Reklama

NBA Raport: Imperium Popovicha kontratakuje

redakcja

Autor:redakcja

26 marca 2018, 18:29 • 10 min czytania 4 komentarze

Kilkanaście lat temu San Antonio Spurs byli najbardziej znienawidzoną drużyną w całej NBA i grali najmniej efektowną koszykówkę w lidze. Po latach stali się zespołem najbardziej uwielbianym, symbolem koszykarskiego altruizmu, wspaniałego dzielenia się piłką, wzorem organizacyjnym. Trudno sobie wyobrazić playoffy bez Spurs, bez złotoustego trenera Popovicha. I wygląda na to, że nie trzeba będzie tak daleko sięgać wyobraźnią. Miniony tydzień, który tradycyjnie podsumowujemy wraz z kolegami z LV BET, minął w NBA pod znakiem odrodzenia Spurs.

NBA Raport: Imperium Popovicha kontratakuje

WYDARZENIE TYGODNIA: SPURS ZNÓW NA FALI

Jeżeli komukolwiek zdążyło przyjść do głowy, że San Antonio Spurs wymiękają w walce o pierwszą ósemkę na Zachodzie, to lepiej niech się do tego nie przyznaje. Ostrogi, pomimo przedłużającej się w nieskończoność nieobecności Kawhi Leonarda, zanotowały właśnie serię sześciu zwycięstw z rzędu (zatrzymali ich dopiero Milwaukee Bucks) i wracają do gry o miejsce w TOP4, czyli – innymi słowy – o przewagę parkietu w pierwszej rundzie play-offów. Prawdopodobnie nie uda się dociągnąć do 50 zwycięstw, więc seria 19 sezonów z rzędu z takim dorobkiem (nie licząc lockoutu) zostanie przerwana. W zasadzie to od 1990 roku Spurs zaliczyli ledwie jeden prawdziwie katastrofalny sezon z zaledwie 20 zwycięstwami na koncie (co pozwoliło im wylosować pierwszy wybór w drafcie i zgarnąć Tima Duncana; ach, paskudnie skuteczna strategia tankowania!), a oprócz tego ich najgorszy wynik przez ostatnich 28 lat to… 47 zwycięstw przy 35 porażkach. To tak gdyby ktoś się zastanawiał, dlaczego Spurs są stawiani całej lidze za wzór stabilizacji.

LV BET Z SZEROKĄ OFERTĄ ZAKŁADÓW NA NAJBLIŻSZE MECZE NBA! 

Być może obecna kampania będzie zatem wyjątkowo kiepska, ale trudno, żeby było inaczej, skoro Kawhi Leonard wciąż pozostaje poza grą. Zamieszanie wokół tego elitarnego obrońcy i MVP Finałów z 2014 roku to jedna z niewielu rys, jakie w ostatnich latach pojawiały się na wizerunku Ostróg. Sytuacja jest naprawdę skomplikowana, a z różnych źródeł na temat kontuzji Leonarda (choć słowo „kontuzja” chyba w tym kontekście rozsądniej przystroić w cudzysłów) wynikają sprzeczne informacje. Sprawa ciągnie się od miesięcy i powrót Leonarda jest systematycznie odkładany w czasie. Z Teksasu wciąż wypływają nowiny na temat konfliktu zawodnika i jego wujka, a jednocześnie managera, z kierownictwem klubu. Oczywiście wkrótce potem pojawia się dementi i zapewnienia o chęci dozgonnej współpracy, ale rosyjski polityk Aleksander Gorczakow już 150 lat temu odkrył, że nie należy wierzyć niezdementowanym informacjom. Według najnowszych doniesień Adriana Wojnarowskiego, Kawhi odbył spotkanie z zespołem, które zorganizował osobiście Tony Parker. Rzekomo koledzy z drużyny poinformowali Leonarda o głębokiej frustracji i chcieli od niego uzyskać konkretne wiadomości na temat ewentualnego powrotu do gry. Całą zawieruchę najlepiej skwitował Manu Ginobili: „Musimy myśleć o tym, że Kawhi nie wraca i walczyć najlepiej jak potrafimy bez niego. Niech się to nie zmienia przynajmniej do momentu, kiedy on będzie pewny, że jest gotowy dać z siebie wszystko.”

