi oddać do najbliższego. Piłka wciąż jednak w posiadaniu AS Generation Foot, żadna tragedia się nie stała.
Trener rocznika omal nie wychodzi z siebie.
Mądrość i tempo, z jakimi młodzi Senegalczycy rozgrywają piłkę robią naprawdę ogromne wrażenie. Inteligencja i technika u każdego z nich stoją na wysokim poziomie, a przecież to nacja, która ma wrodzone fizyczne predyspozycje do grania w piłkę – szybkość, siłę, szeroko pojętą atletyczność.
Wrażenie robi jednak nie tylko gra młodych chłopaków, a cały ośrodek, w którym jest absolutnie wszystko, czego potrzeba i w którym podopieczni spędzają całe tygodnie. Nawet jeśliby chcieli dojeżdżać do tego miejsca ze swoich domów, to i tak komunikacja międzymiastowa tutaj nie trafia. Miejsce w internacie i szkole dostają za darmo. Na miejscu mają…
a) stołówkę, na której jedzą bardzo zdrowo i po europejsku. Wiele senegalskich rodzin je codziennie to samo – lokalną potrawę thieboudienne opartą na ryżu, rybie i warzywach. Niby zdrowe, ale organizm potrzebuje jednak różnorodności.
b) szkołę, która została wybudowana wyłącznie dla piłkarzy i jest indywidualnie sprofilowana pod każdego z nich. Zostając w swoich rodzinnych domach, nie każdy miałby w ogóle możliwość edukacji. Ponad sześć milionów Senegalczyków to analfabeci, niepotrafiący ani pisać, ani czytać. Tylko jedna trzecia nastolatków kończy szkołę średnią.
Olivier Perrin: – Gdy jeden z piłkarzy zadeklarował, że w przyszłości marzy o grze w Hiszpanii, specjalnie dla niego zatrudniliśmy nauczyciela na indywidualny kurs języka hiszpańskiego.
W wiosce na końcu świata nauka języka hiszpańskiego to prawdziwy rarytas.
c) internat, w którym mogą spędzać czas 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.
d) siłownię, salę do masażu, gabinet doktora z podstawowym sprzętem do własnej dyspozycji.
e) lekarza, z którego usług może korzystać także miejscowa społeczność.
Nic nie działa na wyobraźnię młodych piłkarzy lepiej niż świadomość, że jedzą przy tych samych stolikach, przy których jedli piłkarze, którzy się przebili. Że śpią na tych samych łóżkach, chowają swoje rzeczy z tym samym herbem w tych samych szafkach. AS Generation Foot dba o to, by na każdym kroku przypominać młodym chłopakom o sławnych wychowankach.
Każdy internat ma swojego patrona w postaci piłkarzy, których wychowała akademia
Success story inspiruje młodych chłopców na każdym kroku
Szkółka oparta jest na długofalowej współpracy z FC Metz. Francuzi opłacają całą zabawę i dają know-how, ale dzięki temu zabierają sobie na wyłączność co roku najzdolniejszych juniorów. AS Generation Foot wystawia swój zespół w lidze senegalskiej, ale jego wyniki (mimo że rąbią wszystkich jak leci) nie mają w zasadzie większego znaczenia, cel całego projektu jest klarowny – wygenerowanie jak największej liczby piłkarzy, którzy osiągną sukces w Europie. FC Metz ma być pomostem. Miejscem, w którym afrykańscy piłkarze otrzaskają się z europejską piłką i wyfruną dalej za grube miliony.
Wychowanie piłkarskie to jedno, równie trudną sprawą jest przygotowanie mentalne. Młodzi Senegalczycy już od siódmego roku życia mają wpajane europejskie myślenie, europejskie podejście do obowiązków, europejską dyscyplinę. Dowiadują się, w jaki sposób należy się żywić. Wiedzą, jakie zasady funkcjonują w profesjonalnych klubach. Oswajają się z analizami wideo, masażystami (których w senegalskich klubach zwykle nie ma) i lekarzami (których zwykle też nie ma). Co roku średnio jeden najlepszy wychowanek rusza na podbój Ligue 1 jako produkt, który jest gotowy do walki o miejsce w zachodnim klubie. Przez lata właśnie mentalność hamowała wychowanków akademii.
