Reklama

Rewelacyjny GKS Jastrzębie już prawie w I lidze. Niech przemówi trener!

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

31 marca 2018, 14:44 • 9 min czytania 1 komentarz

Jeszcze dwa lata temu było tam ściernisko, a zaraz może być San Francisco. GKS Jastrzębie-Zdrój niedawno nie był pewny swojej egzystencji w III lidze. Teraz jako drugoligowy beniaminek jest już co najmniej jedną nogą w I lidze. W piątkowym meczu na szczycie pokonał 1:0 ŁKS i odniósł dziesiąte z rzędu zwycięstwo!

Rewelacyjny GKS Jastrzębie już prawie w I lidze. Niech przemówi trener!

O GKS-ie niedawno więcej w swoim reportażu pisał TUTAJ pisał Szymon Podstufka. Dziś postanowiliśmy zadzwonić do trenera Jarosława Skrobacza, z którym drużyna przeżyła wszystkie piękne chwile, a wydaje się, że najlepsze dopiero nadejdzie. Wystarczy zresztą rzut na oka na tabelę:

II liga tabela 31.03.2018

Jeżeli ktoś po rundzie jesiennej traktował was jako chwilową sensację czy pozytywny wypadek przy pracy, teraz chyba nie ma już wątpliwości, że mowa o czymś trwalszym i poważniejszym.

Jak się da, to się wygrywa (śmiech). Od początku liczyliśmy punkty i wyznaczaliśmy sobie granice w kontekście utrzymania. Jesienią celem było najpierw 25 punktów, potem spokój miało dać 30. Punktujemy dalej, już dawno przekroczyliśmy ten pułap, ale wiemy, że tak nie będzie cały czas. Gorsze momenty też nadejdą, musimy mieć tego świadomość. Najlepiej robić swoje i liczyć, że będzie dobrze.

Reklama

Utrzymanie macie zapewnione. Dziś musielibyście się bardzo “postarać”, żeby nie awansować. W najgorszym razie po rozegraniu wszystkich zaległości będziecie mieli 10 punktów przewagi nad czwartym miejscem.

Zgadza się. Sytuację mamy komfortową. Co tu dużo mówić, każdy z rywali chciałby w takiej być. Patrząc na poprzednie lata, do awansu wystarczy około 60 punktów, czyli potrzeba nam co najmniej trzech kolejnych zwycięstw. To jest na wyciągnięcie ręki, ale wszystkie punkty musieliśmy wywalczyć w pocie czoła, nic łatwo nie przyszło. Nikt się teraz przed nami nie położy. Już to raz przerabialiśmy. W tamtym sezonie w III lidze mieliśmy ogromną przewagę, a skończyło się jednym punktem zapasu. Nie możemy stracić czujności.

Ale na pewno nie możecie się już asekurować, że awans nie jest waszym celem. Nikt by nie uwierzył.

Ma pan rację. Bez żadnej kurtuazji – przed sezonem planem było spokojne utrzymanie, uniknięcie walki o ligowy byt do ostatniej kolejki. Chcieliśmy też ograć młodszych chłopaków pod kątem następnego sezonu. To były nasze cele, zrealizowaliśmy je i moglibyśmy uznać, że robota skończona. To jednak nie leży w charakterze moim i naszych piłkarzy, mamy swoje ambicje. Nawet na gierkach treningowych każdy chce wygrać. O awansie wszyscy już mówią głośno. Trudno, żeby było inaczej, skoro na 12 kolejek przed końcem mamy taką przewagę. Najważniejsze, żebyśmy dalej grali z takim samym zaangażowaniem i nastawieniem. Wtedy na pewno awansujemy.

Nie zakładaliście latem nieśmiało, że można powalczyć już o kolejny awans?

Nie, naprawdę nie. W przedsezonowych rozmowach nie braliśmy tego pod uwagę. Wszystko powyżej dziesiątego miejsca przyjęlibyśmy z zadowoleniem. Okazało się, że poszło lepiej niż zakładaliśmy, kolejne zwycięstwa nakręciły atmosferę, chłopcy chcą się uczyć i jest lepiej niż sądziliśmy. Wiosenne mecze ze Stalą Stalowa Wola, Zniczem Pruszków czy teraz ŁKS-em pokazały, że dojrzeliśmy, staliśmy się mądrzejszym zespołem.

Reklama

gks jastrzebie kucza

Waszym atutem był brak presji. W Radomiaku Radom, ŁKS-ie czy Warcie Poznań ciśnienie jest dużo większe.

Do pewnego momentu tak było. Kibice na starcie sezonu też zakładali, że ciężko będzie się utrzymać. Teraz się to zmieniło. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Staram się to trzymać krótko, nawet czasami tonować prezesów, żeby nie wypowiadali się za głośno. Najgorsze, gdybyśmy uwierzyli, że już jesteśmy najlepsi. Nie jesteśmy i nie będziemy. Trzeba mieć cały czas pokorę i skromność, a jednocześnie wierzyć w swoje możliwości.

