Wiadomo, że Polacy to naród kozaków. I nie chodzi nam o tych z „Ogniem i mieczem”, bo ich najmilej w naszej historii nie wspominamy. Mowa o takich kozakach, jakimi są polscy himalaiści. Wiecie, działanie na zasadzie: „Mówisz, że nie da się tego zrobić? Potrzymaj mi piwo!”. Lubimy to.
Nawet oni musieli jednak uznać wyższość K2. Przynajmniej na razie, bo jasne jest dla nas, że jeszcze tam wrócą. I to pewnie szybko. To ostatni ośmiotysięcznik, którego nie udało się zdobyć zimą. Nie tylko nam, żadnemu himalaiście. Choć to w sumie synonimy, bo Polacy jako pierwsi nie zdobyli tylko czterech szczytów, leżących na poziomie ponad ośmiu kilometrów. Na czternaście.
Generalnie wszystko zaczęliśmy już w 1980 roku, kiedy Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy wdrapali się na Mount Everest. Bo jak startować, to z przytupem. Niespełna dziewięć lat później zdobytych szczytów było już siedem. Wszystko zimą, wszystko jako pierwsi w historii. Teraz na swoich pogromców czeka już tylko K2. Zimą na najwyższą górę Karakorum próbowano wejść czterokrotnie. Bez powodzenia.
Pierwsi starali się zrobić to Polacy na przełomie lat 1987/88, ale przez trzy miesiące, które spędzili na zboczach góry wspinać mogli się przez okrągłe dziesięć dni. W 2003 roku górze wyzwanie rzucili Marcin Kaczkan i Denis Urubko, a w 2012 Rosjanie. Ostatnia wyprawa zakończyła się niespełna miesiąc temu. Jej niepowodzenie oznaczało, że rację miał Andrzej Zawada, uczestnik pierwszej z prób, który powiedział wtedy, że nikt nie zdobędzie tej góry zimą przez 30 kolejnych lat. Jeśli to klątwa, to jej urok zakończył się w tym roku. Panowie, wiecie, co macie z tym fantem zrobić.
Urubko, który brał udział również w tegorocznej próbie, był tak zdeterminowany, by wyjść na szczyt do końca lutego, że postanowił spróbować szczęścia sam. Później sam opuszczał bazę, odesłany przez Krzysztofa Wielickiego, kierownika wyprawy. W Weszło FM mówił o tym:
– Problemem nie była wspinaczka. Problem się pojawił, bo nikt nie chciał iść ze mną w górę. To były ostatnie dni takiej prawdziwej zimy. Stałem przed ostatnią szansą, by dokonać sportowego wejścia, które sam sobie założyłem. Cała polska wyprawa zakładała pracę do końca marca i ja tu byłem przegłosowany. Miałem dwie możliwości: albo czekać tydzień w głównym obozie, albo spełnić swoje marzenie. Miałem zatem tylko jedno wyjście.
K2 ZIMĄ, ZWOLNIENIE JOZAKA, KONIEC KARIERY GLIKA? SPECJALNE ZAKŁADY TYLKO W TOTOLOTEK.PL
Marzenia spełnić się nie udało, ale nie ma co się dziwić, że K2 budzi tak skrajne emocje. Pożądanie, pragnienie zdobycia, determinacja, nawet nienawiść… Wszystko w komplecie. Jesteśmy więc przekonani, że w niedługim czasie czeka nas kolejna zimowa wyprawa na ten szczyt. Czy stanie się to w 2019 roku? Piotr Pustelnik, prezes Polskiego Związku Alpinizmu, twierdzi, że jest to możliwe, choć pewności jeszcze nie ma:
– Ekipa, która działała pod K2 będzie miała teraz czas, żeby przeanalizować cały przebieg wyprawy i myślę, że urodzi się z tego pomysł na następną wyprawę. Nie wiem, czy już w kolejnej, czy jeszcze następnej zimy, ale myślę, że w kolegach jest silne pragnienie, żeby znaleźć się jeszcze raz pod tą górą i dokończyć tę robotę
Sprawę jasno postawił za to Adam Bielecki: chciałby tego i jest przekonany, że w końcu na K2 uda się wyjść. Najlepiej już w przyszłym roku. Bo to góra, która jest do zdobycia zimą. Po powrocie do kraju mówił:
– Droga żebrem Abruzzi jest odpowiednia, obawiałem się czarnej piramidy, ale okazała się nie taka straszna. Zaczęliśmy od drogi Basków, ale decyzja o zmianie była słuszna. Korzystając z aklimatyzacji szybko robiliśmy postępy. Można się zastanawiać, czy nie powinniśmy wcześniej zmienić drogi, ale to wiemy po fakcie. Skoro finansujemy piłkarzy, siatkarzy, biathlonistów, to dlaczego nie nas? Himalaizm to sport jak każdy inny, a my jesteśmy w tym nieźli.
„Nieźli”, jak już wiecie, to mało powiedziane. Jesteśmy najlepsi, postawmy sprawę jasno. Dlatego wierzymy, że Polacy zdobędą K2 do końca lutego przyszłego roku. Jeśli jesteście tego samego zdania, to korzystajcie z oferty Totolotka, który za każdą postawioną złotówkę na zakładzie wypłaci wam z powrotem dychę, gdy tylko Bielecki i reszta wyjdą na szczyt. Korzystajcie z okazji, jak himalaiści z okien pogodowych.