Już w sobotnią noc wielki rewanż w UFC. Joanna Jędrzejczyk, która przez długie lata była niepokonaną mistrzynią największej federacji mieszanych sztuk walki, zmierzy się ze swoją sensacyjną pogromczynią. JJ kontra Rose Namajunas to jeden z najbardziej oczekiwanych rewanżów roku i jednocześnie jedna z najciekawszych w ogóle walk w kobiecym MMA. Czy ma szansę dołączyć do listy najlepszych „drugich spotkań” w historii? Zdecydowanie!
Po co w ogóle robić drugą część? Cóż, w Hollywood sprawa jest jasna. Jeśli film świetnie się sprzedał, a widzowie pokochali bohaterów i chcą więcej – robi się sequel. Albo prequel, ewentualnie inny remake. Albo wszystko po kolei, jak choćby doskonale widać na przykładzie „Gwiezdnych Wojen”. Do klasycznej trylogii dograno już chyba filmy we wszelkie możliwe strony, dołożono serial, gry komputerowe, kreskówki, komiksy. Jeśli nie było jeszcze książki kucharskiej z przepisami na ulubione śniadania Dartha Vadera, to tylko dlatego, że nikt o tym jeszcze nie pomyślał (w razie czego zapraszamy do Weszło na rozmowy o prawach autorskich).
W sportach walki jest podobnie. Jeśli pierwsze starcie nie dało odpowiedzi na pytanie kto jest lepszy, albo sensacyjnie wygrał pretendent, ewentualnie po prostu pojedynek był epicki i pełen spektakularnych zwrotów akcji – organizuje się rewanż. Przyczyna jest dokładnie taka sama, jak w przypadku kolejnych przygód z odległej galaktyki: kasa, misiu, kasa. Wypromowanie filmu czy walki to gigantyczne nakłady na uruchomienie całej machiny promocyjnej. W przypadku kolejnego odcinka serii, albo rewanżu, w zasadzie czasem wystarczy tylko podać datę premiery! My więc podajemy: UFC 223 z walką Jędrzejczyk vs Namajunas 2 już w sobotę 7 kwietnia, około trzeciej w nocy czasu polskiego. A w ramach rozgrzewki zapraszamy na nasz subiektywny przegląd siedmiu najbardziej kozackich rewanżów w boksie i MMA. Zażaleń nie przyjmujemy, ale obiecujemy: może kiedyś zrobimy kolejną listę. Nie ma co ukrywać: liczymy na to, że starcie JJ z Namajunas zasłuży na miejsce na niej.
7. Lawler – MacDonald
Po raz pierwszy Robbie Lawler i Rory MacDonald spotkali się na w 2013 roku na gali UFC 167. Powiedzieć, że pierwszy wygrał niejednogłośną decyzją to nic nie powiedzieć. To był jeden z tych werdyktów, w przypadku których naprawdę nie zazdrościmy sędziom.
Gdy doszło do rewanżu, Lawler był mistrzem wagi półśredniej. MacDonald solidnie zapracował na ponowne spotkanie z czempionem, wygrywając trzy kolejne walki.
O ile niektóre rewanże bywają odgrzewanymi kotletami, ten był daniem z najwyższej półki w gwiazdkowej restauracji Michelin. Na gali UFC 189 panowie skradli show McGregorowi i Mendesowi, a to o czymś świadczy. Po trzech rundach prowadził MacDonald, mistrz czuł, że tytuł zaczyna mu się wymykać z rąk. Ale to w żadnym wypadku nie oznacza, że zamierzał zrezygnować. Wręcz przeciwnie. W mistrzowskich rundach wrzucił mistrzowski piąty bieg i zdemolował pretendenta potężnymi ciosami. Walka w pełni zasłużenie została uznana za najlepszą w 2015 roku.
6. Graziano – Zale 2
Tony Zale to nasz człowiek w historii światowego boksu. Urodzony w USA w rodzinie polskich emigrantów z okolic Nowego Sącza tak naprawdę nazywał się Antoni Załęski. O ile o pisownię jego nazwiska mogą być spory, to fakt, że był jednym z najwybitniejszych pięściarzy wagi średniej nie podlega żadnej dyskusji.
