Trzydzieści jeden meczów rozegrał do tej pory Arkadiusz Milik w barwach SSC Napoli. Bilans? Dziesięć goli, jedna asysta, trzy żółte kartki i dwie okrutne kontuzje – najpierw zerwane więzadła krzyżowe w lewej, później w prawej nodze. Takie dwa ciosy niejednego by zmiotły z piłkarskiego ringu, ale nie Milika. Polak czuje się mocny, chce grać i desperacko potrzebuje minut spędzonych na boisku, żeby odbudować dawną formę. Sęk w tym, że w Neapolu mają teraz inne sprawy na głowie, niż odbudowywanie formy swojego rezerwowego napastnika.
Właściwie, to jedną sprawę na głowie. Scudetto.
Napoli zbliża się już powoli do obchodów stulecia swojego istnienia, lecz mistrzami kraju byli tylko dwukrotnie. Mieli wówczas w swoich szeregach najlepszego piłkarza na świecie – Diego Maradonę, którego podobizny po dziś dzień zdobią dziesiątki neapolitańskich zabudowań. W tym sezonie pojawia się niepowtarzalna szansa, żeby do tamtych złotych lat nawiązać i dorzucić trzecie trofeum do klubowej gabloty. Juventus wydaje się nie być aż tak nietykalny jak dotychczas, zaś podopieczni Maurizio Sarriego punktują z niespotykaną u nich do tej pory regularnością. Mają w tej chwili o dziesięć oczek więcej, niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu Serie A.
źródło: Wikipedia
Ostatnio co prawda złapali lekką zadyszkę, ale Sarriemu lepiej o tym nie wspominać. Gdy jedna z dziennikarek zadała mu niewygodne pytanie o malejące szanse na mistrzostwo, odparował: „Jesteś kobietą, jesteś sympatyczna i dlatego ci nie powiem, żebyś się odpierdoliła”. Choć, z drugiej strony, krnąbrny szkoleniowiec komplementuje konkurentów z Juventusu przy każdej możliwej okazji, chcąc pewnie ściągnąć z Azzurri presję związaną z wyścigiem po tytuł.
Wspomniana zadyszka przypadła na ligowe starcia z Romą oraz Interem. Przeciwko rzymianom, po przeszło 160. dniach pauzy, na włoskie boiska powrócił Arkadiusz Milik. Dostał od trenera nieco więcej niż kwadrans, kiedy mecz był już w zasadzie przegrany. I trzeba powiedzieć uczciwie – nie było w tym występie nic pozytywnego, rzecz jasna oprócz tego, że w ogóle się wydarzył. Polak nie oddał żadnego strzału, prawie w ogóle nie powąchał piłki, miał dwie straty. Choć najważniejsze oczywiście, że w ogóle zdecydował się na powrót. Lekarze zielone światło dali znacznie wcześniej, jednak sam Milik odwlekał decyzję. „Wydaje mi się, że moje odczucia są ważniejsze od tego, co mówi doktor” – kwitował. Jego powrót po drugim zerwaniu więzadeł potrwał o kilkadziesiąt dni dłużej, niż w pierwszym przypadku. W kontekście całej kariery, bo przecież jeszcze wiele lat grania przed nim – rozsądne zachowanie. Ale czasu, żeby złapać wiatr w żagle jest już bardzo mało.
Czy Milik zdąży się odbudować w Neapolu? Wraz z naszym pierwszorzędnym ekspertem od calcio, Michałem Borkowskim, prześledziliśmy różne możliwe argumenty.
Milik pogra, o ile Napoli wypadnie z gry o Scudetto
„Najwięcej zależy od tego, czy Napoli za trzy, za cztery kolejki będzie wciąż miało realne szanse, żeby wygrać mistrzostwo. Gdyby sytuacja była taka, że są trzy kolejki do końca, a oni są już pozamiatani, to Milik na pewno dostanie duże więcej czasu. Głównie po to, żeby go sprawdzić, czy na dłuższą metę będzie się nadawał, żeby zostać w klubie. Zwłaszcza, że pod koniec rozgrywek zagrają z Torino i Crotone. Jednak, dopóki Napoli ma szanse na mistrzostwo, to będzie grał najwyżej końcówki” – mówi Michał. Granie ogonów po tak długim rozbracie z futbolem też oczywiście ma swoją wartość, ale to jednak zupełnie inny poziom ogrania, niż w przypadku spędzania na murawie pełnych 90 minut.
Szanse, że mistrzowski tytuł powędruje na Stadio San Paolo są, jak na złość, cały czas znaczne. Juventus nie wystrzega się wpadek, jak choćby w ostatnim meczu ze SPAL i neapolitańczycy depczą Starej Damie po piętach. W 34. kolejce obrońcy tytułu podejmą u siebie Napoli i, jeżeli liczyć na wypadnięcie Hamsika i spółki z gry o Scudetto, to nastąpi ono najwcześniej po tym spotkaniu.