Dlatego użyłem czasu przeszłego. Dziś tę presję już macie. Nie sposób byłoby powiedzieć, że nic się nie stało, gdybyście teraz nie awansowali.

Zgadza się. Chcemy tego awansu, chce go miasto, chce go klub, chcą go kibice. Presja pojawia się z każdej strony. Nie wolno upajać się tabelą, ale trzeba powiedzieć wprost, że bylibyśmy strasznymi frajerami, gdybyśmy teraz to wypuścili.

W przypadku klubów, które w takim tempie przeskakują ze szczebla na szczebel, zawsze pojawia się pytanie, czy nadążą za tym wszystkim w kwestiach pozaboiskowych. Wy nadążycie?

Wie pan co… Jesteśmy już po treningu, siedzę sobie w klubie, wszyscy już wyszli. Zostałem sam. I nawet teraz patrząc dookoła wracam wspomnieniami do tego, co zastałem w GKS-ie przychodząc do niego prawie dwa lata temu. Proszę mi wierzyć: zanotowaliśmy ogromny przeskok organizacyjny. Cieszy to, że na klub bardzo przychylnie patrzy miasto, wspiera nas Miejski Ośrodek Sportu. Nie możemy złego słowa powiedzieć. Wszystko, co chcemy w tych kwestiach zmieniać i poprawiać, jest realizowane. Latem 2016 roku mogliśmy się wstydzić wyglądu szatni czy salek konferencyjnych, dziś się nie wstydzimy. Stadion też pięknieje, mamy już oświetlenie. Zaawansowany jest temat odnośnie budowy nowego obiektu. Tworzymy bazę treningową, od czerwca będą nowe boiska trawiaste. Powstała szkółka, które była pod MOSiR-em, teraz przeszła pod klub. Trenuje w niej prawie trzystu chłopców. Nadal ogrom pracy przed nami, ale ze wszystkim idziemy do przodu. Piłkarze grający tu dłużej sam widzą, że rzeczy będące dziś standardem i codziennością, jeszcze półtora roku temu pozostawały w sferze marzeń. A co do finansów – nie mamy wielkiego budżetu, pewnie jest jednym z najniższych w stawce. Po awansie zapewne podobnie będzie w I lidze, ale życie pokazuje, że nie tylko pieniądze decydują o powodzeniu klubu.

W styczniowym reportażu na Weszło wymienionych było jeszcze kilku zawodników, którzy wciąż grę w piłkę łączą z inną pracą. Coś się zmieniło od tego czasu?

Prowadzimy takie rozmowy, jednak do końca sezonu na pewno nic się już nie zmieni. Ale ostatnio liczba zawodników pracujących poza klubem spadła i powinna spadać dalej. Wiadomo, że jeśli chłopcy zrezygnują z dochodu w innej branży, to oczekują, że kontrakt piłkarski im to wynagrodzi. Jestem dobrej myśli.

Rywali też chyba kłuje w oczy, że taka drużyna jest wyżej. W ŁKS-ie lektura naszego reportażu była lekturą obowiązkową, żeby uświadomić piłkarzy, że są za klubem, w którym nie wszyscy zarabiają tylko na kopaniu piłki…

Może to być jakiś czynnik motywujący. Mamy swoje trudności, ale naprawdę funkcjonujemy jak zawodowcy. Już w poniedziałek wielkanocny wyjeżdżamy do Stargardu. Nie wracamy do domu, bo w sobotę gramy w Elblągu. To nie jest liga dla amatorów. Chłopcy pracujący dodatkowo muszą załatwiać sobie wolne, trenerzy bramkarzy i przygotowania motorycznego pracują na pełnych obrotach. Są to czasami pewne wyzwania, które uświadamiają, że mimo dużego postępu, wciąż wiele jest do zrobienia.

Mówił pan, że co rundę przebudowujecie skład o 2-3 zawodników i tak też było zimą. Przyszli Bartosz Jaroszek, Kacper Czajkowski i Ville Salmikivi. Na razie tylko ten pierwszy wskoczył do wyjściowej jedenastki. 

Jaroszek został pozyskany w schemacie, według którego zawsze chcielibyśmy działać. Obserwowaliśmy go już od miesięcy, cały czas monitorowaliśmy, rozsyłaliśmy wici na jego temat, chcieliśmy się o nim jak najwięcej dowiedzieć. Przymierzaliśmy go już latem, od samego początku wiedzieliśmy, że będzie pasował do drużyny. Kacpra Czajkowskiego wypożyczyliśmy z Ruchu Chorzów. To była potrzeba chwili, w ostatnim momencie kontuzji doznał inny młodzieżowiec Kacper Kawula, więc szukaliśmy kogoś młodego na środek obrony. Kacper był dostępny, to chłopak z regionu, jesienią rozegrał kilka meczów w I lidze. Zdecydowaliśmy się. Przy Piotrze Pacholskim i Kamilu Szymurze trudno mu wywalczyć miejsce w składzie, ale możemy go na co dzień śledzić na treningach i w czerwcu zobaczymy, czy będziemy rozmawiali na temat jego pozostania. Podobnie wygląda sytuacja z Finem Salmikivim, wypożyczonym z Olimpii Grudziądz. W styczniu do Bytovii odszedł Kamil Adamek i musieliśmy znaleźć nowego napastnika. Ville zadeklarował chęć zagrania u nas. To ciekawy piłkarz i na pewno nam w tej rundzie pomoże. Już zresztą pomógł, ze Zniczem wchodząc z ławki wywalczył rzut karny. Zawsze dostaje szansę jako zmiennik. Z ŁKS-em była ona krótsza, względy taktyczne, ale to pozytywna postać.