Na początku lat czterdziestych Antek zunifikował tytuły w wadze średniej, po czym USA przystąpiły do wojny, a bokser wstąpił do marynarki, w której służył do końca działań wojennych. Przez cały ten czas był uznawany za niekwestionowanego mistrza świata. W międzyczasie wyrósł mu jednak poważny rywal – Rocky Graziano (Thomas Rocco Barbella). Ich spotkanie było nieuniknione i oczekiwane mnie więcej tak, jak niedawna walka Joshua – Parker. W przeciwieństwie do starcia z Wembley, to sprzed 72 lat – nie zawiodło nikogo i zostało uznane za walkę roku. Zale był na deskach, potem na skraju nokautu. W szóstej pretendent chciał wykończyć robotę, ale opuścił gardę. Polski bokser uderzył potężnie na korpus, poprawił na szczękę i walka była zakończona.
Na rewanż nikt nie chciał długo czekać. I choć to wydaje się mało prawdopodobne, był jeszcze lepszy niż pierwsze starcie. Zale od początku rzucił się na rywala i bezlitośnie go obijał. Po czterech rundach Graziano nic nie widział na prawe oko, zaś lewe zalewała mu krew z rozciętego łuku brwiowego. Trener przeciął opuchliznę monetą, żeby powiększyć mu pole widzenia (tę scenę skopiował do „Rocky’ego” Sylvester Stallone). I niczym w filmie, w szóstym starciu ledwie żywy Rocky trafił mistrza potężnym prawym, poprawił serią ciosów i zapewnił sobie wygraną przed czasem. Zdaniem magazynu „The Ring” to była druga najlepsza walka w historii boksu (dodajmy tu tylko, że ich trzecie starcie Zale wygrał przed czasem, a z Graziano przyjaźnili się do końca życia).
5. Diaz – McGregor 2
O tym, jak bardzo czekano na ten rewanż, niech świadczy 1,5 mln sprzedanych transmisji pay-per-view, najwięcej w historii MMA. Ale trudno się dziwić. Na gali UFC 196 McGregor zmasakrował twarz Diaza, ale potem sensacyjnie przegrał przez duszenie.
Rewanż był jeszcze lepszy. Tym razem początek zdecydowanie należał do Diaza, McGregor wydawał się zmęczony i bez pomysłu. Ale potem pokazał, dlaczego jest największą gwiazdą UFC. Przetrzymał kryzys i rozpoczął klasyczną wojnę w klatce. Wojnę zakończoną decyzją sędziów na jego korzyść oraz uznaniem za jedną z walk roku.
Cóż, nie trzeba być specem od marketingu, żeby wiedzieć, że najlepsze, co może się wydarzyć przy stanie 1:1 to dogrywka. Żeby jednak do niej doszło, McGregor musi wrócić na poważnie do MMA.
4. Ward – Gatti 3
A propos rywalizacji, w których dwie walki nie dały jednoznacznych odpowiedzi, trzeba wspomnieć o trylogii Ward – Gatti.
Co ciekawe, w żadnej z trzech walk Micky’ego Warda z Arturo Gattim na szali nie było pasa mistrza świata. Ale czy to zmniejszało ciężar gatunkowy? Ani trochę!
Zbliżający się do zakończenia kariery Ward niespodziewanie wygrał pierwsze starcie. Dziewiąta runda tego pojedynku do dziś jest uważana za jedną z najlepszych w historii boksu.
Pierwszy
Rewanż był znakomity i przyniósł jednogłośną wygraną Gattiego na punkty. Widzowie całkiem słusznie domagali się decydującego spotkania. I dostali je, a w nim dokładnie to, czego się spodziewali: 10 rund nieustępliwej walki, determinacji i charakteru. Wygrał Gatti, choć był na deskach, ale tak naprawdę zwyciężyli obaj.