Reklama

I to podejście ewidentnie udzieliło się LaMarcusowi Aldridge’owi, drugiej największej gwieździe Spurs. Aldridge poprowadził swój zespół do arcyważnego zwycięstwa w dreszczowcu, jaki rozegrali przeciwko Utah Jazz, czyli bezpośrednim rywalom w walce o jak najlepsze miejsce w Konferencji Zachodniej. Podopieczni Popovicha zwyciężyli po dogrywce, zaś Aldridge zdobył aż 45 punktów, czyli najwięcej w swojej karierze. Nie było na niego mocnych, choć w Utah grają Gobert, Favors czy Jerebko, a zatem naprawdę solidni defensorzy. Jednak Aldridge był zbyt wielki, zbyt silny i zbyt bezczelny – trafiał rywalom kolejne rzuty prosto w twarz, przez ręce. Nie dało się go powstrzymać, a trener Pop nie mógł uciec od wielkich słów: „Niesie nas na swoich plecach przez cały sezon. Ma serce większe niż ktokolwiek inny”. W przeciwnej drużynie szalał Donovan Mitchell, choć jego 35 punków nie wygląda już tak imponująco, jeżeli spojrzeć, iż potrzebował do skompletowania takiego dorobku aż 36 rzutów. Debiutant! Albo jest nowym Kobem Bryantem, albo wyjątkowo bezczelnym gówniarzem. Niezależnie, która opcja okaże się prawidłowa, wyczyny tego chłopaka tuż po wejściu do świata NBA wywołują mimowolny dreszczyk emocji, nawet gdy Jazz schodzą z parkietu pokonani, co ostatnio zdarza im się bardzo rzadko.

Ostatni Rookie of the Year w barwach Utah Jazz? Darrell Griffith, znany jako Dr. Dunkenstein. Dla każdego, kto oglądał tegoroczny Slam Dunk Contest, analogia jest chyba dość oczywista.

KOSZYKARZ POD LUPĄ: DWIGHT HOWARD

32 punkty i 30 zbiórek – to jest dorobek, przed którym wypada się tylko pokłonić, nawet kiedy zostaje osiągnięty przeciwko Brooklyn Nets. Dwight Howard dołączył do elitarnego grona ośmiu podkoszowych, który udało się w jednym spotkaniu osiągnąć co najmniej 30 punktów i zbiórek. Kto jeszcze jest w tej ósemce? Choćby Wilt Chamberlain, Kareem Abdul-Jabbar i Moses Malone. Ostatni raz mecz z gatunku 30/30 zagrał Kevin Love w 2010 roku, kiedy jeszcze nie był piątym kołem u wozu w Cleveland Cavaliers, tylko liderem Minnesota Timberwolves. Teraz w historii zapisał się Howard, prowadząc Charlotte Hornets do wymęczonego zwycięstwa i przypominając nieco czasy swojej najlepszej formy. Kemba Walker, lider Hornets, nie krył zachwytu: „Nigdy nie byłem częścią takiego meczu. To było coś niesamowitego, obserwować takie liczby i być tego częścią”.

Hornets jeszcze w trzeciej kwarcie mieli 23 punkty straty do rywali, ale wtedy sprawy w swoje ręce wziął przede wszystkim Howard. W pierwszej połowie miał na swoim koncie tylko 4 oczka i 10 piłek zebranych z tablic, resztę swojego niesamowitego dorobku skompletował w drugiej części gry. Miło popatrzeć na popisy tego zawodnika, kiedy nic mu nie doskwiera fizycznie, jest nabuzowany energią i nie stroi fochów, tylko walczy o każdą sporną piłkę do upadłego. Fantastycznie zaprezentował się także w starciu z Dallas Mavericks, notując 18 punktów i 23 zbiórki. Cóż, facet nie bez kozery przewodził całej NBA w zbiórkach przez pięć sezonów, a dwa razy był też najlepszym blokującym w lidze. Dziś nie jest już takim atletą jak dawniej, jednak trochę paliwa w baku zostało. Na wszelki wypadek w starciu z Grizzlies, również wygranym przez Hornets, Howard odpoczywał, ale rywale są w tym sezonie tak beznadziejni, że Charlotte i tak wygrało, w dodatku różnicą 61 punktów.

Reklama

ZWYCIĘSTWO HORNETS NAD KNICKSAMI Z HANDICAPEM 11,5? KURS 1,87 W LV BET!

