W tłumie przeciętnych polskich ligowców, to była naprawdę solidnie prowadzona kariera. Najpierw prawie 80 występów w Koronie Kielce, mistrzostwo Polski z Wisłą Kraków oraz ponad 100 występów w barwach Białej Gwiazdy. Wiele z nich bardzo dobrych, co przełożyło się także na epizod w reprezentacji Polski. Cezary Wilk zapracował sobie na transfer do Deportivo La Coruna. W 2013 roku przechodził do zespołu z Galicji pełen nadziei na dalszy rozwój oraz kolejne sukcesy zarówno drużynowe jak i indywidualne. Pięć lat później, choć ma dopiero 32 lata, kończy karierę.
Chyba nikt, łącznie z nim samym, nie spodziewał się, iż jego życie piłkarskie potoczy się właśnie w taki sposób. Zwłaszcza, że po przejściu do ekipy Los Turcos narobił nam apetytów na udaną karierę w Hiszpanii. Jasne, Blanquiazules występowali wówczas w Segunda División, ale przecież i ta liga już wcześniej weryfikowała umiejętności naszych zawodników – nie dał w niej rady na przykład Paweł Brożek (Recreativo Huelva). Wilk najpierw też siedział na ławce, ale po paru meczach przekonał trenera Fernando Vazqueza i wskoczył do pierwszego składu.
Depor kroczyło wówczas po awans, mieliśmy więc nadzieję, iż Polak odegra w tej kampanii znaczącą rolę, ale już jesienią 2013 roku zaczęły się kłopoty. Najpierw pęknięcie kości, a potem już głównie ławka – Cezary co prawda często wchodził na boisko, lecz to jednak nie to samo co gra od pierwszej minuty. Wygrzebał się jednak z problemów, a w następnym sezonie, już w Primera Division, ponownie wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce, tym razem za kadencji Victora Fernandeza.
No i znów, gdy wydawało się, że wszystko układa się po myśli pomocnika, na jego drodze stanęło zdrowie. Od początku 2015 roku to już prawdziwa gehenna. Wiosnę stracił przez uraz stopy, jesień zaś, ponieważ zerwał więzadło krzyżowe w prawym kolanie. Triumfalny powrót po ciężkiej kontuzji w barwach innego zespołu? Ryzyko podjęła Saragossa, ale po dwóch występach kolano Polaka znów nie wytrzymało. Jeszcze jeden stracony rok, jeszcze jedna próba podniesienia się. Pod tym względem był wzorem, gdy w listopadzie wznawiał treningi, koledzy oraz sztab szkoleniowy przy wejściu na boisku ustawili szpaler na jego cześć. Radość znów trwała bardzo krótko, kolano bo kolano nie wytrzymało po raz trzeci.
– Pewnie już dobrze wiecie po co was tu zebrałem… – zaczął na dzisiejszej konferencji prasowej. Faktycznie, już od jakiegoś czasu przeczuwaliśmy, że Cezary prędzej czy później będzie musiał dać sobie spokój z futbolem. – Nie mogłem wybrać inaczej, niż zakończyć karierę. Dla mnie to bardzo smutny dzień – deklarował.
– Tej decyzji nie podjąłem z dnia na dzień. Dojrzewała we mnie od dłuższego czasu. Moje kolano zawiodło mnie wiele razy, nie mogłem tak dłużej funkcjonować. Przez ostatnie sześć miesięcy każdego dnia walczyłem o powrót do zdrowia, ale kiedy cały odczuwasz ból i budzisz się przez niego cztery razy jednej nocy… Myślę, że definitywnie zdecydowałem się zawiesić buty na kołku mniej więcej dwa lub trzy tygodnie temu – opowiadał.
– Nikt nie zmuszał mnie do powrotu do gry, ale wszyscy bardzo mi pomagali. Szczególnie podziękowania dla naszego sztabu medycznego, który dobrze wiedział w jak złym stanie jest moje kolano, ale i tak walczył razem ze mną – mówił. Bo faktycznie, co jak co, ale wsparcie otrzymywał ogromne. Pomimo tego, że ciągle zmagał się z kontuzjami, Real Saragossa wyciągnął do niego rękę i zaoferował mu nowy kontrakt – To było bardzo ważne, nie mam na to słów – dziękował Wilk.
– Takie jest życie. Kończy się jeden etap, zaczyna inny – dodawał. Wilkowi nie można nic zarzucić, wszak kiedy zdrowie odmawia posłuszeństwa trzeba umieć powiedzieć „stop” w odpowiednim momencie, by kontuzje nie przerodziły się w kalectwo. Od chwili przeprowadzki do Hiszpanii ominął aż 131 meczów, miał więc mnóstwo czasu by znaleźć jakiś pomysł na życie po życiu. Pozostaje więc życzyć mu, aby miał w nim zdecydowanie więcej szczęścia niż w ostatnich latach na boisku.
fot. 400mm.pl