Czy reprezentacja Polski ma wreszcie rozgrywającego, który gwarantuje odpowiedni poziom? Być może to jeszcze nie czas na takie wnioski, ale faktem jest, że w meczu z Nigerią, to Piotr Zieliński był w naszych szeregach najlepszy na boisku. Jasne, do ideału trochę brakowało, początkowo zapowiadało się zresztą na „typowego Ziela”, ale piłkarz Napoli z każdą minutą wskakiwał na coraz wyższe obroty, nawiązując swoją grą do dobrych występów z eliminacji do Mistrzostw Świata w Rosji. W efekcie znów zagrał na miarę oczekiwań, co przecież nie zawsze było regułą. I chyba ostatecznie udowodnił, że reprezentacji może dać naprawdę dużo.
Nasza kadra na brak rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia cierpi od niepamiętnych czasów. Ze względu na znikomość opcji Adam Nawałka długo maskował ten problem, stosując system gry bez klasycznej „dziesiątki”. Z usług Zielińskiego początkowo korzystał w ograniczonym zakresie, wprowadzając go do kadry pomału i bez nerwowych ruchów. Mimo to „Zielu”, gdy już dostawał szansę, to przeważnie zawodził. Sprawiał wrażenie zablokowanego i skrępowanego, o czym szerzej W SWOIM FELIETONIE pisał Leszek Milewski.
Postawa wychowanka Orła Ząbkowice Śląskie była tym bardziej rozczarowująca, że w jednym ze pierwszych meczów w narodowych barwach, mocno rozpalił apetyty kibiców. Jeszcze za kadencji Waldemara Fornalika zaliczył bardzo obiecujące 45 minut w towarzyskim spotkaniu z Danią, w którym zdobył zresztą swoją pierwszą bramkę dla reprezentacji. Później nie było już jednak tak różowo. Zieliński zaliczył słaby występ w zremisowanym towarzyskim meczu ze Szwajcarią, bardzo przeciętny występ z Grecją czy kompromitującą połówkę z spotkaniu z Ukrainą na Euro. Zdarzało się też, że dobre występy (mecz z Serbią), przeplatał beznadziejnymi (mecz z Holandią). Przebłyski dużego talentu pokazywał, ale znacznie częściej po prostu się spalał.
Nie od dziś wiadomo, że w przypadku Zielińskiego problemu nie stanowiły umiejętności, ale psychika. Niby dziwne, bo przecież gra w silnych klubach, ale w kadrze coś zawsze było nie tak. Brakowało pewności siebie i zdecydowania, co mocno rzutowało na jego reprezentacyjny rozwój. Dużo łatwiej było Zielińskiego po prostu skreślić, niż postawić na to, że kiedyś w końcu się odnajdzie.
Tendencja zaczęła odwracać się w meczach eliminacyjnych do mundialu w Rosji. Zieliński cykl zaczął od przeciętnego występu z Kazachstanem, ale potem, nie licząc wyjazdowej porażki z Danią, było już tylko lepiej. Widać to zresztą po notach, które wystawialiśmy po każdym spotkaniu:
Kazachstan – 3
Dania – 6
Armenia – 4
Rumunia – 7
Czarnogóra -5
Rumunia – 8
Dania – 1
Kazachstan – 4
Armenia – 7
Czarnogóra – 7
Pierwszy symptom, że w grze Zielińskiego coś drgnęło, dostaliśmy w meczu z Danią w Warszawie. Najlepiej, co widać zresztą po notach, zaprezentował się jednak w spotkaniu z Rumunią, najlepszym, jakie do tej pory rozegrał w narodowych barwach. Patrząc na noty, można również zauważyć, że „Zielu” wreszcie zaczął sobie dobrze radzić w meczach z teoretycznie najsilniejszymi zespołami. Potwierdził to zresztą wczoraj bo choć Nigeria nie jest żadnym potentatem, to w piłkę coś tam jednak gra i zdecydowanie bliżej jej do poziomu Danii niż Kazachstanu. Przed Mistrzostwami Świata to bardzo obiecujący prognostyk.
Oczywiście dobra gra Zielińskiego nie wzięła się z niczego. W eliminacjach otrzymał od Adama Nawałki olbrzymi kredyt zaufania, który w zasadzie w całości spłacił. Selekcjoner odważnie postawił na rozgrywającego, wystawiając go w pierwszym składzie we wszystkich meczach, których stawką był awans na mundial i jednocześnie sukcesywnie budując. Zieliński tylko dwa razy schodził z boiska przed końcowym gwizdkiem, a na ławce rezerwowych przebywał raptem 20 minut. Długo oczekiwane efekty przyszły w drugiej części eliminacji. „Zielu” w sześciu meczach zanotował tyle samo asyst. Szczególną wartość miała ta w wyjazdowym spotkaniu z Czarnogórą, po której Łukasz Piszczek zdobył zwycięską bramkę.
Postawa Zielińskiego w ostatnich meczach może więc tylko cieszyć. Wydaje się, że piłkarz Napoli nie tylko wreszcie ustabilizował reprezentacyjną formę, ale przede wszystkim okrzepł i zaczął sobie radzić z ciężarem oczekiwań. Głowa wreszcie nadąża za umiejętnościami. To ważne, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w układance Nawałki, właśnie na Zielińskim będzie ciążył obowiązek kreowania akcji ofensywnych. W meczu z Nigerią udowodnił, że nie sprawia mu to większych problemów, czym w zasadzie przyklepał sobie miejsce w wyjściowym składzie na mecz z Senegalem.
Piłkarz tego typu niewątpliwie jest tej reprezentacji potrzebny. Nieszablonowość, kreatywność, technika i duża łatwość w wygrywaniu pojedynków pozwalają zyskać przewagę w środku pola, co – biorąc pod uwagę formę innych zawodników drugiej linii – daje nieocenioną wartość. A jeśli Zieliński w będzie nadal rozwijał się w takim tempie, jak na przestrzeni ostatnich miesięcy, to wkrótce przestanie pełnić rolę dodatku do Lewandowskiego i stanie się liderem z prawdziwego zdarzenia.
Fot. 400mm.pl