Trudno jednoznacznie karierę Supermana podsumować. Z jednej strony, przy wszystkim swoich ograniczeniach jeżeli chodzi o wachlarz ofensywnych zagrań, za czasów gry w Orlando Magic był zdecydowanie najlepszym centrem w lidze i liczył się w grze o nagrodę MVP sezonu regularnego. Wtedy można było snuć poważne rozważania, czy to Cleveland mają więcej szczęścia, budując drużynę wokół LeBrona Jamesa, czy może jednak lepiej trafili Magic z Howardem. Dziś zestawianie ze sobą tych dwóch karier zakrawa o kpinę, ale wtedy… Howard był trzykrotnie wybierany najlepszym obrońcą ligi, poprowadził też drużynę z Orlando do Finałów (eliminując po drodze Jamesa i jego Cavs), choć Stan van Gundy obudował go wówczas zawodnikami w gruncie rzeczy przeciętnymi. Później zdarzyło się to, co się zdarza w NBA niezwykle często – kłopoty pozaboiskowe, krnąbrny charakter, często ordynarna głupota i dziesiątki mniejszych lub większych urazów. Kariera wyhamowała. Czy nabierze jeszcze tempa? Na pewno Howard do dominacji z czasów Magic nie wróci, ale swoją ciężką pracą w Hornets wysyła sygnał większym organizacjom, że stać go jeszcze na wiele pozytywnego. Center ma 32 lata. To już ten moment, w którym trzeba zaczynać pościg za mistrzowskim pierścieniem.

PATRIOTYCZNY MELDUNEK: SPORY REGRES WIZARDS

Dwie porażki z rzędu i natychmiastowy spadek na szóstą pozycję w Konferencji Wschodniej. Słowem – to nie był udany czas dla Washington Wizards. Najpierw przegrali z San Antonio Spurs, co zresztą było ich osiemnastą porażką z rzędu na parkiecie Ostróg. Tylko Atlanta Hawks ciągnie dłuższą serię tego rodzaju, bo odnotowali już dwadzieścia porażek z rzędu… Również w wyjazdowych starciach ze Spurs. Nie jest to łatwy teren i Czarodzieje przekonali się o tym bardzo dotkliwie, ponieważ ich ofensywa została boleśnie rozbita przez bezduszną maszynę Popovicha. Nie pomaga fakt, że wciąż do gry nie powrócił John Wall, aczkolwiek najnowsze informacje głoszą, że point guard Waszyngtonu już wrócił do trenowania w gierkach pięciu na pięciu, a to zwiastuje jego rychły powrót także i na parkiety NBA, choć raczej w formie przetarcia przed play-offami i w małym wymiarze czasowym.

Marcin Gortat kiepsko zaprezentował się przeciwko San Antonio Spurs, notując zaledwie siedem punktów przy trzech stratach, zresztą w ogóle w tym meczu nie spędził na parkiecie nawet dwudziestu minut. Lepiej było przeciwko Denver Nuggets. Choć także i w tym meczu jego drużyna zaznała porażki, to Gortat trafił wszystkie cztery rzuty z gry i skompletował w sumie jedenaście oczek. Nie tak źle, jednak wpadka we własnej hali przeciwko Nuggets na pewno odbije się czkawką, jeżeli chodzi o końcowy bilans sezonu dla Wizards. Czarodzieje jeszcze na cztery minuty przed końcem spotkania prowadzili jednym punktem, ale później zupełnie się posypali. Widać, że zawodnicy z Waszyngtonu mają już awans do playoffs w kieszeni i tęskno spoglądają w kierunku wciąż rehabilitującego się Walla. Nuggets zagrali z nożem na gardle i wyzwolili w sobie to, co najlepsze.