Olivier Perrin: – Początkowo pracowałem na odległość mieszkając na co dzień we Francji. Myślałem, że wystarczy przyjechać raz na jakiś czas i ocenić, który z piłkarzy nadaje się do FC Metz. Wydawało mi się, że mogę w ten sposób zyskać cały pakiet informacji o piłkarzu, ale byłem w dużym błędzie. Dopiero widząc na co dzień tych chłopaków możesz ocenić, co w ich mentalności wymaga poprawy. Sadio Mane w swoich pierwszych miesiącach w Europie bał się skorzystać z pomocy lekarza. Wolał grać z poważną kontuzją i… korzystać z pomocy senegalskich uzdrowicieli.
Wtedy zrozumiałem, że musimy rozmawiać z piłkarzami inaczej. Im szybciej wpoimy im europejską mentalność, tym lepiej.
***
Perrin: – Uwielbiam szampański futbol. Chcę, by moje zespoły stawiały na posiadanie piłki, strzelanie bramek. W zasadzie nie grają długą piłką, 80% to krótkie podania, szybka gra, trochę jak w Barcelonie. Gdy strzelą dwie bramki, mają dążyć do trzeciej. Gdy strzelą trzy, mają dążyć do czwartej. Mój system to 3-4-3 z dwoma prawdziwymi dziesiątkami. Bardzo, bardzo ofensywne ustawienie. Wdrażamy je w każdej grupie wiekowej.
Gdy zespół wygrywa 3:2, większość trenerów widząc zmęczenie piłkarzy nakazałaby murowanie. Moi muszą się nauczyć je przezwyciężać i grają dalej, by strzelić bramkę na 4:2. A potem na 5:2. To pozytywny futbol. Chcę grać spektakularnie. Jestem trenerem od 40 lat i jedyne co mnie w karierze zmęczyło to piłka nastawiona tylko na wynik, a nie widowisko. Gdy mój zespół nie gra w ten sposób jestem wściekły – o wiele bardziej niż o rezultat. W ostatnim sezonie ekstraklasy strzeliliśmy 52 bramki, podczas gdy drugi najlepszy zespół miał ich 37, a tylko trzy kluby zdobyły ich więcej niż 30. Teraz utrzymujemy średnią ponad dwóch goli na mecz. W lidze senegalskiej wiele zespołów po 1:0 kończy grę w piłkę. Utrzymują wynik, murują. Bramkarz wykopuje piłkę na długiego napastnika i tyle. To nie jest gra w piłkę. Mój zespół w zasadzie gra to samo, co przy 0:0, zupełnie jak w Niemczech.
Mamy zbiór określonych zasad, których trzeba przestrzegać podczas gry. Możesz wymienić dwa proste podania w środku pola, ale po drugim nie masz prawa zagrać trzeciego na alibi – musisz zagrać otwierające podanie do przodu albo zmienić stronę. Egzekwuję to. Tak samo jak to, że KAŻDE przyjęcie piłki musi być kierunkowe. Dostajesz piłkę – od razu ją sobie gdzieś wypuszczasz. To obowiązek. Wyrabiamy w nich dobre nawyki. Dzięki temu przed przyjęciem piłki muszą już doskonale wiedzieć, co chcą zrobić dalej, uczą się szybkiego myślenia.
Pracujemy w ten sposób ze wszystkimi zespołami. W środku projektu nie są uczniowie, piłkarze, zawodowcy, a mężczyźni. Chcemy ukształtować mężczyzn. Mężczyzn, którzy mają wpojone zasady i mają odpowiednie wykształcenie, więc poradzą sobie w życiu, jeśli im nie wyjdzie. Mężczyzna potrafi być najlepszym sobą dla zespołu, a nie tylko dla samego siebie.
Chcę by każdy piłkarz odchodząc stąd do Francji rozumiał futbol. System nie jest ważny, jeśli twój piłkarz jest w stanie widzieć wiele na boisku. Odnajdzie się wtedy w każdym ustawieniu i będzie w stanie grać czy to u ofensywnego trenera, czy defensywnego. W moich ćwiczeniach liczą się dwie rzeczy – czas i mózg. Jest w nich wiele ruchu. Każdy piłkarz, który przyjeżdża do nas, przez pierwsze sześć miesięcy nie jest w stanie grać w naszą piłkę. Wygląda mniej więcej tak…
(trener robi zeza i rusza głową jak opętany)
Zmieniam umysły i mentalność tych chłopaków. Jedni na zrozumienie naszej filozofii potrzebują pół roku, inni cały rok. Wielu przychodzi do nas ze znakomitymi umiejętnościami – są niezwykle szybcy albo mają niezwykle precyzyjny strzał. Co z tego, skoro nie wiedzą, w jaki sposób tego używać? Gra jest dla nich zbyt szybka. Potrzebują czasu, by przetworzyć informacje i używają swojej jakości z opóźnieniem. Sztuką nie jest znalezienie dobrego piłkarza, a inteligentnego, rozumiejącego piłkę. Widzącego przestrzeń, czas, w jakim wszyscy się poruszają. Wielu na początku podaje piłkę i… nic się nie dzieje dalej. Inteligentny piłkarz po oddaniu piłki momentalnie przemieszcza się w przestrzeń, która jest dla niego optymalna. Ciągle myśli o tym, w którym miejscu boiska znaleźć się w danym czasie. Umysł musi ciągle pracować. Technika to tylko dodatek. Twój asystent, który pomaga ci wykonać zadanie, o którym pomyśli głowa.
