Reklama

Trudno rozmawiać, gdy słyszę, że albo podpisuję, albo idę do rezerw

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

21 marca 2018, 19:24 • 11 min czytania 34 komentarzy

Mateusz Piątkowski po dość dziwnej rundzie w Wiśle Płock musiał szukać sobie nowego klubu. Przystań znalazł w Legnicy i wygląda na to, że będzie kluczową postacią Miedzi, uważanej za faworyta do awansu. 33-letni napastnik w trzech zimowych wiosennych meczach strzelił aż cztery gole, a jego drużyna odniosła komplet zwycięstw. Piątkowski nie ukrywa, że zszedł do I ligi tylko na chwilę i latem znów chce być w Ekstraklasie. W naszej rozmowie wraca także do swoich przejść w APOEL-u Nikozja i Jagiellonii Białystok. Im dalej, tym tematy mniej przyjemne. 

Trudno rozmawiać, gdy słyszę, że albo podpisuję, albo idę do rezerw

***

Trzy mecze, cztery gole w Miedzi. Wiadomo, że oczekiwania w Legnicy były wobec pana spore, ale mało kto zakładał, że start będzie aż tak dobry.

Mało kto, czyli pan nie wierzył, krótko mówiąc (śmiech). Ale już na serio – dobry start w nowym zespole zawsze jest bardzo ważny, a dla napastnika szczególnie. Presja na gole aż tak mocno na mnie nie ciążyła, natomiast grunt, na jaki natrafiłem w Miedzi – począwszy od trenera, przez atmosferę w szatni i skończywszy na tym, że każdy tu we mnie wierzy – sprzyja temu, żeby być skutecznym. Regularność to na mojej pozycji kluczowa sprawa.

Wspomniał pan o trenerze. Osoba Dominika Nowaka była jednym z głównych argumentów za Miedzią?

Reklama

Podejmując decyzję miałem wewnętrzne przekonanie, że w tym zespole będę się dobrze czuł. Trener Nowak dzwonił do mnie i przekonywał, wielokrotnie rozmawialiśmy. Wcześniej pracowaliśmy już ze sobą w Polkowicach. Kupiłem to, co mówił i cieszę się, że to zrobiłem.

Mówi pan o “wewnętrznym przekonaniu”. Co się jeszcze na nie składało poza osobą trenera?

Dobrze znam realia pierwszoligowe, orientuję się w sile poszczególnych drużyn, w każdej mam jakichś kolegów. Gdy będąc na wylocie z Wisły Płock nie znalazłem drużyny w Ekstraklasie, w której miałbym realne szanse na grę, brałem już tylko pod uwagę możliwość jak najszybszego powrotu do elity. Znając możliwości Miedzi, która już od kilku lat celuje w awans, miałem przekonanie, że będzie mi się w niej dobrze grało, że tu będę miał dużo sytuacji. Rozmawiałem wcześniej z Tomislavem Bożiciem i Rafałem Augustyniakiem. Utwierdzili mnie w przekonaniu, iż w Legnicy będzie sprzyjający klimat do dobrej gry.

I wychodzi, że jesienią Miedź potrzebowała kogoś takiego jak pan. Jej głównym problemem była nieskuteczność. Okazje dość łatwo stwarzano, brakowało wykończenia.

W drużynie potencjał ofensywny jest duży i siłą rzeczy w każdym spotkaniu sytuacji powinno być sporo. Na dziś wszyscy stajemy na wysokości zadania. Koledzy stwarzają mi okazje, a ja strzelam gole.

Deklarował pan, że byłby zadowolony z dziesięciu goli w tej rundzie. W takim tempie szybko trzeba będzie postawić sobie nowy cel.

Reklama

Dla mnie liczy się przede wszystkim awans, wynik drużyny. Jeśli ten cel osiągniemy, moje liczby to będzie sprawa drugorzędna, ale nie da się ukryć, że fajnie zdobywać bramki, które dają nam ważne zwycięstwa. Po to tu jestem, chcę iść za ciosem.

Mówi pan o szybkim powrocie do Ekstraklasy. Miedź to jeden z 2-3 klubów w I lidze, w którym głośno się o tym mówi.

Dokładnie. Podejrzewam, że mniej lub bardziej po cichu o awansie myśli jeszcze pierwszych dziesięć klubów w tabeli. W Miedzi każdy na każdym kroku otwarcie podkreśla, iż naszym celem jest Ekstraklasa i w tym kierunku idziemy. Nikt nie szuka sobie alibi na zapas, nie mówi, że walczymy, ale w sumie to tak nie do końca walczymy. To byłoby bez sensu. Cel jest jasno postawiony i o to chodzi.

