Reklama

KS Nowosolna Łódź. Wszystkie drogi prowadzą do Nowosolnej

redakcja

Autor:redakcja

12 marca 2018, 17:40 • 9 min czytania 3 komentarze

Mają tu słoneczne skrzyżowanie, na którym zbiega się osiem dróg. Mecze rozgrywali w ośrodku szkolenia myśliwych. Nad ich głowami latały rzutki, zza drzew i krzaków wyłaniały się atrapy dzików i jeleni. Skrzyknęli się osiemnaście lat temu, jako drużyna dzieciaków, szukających w Nowosolnej atrakcji. Dziś są już panami przed czterdziestką, ale wciąż spotykają się na boisku.

KS Nowosolna Łódź.  Wszystkie drogi prowadzą do Nowosolnej

Trzymał ich pod lufą

– Graliśmy na wyjeździe z LKS Wrzask. Mała wieś pod Łodzią, boisko-kartoflisko, klasyka gatunku – wspomina założyciel klubu, Tomasz Lewandowski. – Kapitan miejscowych przyszedł się ze mną przywitać. „Kapusta jestem” – przedstawił się. I wyciągnął na powitanie… no właśnie, nie miał dłoni. Trochę zmieszany uścisnąłem mu kikut i pomyślałem sobie, że fajnie, kiedy tacy ludzie nie poddają się, tylko grają w piłkę. Ale gdy facet poszedł na bramkę… Osłupiałem, bo z całym szacunkiem dla jego niepełnosprawności, jak on niby miał łapać piłkę? Okazało, że grał w polu, ale był też rezerwowym goalkeeperem.  Ten pierwszy, kiedy stał w bramce i tak wpuszczał wszystko, co leciało – wyjaśnia Lewandowski. Obok niego, w budynku należącym do straży pożarnej, siedzą Włodzimierz Klatka i Mariusz Piątkowski. Koledzy z jednego osiedla, od małego grający w jednej drużynie.  –  Myślicie, że to koniec historii? – śmieje się Lewandowski. – Otóż nie. W przerwie meczu Kapusta wparował do naszej szatni. W sprawnej ręce dzierżył pistolet: „Jak nie przegracie tego meczu, to was wszystkich zajebię!” – zagroził nam.

U zbiegu dróg

Nowosolną ponad dwieście lat temu założyli niemieccy osadnicy. Ot, jedna z przyległości wielkiego miasta, jakich w Polsce wiele. Wchłonięta zresztą przez łódzką metropolię w 1988 roku. Jeśli przejeżdżasz przez Nowosolną i w ogóle nie przejmujesz się tym, gdzie akurat jesteś, lepiej uważaj. Bardzo szybko twoja strefa komfortu, jak to się teraz modnie nazywa, może przestać istnieć. Wszystko przez skrzyżowanie. Ośmiu dróg! Jedno z dwóch takich w Polsce. Fachowo nazywa się to skrzyżowaniem słonecznym lub promieniowym.

Reklama

Przebudować go nie można bo jest zabytkiem. – Jak wszystko u nas, choć nikt nie wie dlaczego – wyjaśnia Lewandowski. – Nie było tu żadnej wielkiej bitwy, Wit Stwosz też nie miał tutaj pracowni, ale właściwie każda najdrobniejsza zmiana wymaga zgody konserwatora zabytków. Skrzyżowanie, rzecz jasna, też. Tyle dobrego, że przynajmniej postawili tu światła.

Tuż obok feralnej krzyżówki znajduje się remiza strażacka. Ktoś, kto zbudował ją w tym miejscu, miał o wiele więcej wyobraźni, niż twórca drogowego wynalazku. Strażacy do kolizji na jednej z tych ośmiu dróg nie muszą wyjeżdżać. Skrzyżowanie widzą z okien, droga na miejsce piechotą zajmuje im mniej więcej minutę. Więc jeśli miałeś to nieszczęście i utknąłeś w Nowosolnej, bo na skrzyżowaniu nie trafiłeś na właściwą drogę, lecz w inne auto, pozostaje ci wybrać się na obiekt Klubu Sportowego Nowosolna. Przy odrobinie szczęścia trafisz na mecz miejscowej drużyny. Drużyny kumpli, co dziś jest już rzadkością. Podobnie jak słoneczne skrzyżowania.

skarby3

Ogrodzone płotem, położone w pobliżu szkoły boisko nie ma trybun. Mają być w niedalekiej przyszłości dostawione, ale nie ze względu na kibiców, którzy nic nie mają przeciwko obserwowaniu meczu na stojąco. To wymogi związku. Na każdym klubowym stadionie muszą być miejsca siedzące, więc Nowosolna też musi się podporządkować, choć w klubie nie ukrywają, że każdą złotówkę oglądają z obu stron.

