Jak awansować do Ekstraklasy? Zaliczyć dobrą serię na wiosnę, a później już jakoś się ułoży. Niby takie banalne, a mało kto potrafi. Najlepszym przykładem jest Sandecja z poprzedniego sezonu, która zaliczyła osiem zwycięstw pod rząd i spokojnie finiszowała. Tym razem predyspozycje, by odjechać w tym samym tempie ma Miedź Legnica.
Ta zima była wyjątkowo trudna dla kupujących, jak powiedział nam niedawno wiceprezes Chojniczanki, Jarosław Klauzo: – Dawno nie pamiętam tak trudnego okienka transferowego. Wiele klubów postawiło twarde warunki w negocjacjach, dlatego trudno było je przebić. Było też mało polskich zawodników do pozyskania, a znacznie więcej zagranicznych.
Już przed startem rudny wiosennej było wiadomo, że Miedź zimy nie przespała i wzmocniła się całkiem solidnie przynajmniej na papierze. Najważniejsza sprawa – nie odszedł nikt ważny, a zespół wzmocnili ciekawi piłkarze: Forsell, Piątkowski i Deleu. Legnicki syn marnotrawny wrócił z podkulonym ogonem – odrzucenie w Cracovii i wegetacja w Orebro – a także misją, by udowodnić wszystkim, iż grać w piłkę potrafi.
Fin jest niesamowicie nakręcony i wziął chyba sobie za punkt honoru rozegranie dobrej rundy. Przykład? Mecz z Zagłębiem Sosnowiec, w którym 27-latek przekonał Piaseckigo, że lepiej będzie, jeśli on uderzy z rzutu wolnego. Fajnie byłoby napisać, że zasadził z tego wolnego piękną bramkę, lecz tak nie było. Inna sprawa, że tydzień wcześniej przypomniał wszystkim starego, dobrego Forsella (13 goli, 8 asyst w poprzednim sezonie), bo akcja Marquitos-Forsell-Piasecki była naprawdę świetna. Fiński pomocnik w tej akcji wyłożył Piaseckiemu tzw. patelnię. Przebłyski więc już są i dobra zapowiedź, ale brakuje jeszcze trochę regularności. W ostatnim meczu z Wigrami było sporo niedokładności, ale warto pamiętać, że murawa – łagodnie mówiąc – nie nadawała się do grania w piłkę, a trzeba powiedzieć sobie wprost, że Fin należy do wąskiej grupy pierwszoligowców, którzy grać w nią potrafią. A do tego, nie ma zmiłuj, potrzebna jest choćby przyzwoita nawierzchnia.
No dobra, ale nie Forsell – przynajmniej na razie – jest najlepszym zawodnikiem Miedzi. Na prawdziwego potwora wyrasta Mateusz Piątkowski, który potrzebował zaledwie trzech spotkań, by stać się najlepszym strzelcem drużyny (ex aequo z Marquitosem i Piaseckim). Już spotkanie z Odrą Opole pokazało, że do I ligi trafił gość, który ma wszystko, by w niej rządzić. Złośliwi początkowo mówili, że wiek mu na to nie pozwoli, ale ten kategorycznie temu zaprzecza w każdym meczu. Debiut w nowej drużynie byłemu zawodnikowi Wisły Płock wypadł wyśmienicie, bo zaliczył dublet. Pokazał przy tym, że nie zatracił dobrych cech z ostatnich lat – przyjęcie, uderzenie, a nawet drybling.
Kolejne mecze tylko potwierdziły tezę, że Piątkowski, jak na pierwszoligowy poziom, jest w stanie robić różnicę, a przy tym być prawdziwym liderem. W Sosnowcu dobił Zagłębie, które zaczynało podrygiwać w drugiej połowie, a w spotkaniu z Wigrami pokazał, że drużynie może wiele nie wychodzić, ale on zawsze będzie groźny, nawet gdy będzie miał pół okazji. Oczywiście nie jest tak, że Piątkowskiego wychwalamy pod niebiosa, bo zagrał trzy dobre spotkania. Po prostu widać, że Mateusz ma wszystko, by zdominować te rozgrywki. Wcale się nie zdziwimy, jeśli do końca sezonu zakręci się w okolicy pudła w klasyfikacji najlepszych strzelców ligi.
W poprzednim sezonie Miedź liczyła się w walce o awans do samego końca. Ostatecznie zabrakło jednego oczka, a może przede wszystkim Mateusza Piątkowskiego? Napastnika z prawdziwego zdarzenia, który dałby chociaż 10 bramek w sezonie. Rzecz jasna był Forsell, który strzelał i podawał, ale Fin nie był w stanie załatwić wszystkiego. Był tylko on, a dopiero później Vojtus z siedmioma trafieniami. Cóż, trochę mało, jeśli chce się awansować. Teraz Miedź wygląda – jak na pierwszoligowe warunki – na drużynę kompletną, bo przecież poza nowymi nabytkami mają jeszcze Mystkowskiego na skrzydle, w obronie Bozicia i Osyrę. Za kierownicę może wsiąść jeszcze Garguła, który ostatniego słowa na pewno też nie powiedział. Poza tym w formie są Piasecki i Marquitos. No, a na ławce trenerskiej, czuwa nad wszystkim Dominik Nowak, który jest gwarantem pokory i ciężkiej pracy.
fot. NewsPix.pl