Ale by używać techniki w grze, musisz być inteligentny.
Możesz mieć świetną prawą i lewą nogę i najlepszą grę głową, ale to inteligencja pomaga ci znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.
Piłkarze muszą respektować cały kolektywny projekt i grać dla niego. Znam indywidualne możliwości każdego z piłkarzy i muszę poskładać ich tak, by każda pojedyncza cecha tworzyła jakąś logiczną całość. Jeśli grasz z Messim czy Ibrahimoviciem, to nie to sama gra. Niby układasz te samą formację, niby na kartce z przodu tu i tu jest jeden facet, ale gra musi być kompletnie inna.
Każdy piłkarz musi być zatem świadomy mocnych cech swoich kolegów i wykorzystywać je. Zadaniem moim jako szkoleniowca jest rozwijanie najsilniejszych cech piłkarzy, bo to one mogą zapewnić im długą karierę. Jeśli ktoś na ponadprzeciętną szybkość – musi jeszcze mocniej nad nią pracować, by być najlepszy. Przy tym dbamy o to, by inne cechy – jak gorsza noga – były na przyzwoitym poziomie. Generalnie jednak skupiamy się wokół tej jednej umiejętności, bo to ona może zapewnić sukces w Europie.
Czasami cała grupa pracuje na zajęciach po to, by trzech piłkarzy rozwinęło swoją umiejętność. Raz ćwiczymy ustawianie się czwórki, szóstki i dziesiątki, innym razem schematy pod współpracę dziesiątki i dziewiątki, i tak dalej. Na początku afrykańscy piłkarze muszą się uczyć przede wszystkim podawania piłki. Jak wygląda gra na piachu na senegalskich podwórkach? Dostajesz piłkę i wypuszczasz ją sobie jak najdalej, a wrodzona szybkość i tak pozwala ci do niej dobiec. Nawet jeśli na piachu chcesz wymieniać podania – nie jest to łatwe. Dużo czasu wymaga często uświadomienie piłkarzowi, że futbol to też podawanie kolegom.
***
Kontynuuje Pierrin: – Przez pierwsze sześć miesięcy w Senegalu, by odpowiednio przygotować ten projekt, obserwowałem w całym kraju piłkarzy i poznawałem ludzi zarządzających klubami. Kraj składa się z 34 departamentów i zdecydowałem się przez trzy miesiące odwiedzić każdy z nich. Poza dziewięcioma mi się to udało. To był kompletnie szalony czas. Zwiedziłem cały Senegal i zobaczyłem całą organizację senegalskiego futbolu. Oh, pardon! Całą dezorganizację! Dziś znam każdego piłkarza ze wszystkich czterech lig w Senegalu oraz wszystkich najzdolniejszych ze szkółek piłkarskich, choć tutaj nie jest możliwe to, by poznać ich naprawdę dobrze. Telewizja pokazuje tylko jeden mecz w tygodniu, futbol nie jest tak transparentny.
Podróże po Senegalu bywają bardzo problematyczne. Do regionu Casamance (region pomiędzy Gambią a Gwineą Bissau – red.) musisz wybrać się poza porą deszczową, inaczej nie ma po co. Z Casamance jechałem 2 godziny tylko po to by dojechać do jakiejś małej wioski Samine – coś w stylu Sedhiou, gdzie urodził się Sadio Mane. Potem okazało się, że nie da się przejechać przez rzekę, więc… wziąłem łódkę i w 1,5 godziny dopłynąłem do miejsca docelowego. Nie było tam żadnego klubu, kompletnie nic. Biali ludzie tam nie dojeżdżają, a tubylcy patrzyli na mnie jak na eksponat. Pojechałem tam tylko po to, by zobaczyć jednego piłkarza, który okazał się bardzo dobry. Jak dziś o tym myślę – aż sam w to nie wierzę.
