W pokerowym rozdaniu Lech zgarnął pełną pulę, od stolika odchodzi z kieszeniami pełnymi żetonów. Wygrał rundę zasadniczą, dzięki czemu zarówno Jagiellonię jak i Legię będzie w rundzie finałowej podejmował u siebie. Przeszedł też dziś test charakteru, bo przy stanie 1:1 mógł cały wysiłek zniweczyć, ale zamiast tego strzelił jeszcze dwie bramki.
I bardzo dobrze, bo byłoby kpiną z Ekstraklasy, gdyby tak finiszując Jagiellonia dowiozła lidera. Miała wszystko we własnych rękach. Miała margines błędu, a jeszcze dostała w prezencie porażkę Legii z Arką. I co? I jajco. Dzisiaj, przed własnymi trybunami, Żubry znowu się spaliły. Głowy nie dojechały, względnie – zbyt się zagrzały. Przegrali przede wszystkim z presją.
Powiecie, że gol Majewskiego na 3:1 z Górnikiem był już tylko formalnością. Ale naszym zdaniem znowu uchronił Ekstraklasę od kpiny. Zastanówcie się: karny na 1:1 Lecha z Górnikiem po kuriozalnej ręce Barkrotha. Barkrotha, który mógł zanotować oszołamiający bilans: piętnaście minut, trzy celne podania, jedna zawalona runda zasadnicza Lecha Poznań. Na 2:1 strzelił Trałka, ale tutaj piłka odbiła się przed Loską na kępie szczawiu. Powiedzmy sobie szczerze – bramkarz Górnika ten strzał złapałby w zęby, gdyby nie wyjątkowo bujna wegetacja roślinna w Wielkopolsce. Byłoby jednak niepoważne, gdyby aż tak losowe, komiczne przypadki decydowały o pole position w grupie mistrzowskiej. Po bramce Majewskiego nie ma żadnej dyskusji. Folklor był, ale nie w roli krupiera.
Rundę zasadniczą wygrywa zespół, który zwyczajnie na to zasłużył. Ostatnie piętnaście meczów – najlepszy Lech. Ostatnie dziesięć – najlepszy Lech. Fatalna forma wyjazdowa? Przełamana. Egzamin dojrzałości, czyli wyścig bez hamulców podczas multiligi? Zdany. Może nie piątkę, ale na czwórkę z plusem już tak.
Największym przegranym takiego rozwiązania jest Legia Warszawa, która zajęła trzecie miejsce, w konsekwencji zagra zarówno z Lechem jak i Jagiellonią na wyjeździe. Legioniści dzisiaj zagrali tak, jak miewają w zwyczaju – niby fragmentami ospale, niby dając rywalom się wyszumieć. Pogoniarze do pewnego momentu mogli być zadowoleni z gry, ale gdy Legia przyspieszyła to było jak… w kontrze na 3:0, kiedy Kucharczyk i Szymański uciekli obrońcom i rozklepali Załuskę. Ale choć legioniści szczególnie po zmianie stron zagrali dobry mecz, choć Szymański zagrał wreszcie na miarę swojego potencjału, choć ładnego gola ustrzelił Niezgoda, tak w obliczu niesprzyjającego terminarza trudno uznać ten finisz za szczególnie słodki, choć przecież wygrana okazała.
Na dole tabeli rozstrzygnięcia zapadły błyskawicznie. Arka zebrała nieprawdopodobny oklep, choć suchy wynik 4:2 w derbach Trójmiasta może na to nie wskazywać. Ale przecież tu po niespełna dwóch kwadransach było 3:0. Jakże symptomatyczna była ta trzecia bramka: strata na własnej połowie, samotny rajd lechisty, faul, karny, 3:0. Ostatnia szansa, by jeszcze pomarzyć o odwróceniu fatalnego rezultatu, ostatnia by jeszcze włączyć się do gry o czołową ósemkę, a tutaj rzucenie ręcznika. Dwa gole po zmianie stron tylko na otarcie łez.
W konsekwencji stało się to, co było najbardziej prawdopodobne: o puchary, a nie o byt, będą bić się Wisła Kraków i Zagłębie, choć w przypadku lubinian chyba nikt nie jest do końca pewien jak to się stało, bo przecież w formie są fatalnej. W przeciwieństwie do Wisły Płock, która w Białymstoku udokumentowała świetną formę. Jeśli czwarte miejsce w tabeli będzie premiowane pucharami – zależy od rozstrzygnięć w Pucharze Polski – to są naszym faworytem do tego miejsca. Ta wygrana sprawiła, że czekają ich cztery mecze u siebie.
Na dole stawki w tym kontekście wyjątkowo wesoło. Śląsk znowu nie wygrał, ale nie przeszkodziło mu to Multiliga na pewno nie zawiodła. Emocji było co nie miara, ale zarazem dostatecznie dużo klasycznego dla naszej ligi pszenno-buraczanego stylu, który pozwolił Górnikowi oddać pierwszy celny strzał w 60 minucie pierwszej połowy, a także przeprowadzić wzorcową synchronizację drugiej połowy (czekamy na wszystkich, a potem i tak każdy sobie). Warto też docenić, że kolejka nie stała pod znakiem błędów arbitrów, nikt niczego nie wypaczył, bo dopiero w obliczu zamieszania z VAR-em byłby dym. Sędziowie wytrzymali presję lepiej, niż większość piłkarzy.
Cracovia – Zagłębie 2:2
Jagiellonia – Wisła Płock 1:3
Lech Poznań – Górnik Zabrze 3:1
Lechia Gdańsk – Arka Gdynia 4:2
Legia Warszawa – Pogoń Szczecin 3:0
Piast Gliwice – Termalica 1:1
Sandecja Nowy Sącz – Wisła Kraków 0:0
Śląsk Wrocław – Korona Kielce 1:1
Źródło: Livesports.pl
Fot. FotoPyK