Novak Djoković, jeden z największych tenisistów w historii, ewidentnie czerpie wzorce z naszej ukochanej Ekstraklasy. Serb, który od ubiegłego sezonu coraz bardziej osuwa się w światowym rankingu, wykopał już czwartego trenera w… mniej niż półtora roku. Naszym zdaniem bardziej niż Monte Carlo, gdzie aktualnie mieszka, pasowałaby mu nasza swojska Nieciecza. To byłyby prezes idealny.
Grudzień 2016 r. – kopa dostaje Boris Becker, który dołączył do sztabu trzy lata wcześniej i przez ten czas pomógł Djokoviciowi zdobyć sześć kolejnych tytułów wielkoszlemowych. Niemiec w przypływie szczerości przyznał później, że Novak „nie trenował tyle, ile powinien”.
Maj 2017 r. – kopa dostaje Marian Vajda, z którym tenisista współpracował ponad dziesięć lat. To w dużej mierze on uczynił z Serba giganta światowych kortów. Novak kosił równo, bo przy okazji polecieli też trener od przygotowania fizycznego i fizjoterapeuta.
Marzec 2018 r. – kopa dostaje sam Andre Agassi, który na stanowisku głównego szkoleniowca nie wytrwał nawet dwunastu miesięcy. Oficjalna wersja? Różnili się w kwestiach sportowych, cokolwiek to znaczy.
Kwiecień 2018 r. – kopa dostaje Radek Stepanek, który wcześniej był drugim trenerem po Agassim. To on pod jego nieobecność miał przygotować Djokovicia do zbliżającego się turnieju w Monte Carlo, ale i jego głowa spadła.
Naprawdę przykro patrzeć, jak miota się jeden z najlepszych tenisistów nie tylko ostatnich lat, ale w ogóle. Facet, który ma na koncie dwanaście tytułów wielkoszlemowych (ostatni Roland Garros w 2016 r.) i jeszcze rok temu o tej porze był numerem dwa rankingu ATP, teraz w ogóle nie ma na siebie pomysłu. Jest na trzynastym miejscu, bez trenera i bez wiarygodnych przesłanek, że ten sezon nie będzie stracony.
Wszystko posypało się w ubiegłym sezonie przez kontuzję prawego łokcia. Djoković wygrał wprawdzie na otwarcie 2017 r. turniej w Doha, ale później zebrał łomot już w drugiej rundzie Australian Open. Podniósł się, wygrał w Eastbourne, ale wszystko miało swój przykry koniec podczas Wimbledonu, gdzie nie dokończył ćwierćfinałowego pojedynku z Tomasem Berdychem. Łokieć nie wytrzymał. Kiedy niedługo później „Nole” poinformował o wycofaniu się z rywalizacji do końca roku, przyznał, że z kontuzją zmagał się od 18 miesięcy. Do tego doszły też problemy osobiste.
A jakby tego jeszcze było mało, dawna kanadyjska tenisistka, a obecnie ekspertka telewizyjna Helene Pelletier, posądziła go o doping. Jak mówiła, za kulisami krążyły plotki, że właśnie to mogło być powodem zakończenia sezonu przez gwiazdora. Kobietą od razu zajęli się prawnicy Djokovicia.
Serb w końcu doprowadził jednak rękę do względnego porządku, wrócił, ale od początku tego sezonu wciąż robi za dekorację. AO? Czwarta runda. Indian Wells? Wywrócił się już na pierwszej przeszkodzie. Miami? Tak samo.
Kariera Djokovicia jest na zakręcie. Łokieć łokciem, ale patrząc na to, jak w ostatnim czasie przywiązuje się do trenerów, najwyraźniej to w dużej mierze w nich widzi problem. No nie jest gość łatwy we współpracy. Kto tym razem wsiądzie na jego karuzelę?
Fot. newspix.pl