Nie mogę powiedzieć, że nie zrobiłem wszystkiego, by znaleźć perełki. Jestem pewien, że żaden inny obcokrajowiec by się do takich zaułków nie wybierał. Ale ja chyba jestem szaleńcem. Dążymy do tego, by wyłapywać największe talenty ze wszystkich pięciu krajów Afryki Zachodniej. Za rok-dwa będziemy już to robić na szeroką skalę – kończy trener.
Schemat działania akademii jest bardzo prosty. Jeden lub dwóch najzdolniejszych juniorów odchodzi co roku za darmo do FC Metz, gdzie – dzięki ujednoliconemu modelowi działania – spotykają się dokładnie z tym samym, do czego przyzwyczaili się w AS Generation Foot. Europa nie jest dla nich szokiem, przynajmniej w teorii. W FC Metz promują się i przy modelowym scenariuszu odchodzą za gotówkę do bardziej renomowanych klubów.
Efekty? Status zawodowego piłkarza zagranicą uzyskało już ponad trzydziestu wychowanków AS Generation Foot. Co więcej – w tym gronie znalazło się aż sześciu reprezentantów kraju.
Papiss Demba Cisse (rocznik 1985, 35 występów w reprezentacji, ex-Newcastle, dziś liga chińska)
Babacar Gueye (rocznik 1986, 25 występów w reprezentacji, dziś liga chińska)
Diafra Sakho (rocznik 1989, 8 występów w reprezentacji, dziś West Ham United)
Sadio Mane (rocznik 1992, 49 występów w reprezentacji, dziś Liverpool)
Ismaila Sarr (rocznik 1998, 10 występów w reprezentacji, dziś Rennes).
Fallou Diagne (rocznik 1989, 1 występ w reprezentacji, dziś wypożyczony do FC Metz z Werderu Brema)
Razem daje to już 128 występów w pierwszej reprezentacji Senegalu, ponad 115 milionów euro łącznej sumy transferowej wychowanków i ponad 25 milionów euro zarobku dla FC Metz. Co z tego ma senegalska piłka? Francuski klub co miesiąc przelewa sumę, która umożliwia pokrycie kosztów prowadzenia akademii i regularnie inwestuje w infrastrukturę. Parokrotnie sypnęło groszem grubiej – zazwyczaj wtedy, gdy udało się zbić na jakimś wychowanku dużą sumę.
Najlepszą szkółką zainspirowały się inne francuskie kluby. Lyon podpisał w 2015 roku umowę z inną renomowaną szkółką – Dakar Sacre Coeur, a Marsylia od jakiegoś czasu stara się zacieśnić relację z Diambars, trzecią (ostatnią) uznaną akademią na senegalskiej ziemi, która także regularnie zasila piłkarzami francuskie kluby.
Sukcesy na polu finansowym przekładają się także na pierwszą drużynę AS Generation Foot, która – od kiedy ma wybudowany stadion – robi awanse w spektakularnym tempie. W pięć lat wygrała cztery ligi – w tym ekstraklasę jako beniaminek. Puchar Senegalu zdobyła jako… drugoligowiec.
***
Zapewniajac sobie swobodny przepływ najzdolniejszych senegalskich juniorów FC Metz zrobiło sobie fantastyczną maszynkę do zarabiania pieniędzy, która już teraz świetnie pracuje, a z biegiem czasu może przynosić tylko większe zyski. W Senegalu też nie narzekają. Doskonale wiedzą, że sami graczy na tym poziomie co Sadio Mane by sobie nie wychowali, sami też nie zapewniliby sobie profesjonalnej infrastruktury. W centrum stolicy można znaleźć tylko piaskowe boiska. Niespodziewanie pośrodku niczego mogą dostąpić chociaż takiego rarytasu jak granie na trawiastej murawie.
Nawet w miejscu, gdzie nie można kupić codziennej gazety, można znaleźć perłę wartą kilkadziesiąt milionów euro.
I aż chciałoby się zasugerować polskim klubom, że rynek afrykański wciąż nie jest do końca zagospodarowany. Ale po co byłaby nam tak świetnie działająca akademia, skoro limit obcokrajowców zaraz strzeliłby gonga między oczy?