Polowanie na boisko

Tomasz Lewandowski założył klub, gdy miał osiemnaście lat.  Mniej niż ma teraz KS Nowosolna. Początki nie były proste, bo plac gry był połączeniem boiska z… ośrodkiem treningowym dla myśliwych! W latach pięćdziesiątych, gdy Łódź była jeszcze daleko od Nowosolnej, założono tu koło łowieckie. Na terenie, gdzie teraz jeden po drugim wyrosły domki jednorodzinne, ponad pół wieku temu nie brakowało dzikiej zwierzyny. Było to również wymarzone miejsce do szkolenia myśliwych. Celowano do rzutków, tarcz w kształcie dzików i jeleni, raz po raz wyskakujących zza drzew i krzaków. I właśnie do myśliwych poszedł po prośbie Lewandowski, wówczas nieformalny prezes klubu.

Reklama

– Takim prawdziwym prezesem nie mogłem być – wspomina. – Nie miałem jeszcze osiemnastu lat, więc prezesem na papierze został facet o nazwisku Kochan. Spotkałem go w Radzie Osiedla. Było to jedyne miejsce w Nowosolnej, gdzie mogłem uzyskać pomoc przy zakładaniu klubu.

Zarządzający terenem Polskiego Związku Łowieckiego Zbigniew Mastalerz przygarnął lokalną drużynę i tak wystartował futbol w Nowosolnej.  – Kupiliśmy rury, które potem ktoś nam zespawał. Tak powstały bramki. Niosła je w zasadzie cała drużyna, bo były cholernie ciężkie. Potem trzeba było je jeszcze osadzić w ziemi, żeby się nie przewróciły. Braliśmy wapno w garście i sypaliśmy linie wzdłuż rozciągniętej żyłki. Płyta była krzywa, jedna z drużyn atakowała pod górę. Jaki był kąt nachylenia? – zastanawia się Mariusz Piątkowski, zawodnik od początku związany z klubem. – Na oko jedna poprzeczka była wyżej od drugiej o jakieś pół metra.

Ceną za wynajem boiska było… sprzątanie lasu. Zawodnicy dostali też gratis budynek klubowy, tyle że należało go najpierw poskręcać z metalowych elementów. – Przez ten blaszak nie pojechałem na wakacje, tylko stawiałem go od rana do wieczora – mówi Lewandowski. – To była jednocześnie siedziba klubu i szatnia. Nie było tam za wygodnie, bo sędziowie i rywale nie mieli wydzielonych pomieszczeń. Widząc to, a także baniak z przyspawanym kranem, udający prysznic, wielu z nich wolało przebrać się pod drzewem.

I tak z dzikiej drużyny powstał prawdziwy klub piłkarski! Z trenerem, którego pomogła wynaleźć nieoceniona Rada Osiedla i piłkarzami, których łączyło miejsce zamieszkania. – W Nowosolnej nie było w zasadzie nic, co pobudzałoby młodych do jakiejkolwiek aktywności. Najpierw graliśmy ulica na ulicę. Potem doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby zagrać z tymi z sąsiedniej dzielnicy, czy pobliskich wsi. A kiedy już byliśmy taką zgraną paczką, wsiadłem w autobus i zgłosiłem KS Nowosolna do Sądu Rejestrowego. I zaczęło się poważne granie! – wspomina Lewandowski.

skarby4

– Mieliśmy cały przedmeczowy rytuał. Szliśmy na rozgrzewkę do lasku, tak, żeby rywal nie widział całej drużyny. Biegaliśmy tam po wertepach, odbywaliśmy bojowe odprawy i jak przyszło co do czego, wybiegaliśmy na rywali jak stado dzików! Nie wiem, czy mieli nas za kompletnych świrów, czy za bandę idiotów, ale nam się podobało! – wtrąca Włodzimierz Klatka, również  grający w klubie od jego powstania.

Biało-czarni na bordowo

Niech nie zmyli was bordowy komplet strojów, w których KS Nowosolna pozuje do pierwszego w historii zdjęcia drużyny. Barwy klubu, wpisane zresztą do statutu, są biało-czarne. – Mieliśmy komplet w takich kolorach, ale nigdy w nim nie graliśmy. Na całe szczęście – opowiada Lewandowski. – Nie pamiętam już skąd skołowaliśmy spodenki, ale koszulkami meczowymi były zwykłe, białe t-shirty. Numery na nich wypisaliśmy czarnym markerem – zdradza Lewandowski.

Teraz Nowosolna nie gra już na bordowo. Wysłużony komplet, zastąpił nowy. Żółty. Jest to na swój sposób trochę zabawne, ale w drużynie kumpli gra się przecież w takich strojach, w jakich ma się ochotę!

