Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

28 marca 2018, 00:31 • 5 min czytania 36 komentarzy

Kiedy Adam Nawałka zadecydował wczoraj, że na mecz z Koreą Południową w roli wahadłowego wybiegnie Artur Jędrzejczyk, pomyślałem, że to już jest zbyt daleki odjazd. Okej, selekcjonerowi zdarzały się już wcześniej niespodziewane i pozornie irracjonalne decyzje (dwóch napastników na Niemców!? Kapustka, który ledwie wszedł do Ekstraklasy, na Euro!?), ale to już wyglądało jak robienie sobie z nas wszystkich jaj. Przecież forma w klubie, przecież ogólna dyspozycja, przecież zakres umiejętności, wreszcie sposób poruszania się po boisku. To się nie miało prawa udać.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

A potem okazuje się, że Jędrzejczyk na wahadle wypada lepiej, niż stabilny, świetny w klubie i posiadający o wiele wyższe umiejętności Łukasz Piszczek w środku obrony. Nie jakoś fantastycznie, nie przesadzajmy, ale jeśli zestawić Jędrzejczyka bezradnie oglądającego plecy Raduta w meczu z Lechem, Jędrzejczyka zwrotnego jak skoda w kombi, Jędrzejczyka odsuwanego na boczny tor w rozczarowującej Legii Warszawa i Jędrzejczyka w kadrze… Niebo i ziemia to trochę złe porównanie, może raczej: ziemia i najgłębsze kręgi piekieł. Dyspozycja w klubie dla “Jędzy” nie jest żadną przeszkodą, by w kadrze przynajmniej nie wyróżniać się na minus, a czasem dodać coś więcej.

Dobrą wiadomością dla wszystkich fanów drużyny Adama Nawałki jest jednak coś innego. Nie tylko Jędrzejczyk chowa do kieszeni wszystkie klubowe problemy, gdy zakłada biało-czerwoną koszulkę. Tak dzieje się właściwie z każdym zawodnikiem tej kadry. Najbardziej jaskrawym i najbardziej dobitnym potwierdzeniem tej tezy jest rozkładający ramiona w majestatycznym geście Kamil Grosicki.

Kamil Grosicki, który jest w klubie grającym w dolnej cześci drugiej lidze angielskiej.
Kamil Grosicki, który ostatniego gola zdobył, gdy wymienialiśmy się prezentami na Mikołajki.
Kamil Grosicki, który ostatnią asystę zaliczył, w połowie listopada.

Grosicki może w klubie mieć połamane palce, może mieć silniejszych konkurentów, może siedzieć na ławce, na trybunach, na karnym jeżyku. Bez różnicy. Gdy zakłada mundur u Nawałki, staje się żołnierzem z pierwszego szeregu. Jasne, ma swoje ograniczenia, od 60. minuty zazwyczaj już oddycha rękawami, najwięcej jakości daje przeważnie w początkowych minutach, ale sprawia wrażenie, że nawet po wyrwaniu go prosto z plaży w Mielnie zdołałby na mundialu dać trochę czaru reprezentacji. U Grosika przepaść między dyspozycją w kadrze i w klubie jest nawet większa niż u Jędrzejczyka, ale to potwierdzenie tej samej, w miarę generalnej zasady.

Reklama

Ile frustracji kibicom Legii przyniosły w tym sezonie niepewne interwencje Michała Pazdana? Jak rozczarowujące są kolejne mecze, które Piotr Zieliński rozpoczyna na ławce rezerwowych? Skorupski w klubie zagrał w tym sezonie 90 minut, ale w kadrze wjeżdża i trzy minuty po wejściu ratuje drużynę od utraty gola. Mączyński daje dwie asysty. Dwa miesiące temu Leszek Milewski napisał bardzo ładnie o Kubie Błaszczykowskim.

To wojownik, którego rysem charakteru jest walka ze spiętrzającymi się przeciwnościami losu. Nikt z tej reprezentacji wchodząc do ringu z sytuacją, z jaką mierzy się aktualnie Kuba, nie potrafiłby zachować tyle spokoju, bo nikt nie potrafiłby w swoich dawnych doświadczeniach znaleźć tyle – jakkolwiek to zabrzmi – inspiracji. Siły. Wyrachowanego „Bywało znacznie gorzej”, a potem obmyślania planu, który pozwoli zrealizować cel.

Dwa lata temu było podobnie. Kuba w Fiorentinie był postacią marginalną, trapioną urazami, nie będącą w rytmie meczowym. A potem co? A potem był najlepszym polskim piłkarzem na Euro.