Milik nie pogra, bo Napoli walczy już tylko w lidze
W 93. minucie pierwszego meczu 1/16 finału Ligi Europy Timo Werner strzelił swojego drugiego gola i ustalił wynik spotkania z Napoli na 1:3. To trafienie okazało się kluczowym, bo później w Niemczech udało się włoskiej drużynie zwyciężyć, lecz mimo to musieli pożegnać się z Europą, z uwagi na gorszy bilans bramek wyjazdowych. Efekt jest taki, że Napoli gra już tylko o tytuł mistrzowski. Z europejskich pucharów wykolegował ich Lipsk, zaś z Coppa Italia, nomen omen, wykopała ich Atalanta, zresztą również tryumfując na San Paolo.
Dla Milika to fatalna sytuacja. W klubie są w zasadzie tylko dwie dziewiątki, Dries Mertens i właśnie Polak, zatem, gdyby Napoli kontynuowało walkę na wielu frontach, Milik dostawałby swoje minuty w meczach o, mimo wszystko, mniejszym ciężarze gatunkowym niż pogoń za wymarzonym Scudetto. Tak zresztą było przed kontuzją, gdy były piłkarz Górnika Zabrze strzelał jak na zawołanie w Lidze Mistrzów, zaś w Serie A często kiblował na ławce rezerwowych. Teraz nie ma miejsca nawet na taki wariant.
Pogra, bo Mertens nie ma innego zmiennika
„Kiedy Mertens naprawdę nie mógł wystąpić, a Milik wciąż się leczył, to na dziewiątce grywał Jose Callejon. Ale to już naprawdę z musu, bo to jest klasyczny skrzydłowy” – opowiada Borkowski. Rzeczywiście – to już nie te czasy, kiedy w Napoli jednocześnie grali Higuain, Gabbiadini i Mertens. Dziś hegemonem na pozycji numer dziewięć jest Belg i każdy jego uraz, zmęczenie, gorszy dzień – są szansą dla Polaka na to, żeby załapać trochę gry i wypracować nieco boiskowej świeżości.
Milik na pewno ma do zaoferowania pewne atuty, których brakuje Mertensowi. „Belg to inne parametry. Jest bardziej mobilny, ma zdecydowanie lepszą technikę i drybling. To taka mobilna pchła. Za to Milik jest o wiele silniejszy fizycznie, świetny w powietrzu. Cała drużyna trochę inaczej gra, kiedy Polak jest na boisku, chociaż on też potrafił się odnaleźć jeżeli chodzi o grę kombinacyjną. Kiedy już występował, to widać było, że czuje ten klimat gry pod Sarrim” – mówi nasz ekspert. Jednakże, statystyki są dla Milika bezlitosne – jego konkurent właściwie w każdym meczu posyła kolegom co najmniej trzy, cztery kluczowe podania, podczas gdy Arkowi przydarza się wiele spotkań, gdy takich piłek nie serwuje partnerom wcale.
Nie pogra, bo w Napoli widzą go wyłącznie na dziewiątce
„Nie ma takiej możliwości, żeby Arek zagrał gdzieś na skrzydle. Skrzydłowi w Napoli po prostu muszą być znacznie lepsi technicznie, takie typowe skrzydła. Ewentualnie jest tam rzucany Zieliński, ale to jest zawodnik z dużo lepszym dryblingiem. Arek to bardziej fizyka, wykończenie, strzał z dystansu. Na lewym skrzydle go nie widzę, nawet gdyby coś się stało Insignie” – gorzko stwierdza Borkowski. Mała uniwersalność Milika znacznie ogranicza trenerowi możliwości wprowadzania go powolutku do gry na najwyższych obrotach. Polak nie sprawdzi się w bocznym sektorze, więc w jego przypadku jedyną możliwością jest zmiana jeden do jednego, napastnik za napastnika. A Mertens nie lubi schodzić z boiska przed końcowym gwizdkiem sędziego.
Ewentualnie – kiedy trzeba będzie gonić wynik – Milik może wejść jako dodatkowa para nóg działających w szesnastce rywala. Pytanie, na ile rola takiego jokera jest stworzona dla wychowanka Rozwoju Katowice. Joker kojarzy się jednak z tego rodzaju napastnikiem, który wchodzi na ostatnich kilka minut, dostaje pół dobrego podania i wciska z tego do siatki jakiegoś farfocla na wagę trzech punktów. Do Arka średnio taka charakterystyka pasuje. On nawet jak otrzyma dziesięć malinowych dograń, to i tak potrafi zakończyć mecz bez bramki na koncie.
* * *
Dwa razy tak, dwa razy nie. Wychodzi a to, że dopóki Napoli jest w grze o mistrzostwo, Milik będzie się musiał zadowolić graniem ogonów i formę wypracowywać głównie na treningach. Oczywiście Adam Nawałka i tak zabierze go na mundial, ale czy przywróci do pierwszego składu reprezentacji? Cała jego nadzieja w historycznych analogiach. Niejaki Ronaldo Luis Nazario de Lima także powrócił do gry po zerwaniu więzadeł na pięć minut przed mundialem. Turniej w Korei i Japonii wziął szturmem, strzelając osiem goli i zdobywając mistrzostwo. Nie mielibyśmy nic przeciwko temu, żeby Milik poszedł w ślady Brazylijczyka. Na pewno w jego przypadku odpada jeden z najsłynniejszych argumentów, tłumaczących dziadowską postawę na mundialu – zmęczenie sezonem.
Newspix.pl