– Czy ja dostałem jakąś spektakularną czerwoną kartkę? – zastanawia się Klatka. – Takiej, jak Cantona, to nie, ale za to jaką żółtą! Graliśmy ze Strugą w Dobieszkowie, zresztą w strugach deszczu, więc kibice mecz olali. W pewnym momencie sędzia podyktował dla nas rzut karny. Kolega wziął piłkę, ale nie miał jak ustawić jej na wapnie, bo tam była kałuża o średnicy ponad metra. Głęboka na dobre dwadzieścia centymetrów. Podszedłem do głównego i mówię mu grzecznie: „Panie sędzio, niech chłop ustawi piłkę kawałek dalej, bo stąd się nie da strzelać”. A ten mi na to: „Nic mnie to nie obchodzi! Jak żeście nie przygotowali boiska, to strzelajcie z wody!”. Do nas miał pretensje, bo wynajmowaliśmy ten plac od Strugi i w tym meczy formalnie byliśmy gospodarzami. Pomyślałem sobie: „Już ja ci to boisko przygotuję!”. Wszedłem do tej kałuży i tak usunąłem wodę z punktu karnego, że cała znalazła się na nim. Stał jak słup soli, z wytrzeszczonymi oczami i otwartą gębą, a potem sięgnął po żółtą kartkę. W sumie na dobre wyszło. Graliśmy dalej w jedenastu, a kolega strzelił tego nieszczęsnego karnego.

Bocian w herbie

Pierwszy sezon KS Nowosolna spędziła w lidze juniorów. Historyczny, debiutancki mecz wygrała 4:1 z RKS-em Łódź. Już w kolejnym sezonie zespół złożony z tych samych piłkarzy wystartował w B-klasie. Biało-czarni nie mieli jeszcze swojego herbu, ale i ten szybko się znalazł. A właściwie wylądował. – Po jednym z naszych meczów na boisku pojawił się bocian. Co prawda, ten ptak bardziej kojarzy się z dziećmi niż z piłką nożną, ale nam ten pomysł się spodobał.

skarby5

Z czasem, bociany i inne zwierzęta coraz rzadziej pojawiały się na boisku Nowosolnej. Nieopodal murawy powstawały place budowy. Willa rosła obok willi, a nowym mieszkańcom coraz bardziej przeszkadzali myśliwi, atrapy dzików i jeleni. Piłkarze również. Teraz po dawnym boisku nie ma już właściwie śladu. W miejscu, gdzie kiedyś Lewandowski z kolegami walczyli o ligowe punkty, stoi zakopana po koła w błocie ciężarówka. Nie ma już pospawanych z rur bramek, ani śladów rozsypywanego po żyłce wapna.

– W 2007 roku znaleźliśmy może nie aż tak malownicze miejsce, ale jednak bardziej funkcjonalne – tłumaczy Lewandowski. – Nikt nam teraz nie zarzuci, że musi biegać po wilczych dołach. A że nie jest tak klimatycznie? Z nami jak z Arsenalem. Highbury każdy wspomina z łezką w oku, ale Emirates jest wygodniejsze.

Wrzask z Żuka

Zaczęliśmy od meczu Nowosolnej z Wrzaskiem, to pora teraz na rewanżowy pojedynek tych zespołów. Tym razem w użyciu miała być biała broń. „Na pace mam schowanego bejsbola” – rzucił jeden z rywali na przywitanie, wskazując na wysłużonego żuka z plandeką, którym LKS Wrzask  przyjechał na „Stadion Leśny” w Nowosolnej. Podczas meczu również nie brakowało trash talku. „Urwę ci łeb z korzeniami!” – słyszał wciąż Klatka od biegającego za nim obrońcy. – Wykonywaliśmy rzut rożny, ustawiłem się w piątce, a ten drab po prostu na mnie wisiał. Mówię mu: „Weź już się zamknij! Od pół godziny biegasz za mną i mówisz, że urwiesz mi łeb!”. Obrońca spojrzał na mnie dziwnie i wycedził: „Taki mientki jesteś? To chyba jujek nie jadłeś!”. Klatka zastanowił sie nad swoim przedmeczowym jadłospisem, jujek, czyli?????, rzeczywiście w nim nie było, ale żeby od razu łeb z korzeniami za to urywać…

To już tylko historia, nowych anegdot nie będzie, bo Wrzask zamilkł na zawsze. Wykończyły ich te wszystkie przepisy związkowe. Nie stać ich było na prowadzenie drużyn młodzieżowych, dojazdy, opłaty. Zresztą, kto by tam się nadawał do szkolenia młodzieży, skoro najbardziej ogarnięty z nich wszystkich był ten cały Kapusta – wspominają w Nowosolnej.

Kiedy będziesz wjeżdżał do Łodzi przez Nowosolną, na skrzyżowaniu skręć ostro w prawo. Miniesz Urząd Gminy, remizę strażacką i za kilka chwil ujrzysz na wzniesieniu boisko sportowe. Tam rozgrywa swoje mecze KS Nowosolna. Być może kiedyś łódzcy piłkarze zagrają towarzysko z Orłem Pokój. W Pokoju jest drugie takie skrzyżowanie ośmiu dróg. Takich derby jeszcze w Polsce nie było.

Nazwa: Klub Sportowy Nowosolna

Klasa rozgrywkowa: A-klasa

Barwy: biało-czarne

Rok założenia: 1999

Adres klubu: ul. Wiączyńska 26, 92-760 Łódź

Kontakt: 509207785

Stadion: ul. Grabińska 8

Treningi: ul. Grabińska 8

Prezes: Tomasz Lewandowski

Trener: Adam Koralewski

Magazyn „Skarby Miasta” można kupić w TYM miejscu.

Najnowsze

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
0
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Komentarze

3 komentarze

Loading...