Reklama

Pierwsza połowa do zapomnienia, druga do oglądania. Cracovia remisuje z Zagłębiem

redakcja

Autor:redakcja

07 kwietnia 2018, 21:20 • 3 min czytania 3 komentarze

Jeśli ktoś was kiedyś zapyta, o co właściwie chodzi z „klasycznym meczem dwóch połówek”, nie odpowiadajcie. Posadźcie go przed telewizorem i puśćcie dzisiejsze spotkanie Cracovii z Zagłębiem Lubin. Bo nie da się tego zdefiniować lepiej, niż zrobili to piłkarze Pasów i Miedziowych.

Pierwsza połowa do zapomnienia, druga do oglądania. Cracovia remisuje z Zagłębiem

Po pierwszej części meczu zastanawialiśmy się, czy dostaniemy tu cokolwiek do opisania. Gdy zobaczyliśmy w statystykach, że łącznie oba zespoły oddały do przerwy dziewięć strzałów, przeczuwaliśmy, że ktoś nas perfidnie oszukał. Sami widzieliśmy ze trzy. Kompletnie nie dziwiliśmy się w tej sytuacji, że kibiców Cracovii moglibyśmy znaleźć tego wieczora wszędzie… tylko nie na stadionie. Rozumieliśmy ich w pełni, sami wolelibyśmy robić coś innego. Frekwencję na trybunach podbijał selekcjoner Adam Nawałka, który w pierwszych 45 minutach zobaczył jedynie, kogo nie powinien powoływać do kadry. Nie jesteśmy jednak przekonani, czy to było celem jego przybycia na obiekt przy Kałuży.

Napiszmy wprost: gdyby druga połowa wyglądała tak samo, musielibyśmy wypróbować kreskówkowy sposób z zapałkami wsadzonymi między powieki, by dotrwać
do końca. Tym bardziej że w innych spotkaniach działy się naprawdę fajne rzeczy. Na całe szczęście ktoś mądry stwierdził, że trzeba dać nam wytchnąć od emocji, jakie niosły za sobą niecelne podania i faule w środkowej strefie boiska. Mogliśmy więc rozkoszować się niemal półgodzinną przerwą. Autorowi tej decyzji serdecznie dziękujemy.

Pomogła ona nie tylko nam, ale ewidentnie dodała skrzydeł piłkarzom. Jeśli tak ma to wyglądać za każdym razem, to wnioskujemy do PZPN-u, by przy każdym bezbramkowym remisie do przerwy, wydłużać przerwę o tyle, ile trzeba piłkarzom, żeby się ogarnęli. Efekty w dzisiejszym starciu w Krakowie widać jak na dłoni. Druga część spotkania rozpoczęła się od kilku niezłych prób, z których jedna okazała się próbą bardzo dobrą. Co prawda Michal Peškovič powinien odbić tę piłkę na rzut rożny, szczególnie, że miał ją na rękawicach, ale nie zmienia to faktu, że strzał Jakuba Mareša wyglądał naprawdę ładnie. Zresztą, po tak fatalnej pierwszej połowie, przyjęlibyśmy owacją na stojąco nawet Janusza Jojko wrzucającego piłkę do własnej bramki.

Po kilkunastu minutach bez zmian na tablicy wyników, trener Michał Probierz, sięgnął po swoją tajną broń i wpuścił na boisko Mateusza Wdowiaka. Ten z kolei wpuścił Macieja Dąbrowskiego. W maliny. Po wślizgu obrońcy Zagłębia gospodarze dostali karnego, którego pewnie na bramkę zamienił Krzysztof Piątek. Mimo faktu, że jego nabieg spokojnie moglibyśmy przyrównać do pamiętnej jedenastki Simone Zazy.

Reklama

Wracając do meczu – Krzysztof Piątek szybko pokazał, że nie ma zamiaru kończyć na jednej bramce i postanowił dorzucić drugą. Instynkt napastnika-zabójcy zadziałał i nie oszczędził nawet Dominika Hładuna, jego długoletniego kolegi z juniorów. Piątek ma już łącznie piętnaście trafień w tym sezonie i wygląda na to, że nie zamierza się zatrzymywać. Radzimy przyglądać się jego występom, bo za sezon może go już w tej lidze nie być. Jasne, zawsze może zdarzyć się tak, że napastnik Cracovii do Ekstraklasy wróci, jak to zrobił np. Bartłomiej Pawłowski. A skoro o nim, to napisać trzeba, że o ile Piątek strzela seryjnie, o tyle Bartek raczej rzadko posyła piłkę do bramki rywali. Dziś jednak zrobił to w najlepszym możliwym momencie i w najlepszy możliwy sposób. Doliczony czas gry, jego drużyna przegrywa, a on z trzydziestu metrów uderza w okienko. Bartek, hiszpańskie boiska czekają! A nie, chwila…

Jesteśmy zdumieni, ale gdy zabrzmiał ostatni gwizdek sędziego, zirytowaliśmy się. Chcielibyśmy, by ten mecz został przedłużony tak, jak jego przerwa, bo ewidentnie piłkarze obu zespołów wciąż się rozkręcali. Mamy niezachwianą pewność, że w 101. minucie ktoś przebiłby trafienie Cristiano Ronaldo z meczu z Juventusem, a trzy minuty później Miroslav Čovilo poczuł się w obowiązku odtworzyć rajd Diego Maradony z meczu przeciwko Anglii. Niestety, nie było nam dane tego zobaczyć. Szczerze żałujemy.

Fot. FotoPyk

[event_results 438260]

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...