Poważnie zdziwiliśmy się, gdy w wyjściowym składzie Sandecji Nowy Sącz na mecz z Cracovią zabrakło Aleksandra Kolewa. Jeszcze bardziej zdziwił nas brak Michała Gliwy. Ale gdy zobaczyliśmy, jak prezentuje się jego zastępca, to już po prostu byliśmy zszokowani, że trener Kazimierz Moskal postawił między słupkami na Dawida Pietrzkiewicza. Parodystę kolejki już znamy.
Cracovia była faworytem, Cracovia zasłużenie wygrała. Pisaliśmy w przedmeczowej zapowiedzi, że zespół Michała Probierza od dziesiątej kolejki punktuje na poziomie Jagiellonii, Legii czy Lecha i przyjazd beznadziejnej na wyjazdach Sandecji nie powinien być dla niej problem. I nie był.
Ale trzeba przyznać, że Kazimierz Moskal wydatnie pomógł krakowianom wystawiając w bramce Dawida Pietrzkiwicza. Nie słyszeliśmy, by Michał Gliwa (ostatnio spisujący się gorzej, ale poza tym uratował Sandecji parę punktów w tym sezonie) złapał kontuzję, więc stawiamy, że zmiana w bramce była spowodowana względami sportowymi. Ale to, co zobaczyliśmy w wykonaniu Pietrzkiewicza… Brak nam słów.
To był poziom koncertów Mandaryny. To był poziom obsługi programów graficznych przez Angela Pereza Garcię. To był poziom trzeźwości Nickiego Bille w piątkowy wieczór.
Pietrzkiewicz zawalił obie bramki dla Cracovii. W pierwszej połowie pokonał go Krzysztof Piątek, ale bramkarz gości powinien w tej sytuacji albo sparować piłkę na rzut rożny, albo wręcz ją złapać, bo nie było to jakieś atomowe uderzenie. Ale ten uznał, że najlepszą decyzją będzie siatkarska wystawa futbolówki wprost do siatki.
Drugi gol? Pietrzkiewicz wychodzi do dośrodkowania z rzutu wolnego, zalicza pusty przelot i Piątek wespół z Dimunem podwyższają prowadzenie. Ale Pietrzkiewicz nie tylko zawalił oba gole, ale i miał problem z wyłapywaniem nawet tych prostych wrzutek. Czekaliśmy tylko na wjazd Moskala w stylu Janusza Wójcika i follow-up do legendarnego „Fabik, kurwa, co ty robisz”. Ale trener Sandecji jest sam sobie winien.
Oto performance Pietrzkiewicza przy drugim golu dla Cracovii (tak, to ten w żółtym stroju). Roboczo zatytułowaliśmy go „Kontemplacja Dawida – kim jesteśmy, dokąd zmierzamy”:
Cracovia zresztą nie chciała być gorsza i podarowała gościom honorową bramkę. Gospodarze organizowali się przy rzucie rożnym w tempie niedzielnego wyjścia do kościoła, Maciej Małkowski wykorzystał to gapiostwo i szybko dośrodkował do Filipa Piszczka i zrobiło się 2:1. Ale gości nie było już stać na trafienie wyrównujące.
Wygrał zespół lepszy i nie mamy co do tego wątpliwości. Świetny mecz zaliczył Krzysztof Piątek, który do gola i asysty dorzucił sporo walki w środku pola. Snajper Cracovii był tak naładowany jakby chciał pokazać Adamowi Nawałce, że ten ten niesłusznie pominął go w powołaniach. Kolejny niezły występ ma na koncie Michał Helik. Za to słowa nagany należą się Denisowi Rakelsowi, który przez ponad godzinę gry był głównym hamulcowym Pasów.
Cracovia łyka kolejnego rywala i – tak jak pisaliśmy przed meczem – w walce o grupę mistrzowską wszystko zależy już od nich.
[event_results 429114]