Miedź z obecnym stanem posiadania poradziłaby sobie w Ekstraklasie?

Jest tu naprawdę mocna paczka. Nie miałem okazji grać w sparingu ze Śląskiem Wrocław, dla którego był to jeden z ostatnich sprawdzianów przed rundą wiosenną, ale z relacji chłopaków wiem, że Miedź wygrała jako zespół zdecydowanie lepszy. To o czymś świadczy. Piłkarzy mamy na poziomie Ekstraklasy. Zresztą, jeśli chodzi o kwestie czysto sportowe, między jednym a drugim szczeblem nie ma przepaści. Proszę zobaczyć, jakie wyniki osiąga Górnik Zabrze, w zdecydowanej większości grający tymi samymi chłopakami, którzy zapewnili awans. A przecież wywalczono go na dużym szczęściu, w niesamowitych okolicznościach, gdy nawet w pewnym momencie pogodzono się w Zabrzu, że to cel na kolejny sezon.

Początek wiosny świetnie układa wam się nie tylko wynikowo, ale również terminarzowo. Jesteście jednym z czterech klubów, który bez przeszkód rozegrał wszystkie trzy kolejki. Zimowe zamieszanie was omija.

I to też jest dość wymowne w temacie “kto powinien awansować”. Miedź ma już infrastrukturę przystosowaną do gry w Ekstraklasie – podgrzewane boisko, stadion spełniający wymogi. Większość klubów pierwszoligowych ma z tym jeszcze problem i wiele meczów przełożono. Aura nie jest sprzyjająca, czego doświadczyliśmy teraz w spotkaniu z Wigrami, ale mimo to mogliśmy zagrać. Ten fakt również pokazuje, iż Miedź jest gotowa na awans.

Pana przyszłość zimą wyjaśniła się dość późno. To efekt tego, że na początku szukał pan klubu w Ekstraklasie?

Tak. Były jakieś rozmowy, ale nie przełożyły się na konkrety. Mówiąc wprost, w większości przypadków pewnie blokował mnie wiek. Piłka to w znacznym stopniu biznes, a z tego punktu widzenia pozyskiwanie 33-latka nie jest priorytetem. Zacząłem więc nastawiać się na to, żeby trafić do pierwszoligowca chcącego awansować i pod koniec stycznia trafiłem do Miedzi. Dość późno, ale też bez przesady. Było jeszcze wystarczająco dużo czasu, żeby się zaaklimatyzować i odpowiednio przygotować do rundy.

Do ostatniej chwili wybierał pan między Miedzią a Chojniczanką Chojnice.

Widzę, że jest pan dobrze poinformowany. Rzeczywiście, jeszcze dzień przed podpisaniem kontraktu z Miedzią nie wiedziałem, czy jestem w drodze do Chojnic, czy do Legnicy. Pojawiały się momenty zawahania, chwilami wewnętrznie się gryzłem. Ostatecznie wybrałem Miedź i jestem przekonany, że to dobry krok.

Co przeważyło szalę na korzyść Miedzi?

To wewnętrzne przekonanie, o którym już mówiłem. Suma kilku rzeczy: osoba trenera, potencjał drużyny, preferowane ustawienie, gotowa na Ekstraklasę infrastruktura, z którą w Chojnicach mają problem. Nie chcę być jednak źle zrozumiany: bardzo doceniałem zainteresowanie Chojniczanki i poważnie rozważałem jej ofertę. Jakąś decyzję trzeba było jednak podjąć, a w takiej sytuacji decydują szczegóły.

Jesienią dziwnie układały się pana losy w Wiśle Płock. Najpierw prawie bez gry, następnie cztery pełne mecze z rzędu, w których strzelił pan dwa gole i zaliczył dwie asysty, a potem praktycznie z tygodnia na tydzień znów poszedł pan w odstawkę. Co się stało?

Wskoczyłem do składu w trudniejszym momencie. W Zabrzu przegraliśmy 0:4, ale później zremisowaliśmy z Zagłębiem, pokonaliśmy Pogoń i Cracovię. Miałem w tym spory udział, robiłem dobrą robotę, byłem zadowolony ze swojej pracy na treningu. Później coś się zmieniło w rywalizacji na środku ataku. Trener Jerzy Brzęczek mówił, że jest nas trzech – poza mną Jose Kante i Kamil Biliński. Kante wcześniej grał mniej, ale trener chciał też zobaczyć, jak on będzie wyglądał na dłuższą metę i tak dalej. Może znów ważny był aspekt finansowy i nie opłacało się na mnie stawiać. Liczyłem na więcej, byłem w dobrej dyspozycji, niestety nie otrzymywałem potem swoich szans. Czasami tak bywa.

