Zastanawialiśmy się wczoraj, jak Jagiellonia Białystok zareaguje na brutalne bęcki, które otrzymała od Lecha Poznań. Wyciągnęliśmy też kilku przykładów z najnowszej historii rodzimej Bundesligi pokazujących, że taki oklep wcale nie musi być kijem w szprychy drużyny marzącej o tytule, a nawet potrafi czasami podziałać mobilizująco. Chcielibyśmy coś jeszcze dodać – w zasadzie nie ma potrzeby sprawdzać poprzednich sezonów. Jagiellonio, na bolesne porażki reaguj tak, jak robi to Legia Warszawa.
Mamy tu na myśli dwa konkretne przykłady. Abstrahując od szybkiego odpanięcia Legii z europejskich pucharów, kibice warszawskiego klubu największego kaca po piciu na smutno mieli dzień po jesiennym spotkaniu z Lechem Poznań, a także po niedawnym starciu z Jagiellonią Białystok. W obu przypadkach rozgoryczenie fanów warszawskiej drużyny nie trwało jednak dłużej niż kilka dni.
Cofnijmy się do października. Czwarty mecz za kadencji Romeo Jozaka, poprzedzony dwoma zwycięstwami i porażką z Jagą. Lech dość szybko wyszedł na prowadzenie za sprawą Macieja Gajosa, kolejne gole dorzucili Trałka i Makuszewski, ale prawdziwy show zaczął się dopiero tak naprawdę wtedy, gdy do mikrofonu dopadł trener pobitej drużyny. Brak zaangażowania, zdradzenie przez piłkarzy, panienki. Zawodnicy Legii zostali zmasakrowani przez swojego szefa. Ale na słowach się nie skończyło, bo mieliśmy jeszcze przecież czyny, do których doszło na klubowym parkingu, a główną rolę w tym przedstawieniu odegrali kibice. Swoisty hat-trick, porażki na trzech frontach. W zasadzie trudno wyobrazić sobie trudniejszy tydzień dla klubu piłkarskiego.
Mówienie o “straceniu szatni” było uzasadnione, takie głosy zresztą się z Legii wydostawały, ale – abstrahując od stylu gry – wyniki o tym nie mówiły. Potem była całkiem przyjemna seria:
– 1-0 z Lechią Gdańsk,
– 1-0 z Wisłą Kraków,
– 3-1 z Bytovią Bytów,
– 2-0 z Arką Gdynia,
– 3-1 z Pogonią Szczecin,
– 1-0 z Górnikiem Zabrze.
Dopiero Korona Kielce na własnym stadionie okazała się dla Legii za mocna. Ale z ósmego miejsca w tabeli i sześciu punktów straty do Górnika zdążyło się zrobić pierwsze i dwa punkty przewagi nad zabrzanami. A od Lecha, który tak warszawian kilka tygodni wcześniej rozbił, lider miał wtedy aż sześć punktów więcej. Imponujące.
Jagiellonia to już najnowsza historia. Legia nie istniała na boisku i mamy wątpliwości, czy nawet gra w pełnym składzie coś by w tej kwestii zmieniła. Poza boiskiem było spokojnej niż w wyżej opisanym przypadku, aczkolwiek odcinka prądu u ludzi trenera Jozaka też była niepokojąca. Z boiska wyleciał Antolić, ale naszym zdaniem przedwcześnie w szatni wylądować powinien również Vesović. Co prawda obaj wcześniej zdążyli pokazać, że w piłkę grać potrafią, ale w tym pierwszym bardzo poważnym sprawdzianie jednak zawiedli.
Gdy po takim meczu ludzie z Legii zerkali w kalendarz, mogli się trochę spocić. Najpierw Lech – niby beznadziejny na wyjazdach, ale też największy rywal, który jesienią potrafił drużynę upokorzyć. A dalej Lechia w Gdańsku, gdzie z reguły ekipie z Warszawy grało się ciężko. Efekty znamy. Z Lechem nie grało się łatwo, ale niefortunnie zachował się Kostewycz i udało się wygrać. Z kolei w Gdańsku inna bajka – gdyby nie Kuciak, nie skończyłoby się na trzech golach. Efekt nowej miotły związany z pojawieniem się na Wybrzeżu Piotra Stokowca można było skwitować uśmiechem.
W związku z porażką Jagi udało się też dogonić drużynę z Białegostoku w tabeli. Ciągle to drużyna Mamrota jest liderem, ale jeden punkt może wszystko zmienić. I znów zaczyna się robić bardzo ciekawie, bo pierwsze miejsce w tabeli po rundzie zasadniczej jednak ma znaczenie, warto powalczyć. Jeśli chodzi o terminarz, to wiadomo – cztery mecze na własnym terenie, w tym ten z drużyną, która po fazie zasadniczej zajmowała drugie miejsce. Przy równej liczbie punktów na koniec sezonu na dalszy plan schodzą przecież bezpośrednie mecze, a w pierwszej kolejności liczą się punkty wywalczone w fazie zasadniczej. Czyli w teorii może zdarzyć się tak, że przy równej liczbie punktów Jagiellonia przegra tytuł z Legią mimo dwóch (a nawet ewentualnie trzech porażek) w trakcie sezonu.
Fot. FotoPyK