Z szybkim odejściem Adamka chyba od razu musieliście się liczyć.

Z Kamilem była dziwna sprawa. Przyszedł do nas bardzo późno, pod koniec września. Mimo że nie zarabiał dużo, trochę ryzykowaliśmy, bo był po kontuzji i nie przepracował normalnie okresu przygotowawczego. Myślę, że u nas miałby szansę w pełni się odbudować. I tak nam pomógł, przy naszym sposobie grania okazał się bardzo przydatny. Wchodził z ławki, w ośmiu meczach strzelił cztery gole. Po cichu jednak liczyłem, że zostanie na wiosnę i na dobre zabłyśnie w tej lidze. Mieszka kilkanaście kilometrów od Jastrzębia, nie byłoby problemu. Postanowił inaczej, wybrał tryb przyspieszony z I ligą. Jego decyzja, nie chcę polemizować, jestem mu wdzięczny za to, co zdążył u nas zrobić. Czas pokaże, czy dobrze wybrał.

W kadrze macie głównie młodych lub w miarę młodych zawodników. Tak dobre wyniki sprawiają, że będą się nimi coraz bardziej interesować lepsze kluby.

Zawsze trzeba się z tym liczyć. Jako trener chciałbym o wszystkim wiedzieć jak najwcześniej, żeby mieć czas na wprowadzenie następców. Wyrwanie kilku trybików z tego mechanizmu sprawiłoby, że trudno byłoby od razu go naprawić, ale czasami zdarza się, że ktoś wchodzi do składu, nie oczekiwano od niego cudów, a nagle staje się pierwszoplanową postacią. Co nie zmienia faktu, że w paru przypadkach byłoby ciężko.

O kimś z podopiecznych może pan już dziś powiedzieć, że ewidentnie ma papiery na wielkie granie?

Nie chciałbym za dużo podpowiadać potencjalnym nabywcom, ale na pewno jest kogo obserwować. W bardzo dobrej formie jest Kamil Jadach, który akurat do młodych już się nie zalicza, jednak piłkarsko na pewno pasowałby wyżej, II ligę przerasta umiejętnościami. Czy mentalnie by to sobie poukładał? Nie wiem, całą karierę spędził w Jastrzębiu, to zawsze jest zagadka. Decyduje wiele czynników. Na uwagę zasługują też Farid Ali, formą imponuje Kamil Szymura, jest Damian Tront, wspomniany Bartosz Jaroszek i jeszcze parę nazwisk mógłbym wymienić. Naszą siłą jest jednak kolektyw, każdy zawodnik zdaje sobie sprawę, że w pojedynkę niewiele się zrobi. Raz jeden błyśnie, innym razem drugi. Nie jesteśmy uzależnieni od dyspozycji 2-3 piłkarzy.

Wiadomo, że tak dobre wyniki zwiększają też pana notowania na trenerskiej giełdzie. 

Wie pan, w tamtym roku skończyłem 50 lat. Trochę już w piłce widziałem i przeżyłem. Nie miałem nigdy tego szczęścia, żeby pracować w klubie, w którym wszystko jest super poukładane. Raczej bywało na odwrót, w Odrze Wodzisław i GKS-ie Katowice byłem w trudnych momentach. Zawsze długo czekało się na wypłaty, niektórych do dziś się nie otrzymało. Teraz pracuję blisko domu, jestem na miejscu, fajnie nam idzie. Różnie bywa w życiu, człowiek często ma niewielki wpływ na wydarzenia dookoła, ale na razie jest dobrze, nie narzekam.

Odnosicie się w swojej sytuacji do Odry Opole? Ona też rok po roku przeszła z trzeciej ligi do drugiej, a potem do pierwszej i dziś walczy o Ekstraklasę.

Sami rzadziej używamy tego przykładu, ale faktycznie coraz częściej jesteśmy porównywani do Odry. Myślę, że ten klub też nie jest krezusem finansowym w swojej stawce, jednak mimo wszystko startował chyba z wyższego pułapu niż my. Ale tak jak mówię: nie narzekamy, idziemy do przodu i być może wkrótce będziemy dzielnie walczyć w I lidze.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Zdjęcia: FotoPyk

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

1 komentarz

Loading...