45 minut z Termaliką i 65 z Lechią Gdańsk to były pana gwoździe do trumny.

Tak to wyglądało… Mam trzy dobre mecze, w każdym gol lub asysta, drużyna punktuje i jest mecz z Termaliką. Do przerwy 0:0 i od razu zostałem zmieniony. Byłem trochę zaskoczony tą decyzją, ale takie prawo trenera. Po serii wejść na parę minut wróciłem do pierwszego składu na Lechię Gdańsk. Szczerze mówiąc, byłem zadowolony z tego występu, ale mecz po prostych błędach indywidualnych fatalnie się dla nas potoczył, szybko straciliśmy dwie bramki, potem doszła trzecia i było po wszystkim. To był mój ostatni występ dla Wisły, następnych szans nie dostałem. Trudno rozmawiać o takich sprawach. Nie chcę wylewać żali czy kogoś krytykować, ale w tamtym momencie czułem, że mogę sporo dać zespołowi. Nie mogłem jednak potwierdzić tego na boisku. Trener wybrał inaczej, musiałem to uszanować.

Z perspektywy czasu Brzęczek obronił się wynikami, a to najważniejsze.

Cały czas kibicuję chłopakom. Oglądałem ich ostatni mecz ze Śląskiem Wrocław. Ten remis praktycznie daje im już grupę mistrzowską. Utrzymanie mają zapewnione, trochę presji zeszło, a Wisła to na tyle dobra drużyna, że moim zdaniem jest w stanie powalczyć nawet o europejskie puchary.

Podsumowując: Brzęczek długo sprawdzał wszystkich napastników i w końcu wybrał Kante? Biliński miał podobną sytuację, bo po dwóch golach ze Śląskiem też szybko wrócił na ławkę.

O to mogło chodzić. Trener chyba musiał w praniu przekonać się, kto mu najbardziej pasuje. Do tego zimą zdecydowali z dyrektorem, że przyjdzie młody napastnik z trzeciej ligi niemieckiej [Oskar Zawada – przy. red.], a że przy tym systemie miejsce w ataku jest tylko jedno, zrobiło się tłoczno. Być może w pewnym momencie rywalizacja była aż za duża jak na potrzeby zespołu. W takiej sytuacji łatwo o niezadowolenie, bo każdy chce grać jak najwięcej.

Przynajmniej zagrano z panem w otwarte karty.

Porozmawialiśmy szczerze pod koniec grudnia i ustaliliśmy, że lepiej będzie, jeśli znajdę sobie nowy klub. Też jestem człowiekiem, nie będę na siłę z kimś wojował. Osiągnęliśmy porozumienie i poszedłem swoją drogą.

Cofając się trochę – jeszcze przed odejściem z APOEL-u Nikozja najwięcej wskazywało, że jeśli wróci pan do Polski, to właśnie do Wisły Płock.

To prawda. Temat był nawet w ostatnim dniu okna transferowego latem 2016 roku. Toczyliśmy intensywne rozmowy, ale nie udało się dogadać z APOEL-em w sprawie rozwiązania umowy. Pół roku później, gdy już byłem wolnym zawodnikiem, zainteresowanie powróciło i zdecydowałem się na Wisłę.

Jakieś pozytywy z pobytu na Cyprze, warto było? Rozumiem, że wtedy chciał pan dostać kontrakt życia, co było zrozumiałe i chyba przynajmniej w aspekcie finansowym udało się cel osiągnąć.

Miałem dobry okres w Jagiellonii. Mimo że nie dokończyłem sezonu, zdobyłem 14 bramek w Ekstraklasie i jedną w Pucharze Polski. Nie ukrywam, chciałem wtedy spróbować sił w jakiejś lidze zagranicznej. APOEL to naprawdę dobra marka, co roku gra w grupie Ligi Mistrzów lub Ligi Europy, nie trzeba jej nikomu przedstawiać. Tę ofertę po prostu musiałem przyjąć, to był dla mnie awans pod każdym względem. Cieszę się, że spróbowałem. Pan pyta, czy żałuję. Proszę pana, gdybym znów dostał taką ofertę, nie zastanawiam się nawet przez minutę i jadę jeszcze raz. Oczywiście sportowo mi nie wyszło, ale i tak sądzę, że na tym wyjeździe tylko i wyłącznie skorzystałem.