3. Hughes – Trigg 2
Co ciekawe, obie walki tych panów kończyły się w pierwszych rundach. Matt Hughes pokonał Franka Trigga przez duszenie zza pleców w spektakularnej walce na UFC 45, broniąc tytułu w wadze półśredniej. Do rewanżu doszło półtora roku później. Jeśli Hughes czuł się pewny siebie, wchodząc do klatki, szybko musiał zweryfikować swoje oczekiwania.
Trigg rzucił się na mistrza i niemal go wykończył na samym początku walki. Hughes przetrwał jednak szturm, którego na zdrowy rozum nie miał prawa przetrwać. Po czym zrobił coś, co przez fanów jest do dziś określane jako „Superman comeback”. Lanie, jakie przyjmował, a potem niesamowite odwrócenie ról to prawdopodobnie najlepsza 30-sekundowa reklama MMA.
2. Ali – Frazier 3
W tym przypadku też potrzeba było trzech starć. Muhammad Ali, do dziś uważany za największego boksera wszech czasów najwspanialsze boje toczył właśnie z Joe Frazierem. Ich pierwsze spotkanie zostało określone „walką stulecia”. Jednak, w przeciwieństwie do wielu pojedynków promowanych podobnymi hasłami, w tym przypadku nie było żadnej przesady. Aha, a potem było jeszcze lepiej!
Za pierwszym razem spotkało się dwóch niepokonanych mistrzów wagi ciężkiej. Dla Alego był to powrót do wielkiego boksu po trzyletnim zawieszeniu za odmowę służby wojskowej. Powrót – trzeba powiedzieć – nieudany. W ostatniej rundzie „The Greatest” wylądował na deskach. Wstał, ale na punkty przegrał jednogłośnie. W rewanżu Ali wygrał jednogłośnie i było jasne, że trzecia walka jest tylko kwestią czasu.
Żeby nie przedłużać: była. I do dziś przez wielu jest uważana za najlepszą walkę w historii boksu. „Thrilla in Manila” to była prawdziwa ringowa wojna, w której nikt nie kalkulował, a każdy cios mógł być tym ostatnim. Wreszcie, po 14 rundach masakry, Eddie Futch, trener Fraziera, nie pozwolił mu wyjść do decydującego starcia. Decyzja jak najbardziej słuszna, bo oczy „Smokin Joe” były tak opuchnięte, że dosłownie nic nie widział. Wyjście w takim stanie do Alego byłoby samobójstwem. Na które, nawiasem mówiąc, Frazier, był gotowy…
1. Gołota – Bowe 2
W każdym z pojedynków z naszej listy była niezwykła dramaturgia, wola walki, emocje. Ale w tej było coś więcej. Andrzej Gołota, medalista olimpijski z Seulu, demolował jednego rywala po drugim. W nieco ponad 4 lata zawodowej kariery w USA miał na koncie 28 walk, 28 zwycięstw i 25 nokautów. Dla Riddicka Bowe, byłego mistrza świata trzech federacji, który właśnie znokautował Evendera Holyfielda, miał być tylko mięsem armatnim.
Cóż, nie był. W pierwszym starciu Gołota prowadził na punkty, kiedy w 7. rundzie po kolejnym ciosie poniżej pasa został zdyskwalifikowany. Rewanż pięć miesięcy później był jedną z najbardziej oczekiwanych walk w roku. I słusznie. To był dramatyzm w czystej postaci. Nikt nie kalkulował, nikt nie zastanawiał się nad strategią. To była brutalna walka na śmierć i życie. Gołota bezlitośnie obijał Amerykanina, ale ten za każdym razem wstawał. Wreszcie, w 9. rundzie, prowadząc u wszystkich trzech sędziów, Polak po raz kolejny wyprowadził jedyną serię, która była w stanie powalić byłego mistrza: poniżej pasa.
Nikt nie mógł zrozumieć, czemu Gołota, prowadząc w obu walkach na punkty, za każdym razem kończył bijąc poniżej pasa. Samego zainteresowanego dopytywał o to nawet Aleksander Kwaśniewski. – Szczerze, panie prezydencie? Bo mnie wkurwiał!
JAN CIOSEK