Wydawało mi się wówczas, że to tylko Błaszczykowski. Że on jeden jest tym “Kapitanem Polska”, który radzi sobie tym lepiej, im więcej wokół niego fal, im więcej problemów, im więcej kiwania głowami z litością: “nie da rady, nie ma szans”. Że koszulka reprezentacji jest dla niego jak pancerz dla superbohatera, z którym nawet życiowa ciamajda Peter Parker radzi sobie z najgroźniejszymi bandytami galaktyki.

Tymczasem zaczyna się powoli wydawać, że to domena całej armii Nawałki. Te militarne odwołania są zresztą bardzo na miejscu, bo pierwszy raz w swojej świadomej przygodzie z futbolem mam wrażenie, że dysponujemy prawdziwą kompanią braci. Nie zbiorem indywidualnie najlepszych zawodników z polskim obywatelstwem, ale drużyną, w której pewne mechanizmy z zewnątrz niewytłumaczalne, sprawiają, że cała ekipa wygląda lepiej. Na gorąco po meczu – niewytłumaczalny wydaje się wczorajszy błysk Grosickiego, niewytłumaczalne wydaje się postawienie na Jędrzejczyka, gdy na ławce był regularnie grający w Kijowie Tomasz Kędziora – pod każdym względem bardziej pasujący do roli wahadłowego w meczu towarzyskim. A jednak, te wszystkie decyzje raczej się bronią.

Nie chcę tu uderzać w przesadnie wysokie tony, że Nawałka nie zostawia rannych na polu bitwy, że to całe holowanie swoich zawodników ma sens. Chcę zwrócić uwagę tylko na to, że tych kilkunastu gości wydaje się na zgrupowaniach gubić cały bagaż, który ściąga ich do ziemi w klubach. Tak jakby właśnie w tym miejscu, właśnie w tej grupie ludzi istniała taka atmosfera i taki klimat, że można robić rzeczy większe, niż na to pozwalają umiejętności albo obecna forma.

Reklama

Z Nigerią wynik był słaby, już w eliminacjach zresztą mieliśmy kilka meczów, które wypadły gorzej, niż się spodziewaliśmy. Z Koreą rozluźnienie w drugiej połowie i chaos w tyłach przez cały mecz mogły spowodować kolejną porażkę. 3-4-3 ma swoje wady, przy stałych fragmentach gubimy krycie, nie mamy recepty na kontry z udziałem skrzydłowych. Lewandowski strzelił jednego gola z pięciu świetnych okazji, Zieliński często z nim kolidował, ponadto miał jedynie przebłyski geniuszu, a nie genialne występy. Mamy furę problemów, sam o nich pisałem dwa tygodnie temu, wyliczając między innymi jak fatalnie wypadają nasze skrzydła w zestawieniu z innymi rywalami grupowymi.

Ale potem zaczyna się zgrupowanie. Grosickiemu zrastają się pęknięte kości, Błaszczykowskiemu ubywa lat, Pazdanowi przybywa centymetrów, Jędrzejczykowi zwiększa się zwrotność, zakładam, że Wolski mógłby wczoraj odrzucić kule i zaliczyć asystę przy bramce Milika, nawet gdyby ten ostatni był jeszcze w gipsie.

Rozum podpowiada: zbyt dużo elementów w tej układance szwankuje, zbyt wiele luk jest załatanych na gumę do żucia i ślinę, zbyt wiele kluczowych ogniw jest cieniem samych siebie sprzed dwóch lat.

Jednak potem do głosu dochodzi serducho, które bije w tej drużynie wyjątkowo mocno. Grosicki jest tego uosobieniem.

Może to tylko pocieszanie samego siebie, może kolorowanie smutnej rzeczywistości. Dwa tygodnie temu panikowałem, dziś zaś znów jestem spokojny. Tak, może mamy na ten moment słabszych piłkarzy, przez kontuzje, przez formę, przez źle wybrane kierunki transferowe. Dwa tygodnie temu, patrząc na suche cyferki, wydawało mi się jak na tym memie, że “to jebnie”.

Ale zdaje się, że zamiast cyferek mamy drużynę. Na mundialu to może być ważniejsze niż liczba minut Grosickiego w Hull.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Trener Chelsea tonuje euforyczne nastroje. “Nie jesteśmy w wyścigu o tytuł mistrzowski”

Arek Dobruchowski
0
Trener Chelsea tonuje euforyczne nastroje. “Nie jesteśmy w wyścigu o tytuł mistrzowski”

Felietony i blogi

Komentarze

36 komentarzy

Loading...