Dlaczego nie udało się sportowo?

W takich sprawach przeważnie chodzi o wiele czynników, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jadąc na Cypr byłem po kilkumiesięcznej zsyłce do rezerw Jagiellonii. Nie chciałem przedłużyć kontraktu i tak to się dla mnie skończyło. Siadłem trochę psychicznie. W zasadzie czułem się potem, jakbym wracał na boisko po kontuzji, mimo że byłem zdrowy. Miałem też utrudnioną komunikację, dopiero dziś posługuję się angielskim w stopniu komunikatywnym. Na samym początku było mega trudno. Pojechałem w zupełnie inny klimat. Jeśli na co dzień jest 45 stopni w cieniu, komuś nieprzyzwyczajonemu trudno się nawet oddycha, nie mówiąc o trenowaniu. APOEL to klub, w którym wynik jest najważniejszy, a rywalizacja była jeszcze większa niż ostatnio w Wiśle Płock. Miałem bardzo dobrych rywali. Był Luis Leal, reprezentant Cypru Pieros Sotiriou, pod koniec sierpnia przyszedł Fernando Cavenaghi i z marszu zaczął strzelać. W pierwszych siedmiu ligowych spotkaniach zdobył 12 bramek! To wszystko sprawiło, że nie wyglądało to tak płynnie i spontanicznie, jak teraz przy transferze do Miedzi.

A nie żałuje pan, że nie dogadał się z Cypryjczykami od razu? Na ich warunki przystał wtedy Semir Stilić i znacznie szybciej uwolnił się od problemu.

Semir uwolnił się już po zamknięciu okienka transferowego i praktycznie pół roku był bez klubu. Do Wisły Kraków trafił dopiero w połowie stycznia, kilka dni po tym, gdy… ja zostałem piłkarzem Wisły Płock. A z APOEL-em rozstałem się ponad trzy miesiące później niż on. Nie widziałem już wtedy sensu w odchodzeniu, skoro nie było możliwości, żeby znaleźć nowy klub. To już lepiej przynajmniej być i trenować, nawet jeśli się nie gra. Nie wiem, jakimi motywami kierował się Semir. Każdy wybiera swoją drogę.

Zastanawiam się, czy inaczej mogła się potoczyć pana końcówka w Jagiellonii i… chyba nie mogła. Skoro nie chciał pan przedłużyć umowy i trzeba było dać odpowiedź, a w Białymstoku nie po raz pierwszy tak zamierzano załatwić sprawę, trudno było o inny scenariusz. 

Przykre jest to, że w klubie tak a nie inaczej rozwiązuje się podobne kwestie. Dobrze wiemy, że można postępować inaczej. Nie chcę już nawet odnosić się bezpośrednio do tego, jak Robert Lewandowski odchodził z Borussii Dortmund do Bayernu, bo również w Polsce mamy odpowiednie przykłady. W tym samym czasie umowy z Piastem Gliwice nie przedłużył Kamil Wilczek, a mimo to grał do końca i ostatecznie został królem strzelców. Mnie taką możliwość zabrano. Miałem 14 goli, do końca sezonu pozostawało aż 10 kolejek. Kamilowi do zdobycia korony wystarczyło 20 bramek…

Wyjaśnijmy jedno: to nie było tak, że nawet nie brałem pod uwagę pozostania w Jagiellonii. Wchodziło to w grę, ale na określonych warunkach. “Jaga” chciała przedłużyć umowę i mnie sprzedać, mniej liczyło się to, jak na koniec ja bym na tym wyszedł. W prasie zrobiono ze mnie kogoś, kto postradał zmysły i stawia kosmiczne żądania. A trudno rozmawiać, jeżeli dostaję telefon, że albo podpisuję, albo idę do rezerw. Podaję wersję złagodzoną, użyto mocniejszych słów. Trochę czasu minęło, ale nadal trudno mi się o tym mówi. W tych sprawach jeszcze w pełni nie osiągnąłem wewnętrznego spokoju. Wiem, że świat jest brutalny, ten piłkarski również, takie jest życie. Ale mimo wszystko nadal chcę wierzyć w romantyczną część futbolu i dziś głównie na niej się koncentruję.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. Miedź Legnica

Najnowsze

Anglia

W Anglii wierzą w Polaka. Zych przedłużył kontrakt z klubem Premier League

Szymon Piórek
0
W Anglii wierzą w Polaka. Zych przedłużył kontrakt z klubem Premier League

Komentarze

34 komentarzy

Loading...