DRUŻYNA TYGODNIA: CLEVELAND CAVALIERS

LeBron James obserwuje kolejne kontuzje swoich największych oponentów, między innymi groźnie wyglądający uraz kostki Stepha Curry’ego. Obserwuje i nakręca się do coraz lepszej gry. Najpierw przypomniał Giannisowi, którego nazwiska nie wolno wymawiać, kto jest Królem w Konferencji Wschodniej i swoim 40-punktowym występem, okraszonym dodatkowo triple-double, poprowadził Kawalerię do efektownego tryumfu nad Milwaukee Bucks. Później zagrał na miarę… Właściwie nie wiadomo, na czyją miarę, bo tak w całej historii NBA nikt dotąd nie grał na takim poziomie. LeBron zanotował 35 punktów i 17 asyst, nie popełniając ani jednej straty. To zupełnie kosmiczna statystyka, która pozwoliła Cavs na zwycięstwo przeciwko Toronto Raptors. W zeszłym tygodniu zapowiadaliśmy ten mecz jako najciekawsze starcie i faktycznie, było na co popatrzeć. Kyle Lowry trafił sześć trójek, Jonas Valanciunas też zagrał dobre zawody, ale na całej linii zawiódł DeRozan, który był dla Jamesa wyłącznie tłem. W pierwszej piątce Cavs mecz rozpoczął 70-letni Jose Calderon, który trafił cztery razy zza łuku i miał spory udział w zamordowaniu Raptors, zamiast siedzieć w bujanym fotelu i przeglądać albumy ze zdjęciami.

CAVS MISTRZAMI NBA? KURS 8,5 w LV BET!

Cavaliers nie włączą się już rzecz jasna do walki o zwycięstwo na Wschodzie, ale drugie miejsce wciąż jest w ich zasięgu. Swoje kłopoty ma Boston, który będzie musiał sobie jakiś czas radzić bez Kyriego Irvinga. Tymczasem Cavs się rozpędzają. Pięć zwycięstw z rzędu to skuteczna odpowiedź na dobrą formę Philadephia 76ers, która chciałaby strącić LeBrona na czwarte miejsce. Jednak LBJ w takiej dyspozycji wydaje się nietykalny i młode wilki z Philly muszą zaczekać na swoją kolej. Już kilka razy pisaliśmy tutaj, że James Harden nagrodę MVP sezonu zasadniczego ma właściwie zaklepaną. Tę opinię podtrzymujemy, ale gdyby tak sezon trwał o, powiedzmy, dziesięć meczów dłużej? LeBron mógłby poważnie zamieszać i zagrać o swoją piątą nagrodę MVP. Jest obecnie w nieziemskiej formie. Rewolucja w drużynie naprawdę dodała mu wigoru.

WYDARZENIE TYGODNIA: OKLAHOMA CITY THUNDER – SAN ANTONIO SPURS

Elektryzujące starcie bezpośrednich rywali o jak najwyższą pozycję w Konferencji Zachodniej. Jedni i drudzy nie mogą być zresztą nawet pewni udziału w playoffach, choć ostatnie, całkiem długie serie zwycięstw na pewno zbudowały spory optymizm, tak w Oklahomie, jak i w San Antonio. Oba zespoły są na diametralnie różnych etapach swojego istnienia – dla Spurs to sezon przejściowy. Sytuacja z Leonardem wstrząsnęła organizacją klubu i przyszłość niskiego skrzydłowego Spurs wciąż nie jest pewna, podobnie jak jego udział w play-offach. Dla Thunder to z kolei gra o wszystko – drużyna w tym kształcie nie przetrwa, a choćby dla Carmelo Anthony’ego to może być ostatnia okazja, żeby zagrać o pierścień będąc graczem wyjściowej piątki. Zjazd Melo jest po prostu okrutny. Nie przekroczył bariery 25 punktów w meczu od kilku miesięcy i coraz częściej przytrafiają mu się spotkania, w których po prostu nie punktuje z gry prawie wcale, rzucając fatalne cegły, albo knocąc proste lay-upy. Jeszcze niedawno serwował nieziemską ofensywę, a teraz wygląda jak parodia samego siebie. Pozostali radzą sobie o niebo lepiej – Paul George i Steven Adams robią kapitalną pracę, Russell Westbrook jest po prostu sobą. Popovich będzie musiał znaleźć jakąś odpowiedź na te zagadnienia. Na pewno będzie mu łatwiej, jeżeli LaMarcus Aldridge powstrzyma swoją fenomenalną dyspozycję z ostatnich dni. Zanosi się zatem na wyrównane, emocjonujące starcie. „Must see TV”!

*

LV BET ZAKŁADY BUKMACHERSKIE POSIADA ZEZWOLENIE URZĄDZANIA ZAKŁADÓW WZAJEMNYCH WYDANE PRZEZ MINISTRA FINANSÓW. UDZIAŁ W NIELEGALNYCH GRACH HAZARDOWYCH MOŻE STANOWIĆ NARUSZENIE PRZEPISÓW. HAZARD ZWIĄZANY JEST Z RYZYKIEM.

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...