Reklama

Wygląda na to, że Zagłębie wreszcie ma bramkarza

redakcja

Autor:redakcja

15 kwietnia 2018, 14:17 • 3 min czytania 7 komentarzy

Odkąd Zagłębie Lubin wróciło do Ekstraklasy, cały czas miało jeden poważny feler. Bramkarza. Wyniki długo maskowały ten problem, ale praktycznie dla wszystkich było oczywiste, że największe braki Miedziowi mają właśnie między słupkami. Sęk w tym, że kiedy w Lubinie zdano sobie z tego sprawę, to okazało się, że znalezienie wartościowego wzmocnienia poza klubem wcale nie jest takie proste. Kolejne wpadki zmusiły więc Mariusza Lewandowskiego do rzeźbienia w miejscowym materiale. Na razie jest jeszcze za wcześnie, aby byłego piłkarza Szachtara Donieck porównywać do Fidiasz, ale jedno można stwierdzić. Eksperyment z Dominikiem Hładunem wygląda bardzo obiecująco.

Wygląda na to, że Zagłębie wreszcie ma bramkarza

Hładun, wychowanek Zagłębia, długo pełnił w Lubinie rolę zapchajdziury. Był w składzie, czasem nawet znalazł się wśród rezerwowych, ale czy ktokolwiek zakładał, że wyrośnie z niego bramkarz aspirujący do ekstraklasowej czołówki? W tym miejscu mamy uzasadnione wątpliwości. Zresztą jeszcze w poprzedniej rundzie Hładun wyglądał na gościa, który przebuja się trochę w drugiej drużynie, potem zahaczy o niższe ligi i tyle. Tym bardziej, że jesienią niespecjalnie imponował w trzecioligowych rezerwach. Piętnaście bramek puszczonych w dwunastu meczach siłą rzeczy nie mogło robić dobrego wrażenia.

Początek rundy wiosennej diametralnie zmienił jednak obraz sytuacji. Wpływ na to miały dwa czynniki. Po pierwsze, niezła forma Hładuna z okresu przygotowawczego, podczas którego zaimponował Lewandowskiemu. Po drugie, kabaret, który w inaugurującym meczu z Legią odstawił Piotr Leciejewski. Docelowo to właśnie golkiper z liga norweską w CV miał być panaceum na problemy Zagłębia z obsadą bramki, ale ta koncepcja rozmyła się bardzo szybko. Leciejewski, pod którego Miedziowi  długo robili podchody, zamiast spokoju i doświadczenia wniósł do defensywy Lubinian niezmierzone pokłady niepewności. Sam fakt, że został odstrzelony po zaledwie jednym spotkaniu, jest zresztą bardzo wymowny. Na jego indolencji skorzystał właśnie Hładun, który otrzymaną szansę na razie wykorzystuje doskonale.

Spójrzmy na same liczby. Wychowanek Zagłębia do tej pory zagrał w dziewięciu meczach. Puścił w nich sześć goli i aż sześciokrotnie zachowywał czyste konto. Bilans punktowy (14 na 27 możliwych) szału nie robi, ale nie da się ukryć, że dobra postawa Hłaudna znacząco ułatwiła skuteczną walkę o miejsce w górnej ósemce tabeli. Bramkarz Midziowych dwa razy znalazł się też w naszej jedenastce Kozaków, a swoją grą wykręcił notę 5,89. Jasne, dziewięć spotkań to niezbyt obszerny materiał do wyciągania daleko idących wniosków, ale z regularnie grających bramkarzy, lepszą średnią ma tylko Jakub Słowik.

Co więcej, nie można powiedzieć, że Hładun w jakikolwiek sposób jest beneficjentem dobrej gry linii defensywnej swojego zespołu. Obrona Zagłębia może nie wystawia się co tydzień na pośmiewisko, ale raczej ciężko uznać ją za monolit. Nawet we wczorajszym meczu z Legią, koniec końców zagranym na zero, nie udało się uniknąć nerwowości i niepewnych zagrań. Kiedy jednak obrońcy Zagłębia nie nadążali, tyłki za każdym razem ratował im Hładun. Wczoraj popisał się zwłaszcza przy strzałach Jędrzejczyka i Hamalainena, a wpływ na końcowy sukces miał nie mniejszy niż Mares czy Starzyński.

Reklama

Hładun może imponować też opanowaniem i pewnością siebie. Od poprzednich bramkarzy Zagłębia różni go przede wszystkim lepsza decyzyjność. Ciężko nam sobie wyobrazić, że wzorem Polacka czy Forenca urządza sobie spacery po polu karnym albo – niczym Leciejewski – próbuje wpaść w objęcia Eduardo. Umiejętności? Pod tym względem wszystko wygląda w porządku, choć nie zaszkodzi jeszcze kilka razy to udowodnić.

Swoją drogą, dotychczasowa kariera wychowanka Miedziowych układa się bardzo ciekawe. W pierwszej lidze przy Forencu nabawił się odcisków od siedzenia na ławce rezerwowych. Potem nie sprostał kulturyście Polackowi i na krótko Leciejewskiemu, którego kiedyś raptem pół kroku dzieliło od transferu do Chelsea. No ale kiedy już wskoczył do bramki, okazał się o wiele lepszy każdego z nich. Warto więc zastanowić się, gdzie w Zagłębiu wcześniej mieli oczy, skoro o mały włos nie przegapili chłopaka, który przeszedł przez wszystkie szczeble klubowej akademii.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...