Gdybyśmy funkcjonowali w normalnych okolicznościach – a, jak wiadomo, trochę nam do tego brakuje – mocne słowa poparcia dla trenera ze strony prezesa oraz propozycja nowego kontraktu mogłyby zostać wzięte przez tego pierwszego za dobrą monetę. Jako jednak, iż żyjemy w totalnym wariatkowie, w którym średni czas pracy trenera w ekstraklasie w pewnym momencie tego sezonu osiągnął śmieszne 144 dni, wciąż nie wiemy, jak takie sygnały odbierać. A tym bardziej, że dotychczas publiczne poparcie często się u nas kończyło zwolnieniem z pracy. Fakty są jednak takie, że prezes Korony, Krzysztof Zając najpierw ogłosił w prasie, iź Gino Lettieri to trener na lata (w grudniu w “SE”), a teraz przechodzi od słów do czynów i przedłuża z trenerem umowę. A przynajmniej tak zapowiedział w rozmowie z Mateuszem Kaletą z cksport.pl.
Abstrahując już od specyfiki pracy trenerów w ekstraklasie oraz specyfiki funkcjonowania samej Korony, Lettieri zwyczajnie zasłużył sobie na nową umowę. Poprowadził totalnie przemeblowany zespół do awansu do grupy mistrzowskiej oraz do półfinału Pucharu Polski, w którym wygrał pierwszy mecz. Jak widać, cele postawione przed szkoleniowcem zostały spełnione, chociaż warto zwrócić uwagę, że prolongata umowy następuje w dość szczególnym momencie – po tym, jak Korona wygrała jeden z siedmiu ostatnich meczów w lidze. I chociażby ten fakt świadczyć może o tym, iż z Włochem wiążą w Kielcach poważne plany. Nowy kontrakt nie jest bowiem nagrodą za ostatnią zwyżkę formy, ale pochodną rzetelnego podsumowania miarodajnego okresu.
Nie będziemy udawać, że sukces Lettieriego jest czymś, co zgodnie przewidywaliśmy. Przeciwnie, sądziliśmy iż Korona ściągnęła niezłego prawdziwka, za którym z pewnością nie stały sukcesy z dotychczasowego życiorysu. Ale też podskórnie czuliśmy, że podejście włoskiego szkoleniowca ma jednak szansę trafić w Polsce na podatny grunt. Przed pierwszym meczem sezonu pisaliśmy tak:
Gość nie pierdoli się w tańcu. Nie pozwala na spożywanie posiłków w klapkach, a czasem nawet na spożywanie posiłków w ogóle. I od samego początku rozstawia „Polaczków” po kątach. Z Niemiec także przychodzą jednoznaczne sygnały na jego temat, na przykład takie, jak od jednego z tamtejszych dziennikarzy: – Lettieri nie potrafi chwalić. Widzi w ludziach wyłącznie błędy, krytykuje, pokrzykuje. (…) Metody Lettieriego mogą być jednak tym, co idealnie się sprawdzi w ekstraklasowych warunkach. U Włocha nie będzie gwiazdorzenia, nie będzie wybrzydzania i kręcenia nosem (przynajmniej dopóki szatnia się nie zbuntuje). Będzie za to dyscyplina, wewnętrzna presja, a wszystko ma chodzić tak, jak to sobie Gino wymyślił. Kto wie, czy akurat tego typu rządy twardą ręką nie są dziś w Kielcach zwyczajnie potrzebne.
I wydaje się, że myśl zawarta w ostatnim zdaniu okazała się prawdziwa – taki właśnie trener był w Kielcach potrzebny. Nie jest bowiem łatwo stworzyć z miejsca zgrany zespół z charakterem z tylu nowych ludzi. Alomerović, Kovacević, Cvijanović, Gardawski, Jukić, Kosakiewicz, Kaczarawa, Petrak – każdy z nich w ostatnich tygodniach odegrał mniejszą lub większą rolę w Koronie i każdy z nich gra w klubie dopiero od tego sezonu. A mimo to kielczanie nie utracili tego swojego słynnego charakteru. Przeciwnie, na boisku ponownie wyglądają jak walcząca banda, a kibicom naprawdę nietrudno się z nimi utożsamiać. Ten filmik Korona TV można przypominać do znudzenia:
Dzisiaj Korona, jako 6. drużyna tabeli, może rozdawać karty w lidze. Na początku fazy finałowej to właśnie ona może najwięcej namieszać – zacznie od wyjazdu do Poznania, później podejmie u siebie Jagiellonię i uda się na mecz do Warszawy. Jako że ligowy plan minimum został wypełniony, Korona będzie mogła zająć się tym, w czym czuje się najlepiej, czyli psuciem krwi faworytom (o tym jednak, dlaczego może być inaczej napisaliśmy TUTAJ) Dużo ważniejszy będzie rewanż z Arką w Pucharze Polski i obrona domowego zwycięstwa 2:1. Jeżeli za sześć dni kielczanie nie dadzą się w Gdyni, podsumują ten już przecież udany sezon występem na Narodowym.
Niezależnie jednak od ostatecznych rozstrzygnięć, pracę Lettieriego trzeba docenić. Z Koroną ponownie każdy się liczy, a ona – zamiast bić się o utrzymanie – na przekór wszystkim walczy o najwyższe cele. Patrząc na kadrową rewolucję, jak i na samo CV Włocha – no, nie zapowiadało się na taki finał. Ale tak to już w życiu jest, że sukces smakuje tym lepiej, im więcej pokona się przeciwności. A zatem nagroda dla Lettieriego w postaci nowego kontraktu z pewnością smakuje wyjątkowo i z tego tytułu należą mu się wielkie gratulacje.
Fot. FotoPyK