Reklama

“Krychowiak musi okazywać więcej szacunku, jest tylko wypożyczony!”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

12 marca 2018, 10:33 • 10 min czytania 10 komentarzy

Po poniedziałkowej prasie nigdy nie należy spodziewać się cudów, bo siłą rzeczy musi się w znacznym stopniu odnosić do wydarzeń z weekendu. Znajdziemy jednak kilka perełek, a z bieżących tematów najciekawsza jest sprawa z zachowaniem Grzegorza Krychowiaka, który wprost okazał Alanowi Pardew, że nie zgadza się ze zmianą. Menedżer nie omieszkał później skrytykować Polaka.

“Krychowiak musi okazywać więcej szacunku, jest tylko wypożyczony!”

PRZEGLĄD SPORTOWY

PS okładka

Najciekawszy materiał w tym numerze to prześwietlenie Ivana Runje ze stron 11-12. Ze stoperem Jagiellonii Białystok rozmawiał Łukasz Olkowicz.

(…) Co pan pamięta z pierwszego dnia w Jagiellonii?

Reklama

Z lotniska w Warszawie odebrał mnie Arek Szczęsny, nasz team manager. Jedziemy do Białegostoku. Zagaduję po drodze: „Jak zespół? O co walczy w tym sezonie?”. „Nie wiem, na razie tylko ty przyszedłeś. Miejsce? Dziesiąte, jedenaste, może być walka o utrzymanie”. Pytałem siebie: kurczę, co ja tutaj robię? A jeszcze podróż się ciągnie, droga rozkopana, bo remonty. Arek opowiada dalej: „Przygotuj się, bo zimą będzie minus 20 stopni”. A ja ostatnie półtora roku spędziłem na Cyprze, gdzie było 30 stopni na plusie. Gdzie ja jestem? Zadzwoniłem do ojca: „Nie mogę tu zostać, nie wytrzymam”. „Dobra, wracaj”.

Kiedy się pan przekonał?

Pojechaliśmy do biura, skończyliśmy rozmowy, podpisałem kontrakt. I spotkałem Probierza. „Ivan, jutro trening. W tym sezonie będziemy pierwsi” – usłyszałem.

Uwierzył pan?

No niekoniecznie, ale Probierz często do tego wracał. W końcówce sezonu, jak zostało dziesięć kolejek, to na każdej odprawie pytał: „Ivan, co powiedziałem, kiedy się poznaliśmy?”. „Że będziemy pierwsi panie trenerze”. „No widzicie!”. To był bardzo dobry sezon. Dla Jagiellonii i dla mnie. Grałem stabilnie, nie pamiętam, żebym miał dwa złe mecze, ba, nie przypominam sobie, żebym w jednym coś zawalił.

Ile przez 90 minut gra pan no-look passów?

Reklama

He, he. Powiedziałem sobie, że minimalnie jeden musi być. Trener Probierz nie był zachwycony, gdy to widział. Nie lubi tego, to normalne. Środek obrony nie jest miejscem na takie atrakcje, ale nie mogę się oprzeć. Lubię tak grać. Podaję dokładnie, nie było w ekstraklasie straty po takim zagraniu.

ps2

Maciej Szmigielski poświęca więcej uwagi rekordowi Roberta Lewandowskiego, który ustanowił po mecz z HSV (ustrzelił hat-tricka, ale też nie wykorzystał rzutu karnego).

Tego rekordu długo nikt mu nie odbierze. Strzelając hat tricka w sobotnim spotkaniu Bayernu Monachium z Hamburgerem SV (6:0) został najskuteczniejszym zagranicznym piłkarzem w historii najsłynniejszego niemieckiego klubu. Polak ma już 142 gole w barwach bawarskiego zespołu i o dwie bramki wyprzedza pamiętnego Brazylijczyka Giovane Elbera.

Gol strzelony na 6:0 był też jubileuszowym trafieniem Lewego. Była to setna bramka Polaka w 1. Bundeslidze dla Bayernu. Żeby osiągnąć taki wynik, Lewandowski potrzebował zaledwie 120 meczów. Legendarny Gerd Müller, najlepszy niemiecki napastnik w historii (365 goli w 427 spotkaniach ligowych w barwach Bayernu), potrzebował aż szesnastu meczów więcej, żeby osiągnąć pierwszą setkę.

ps3

Numer zaczyna się od relacji z efektownego zwycięstwa Lecha nad Jagiellonią.

(…) Bjelica już nie ma siły denerwować się na VAR. Kiedy sędzia przy golu na 1:1 zdecydował, że nie może go uznać, to tylko gorzko się uśmiechnął. – Sędzia w przerwie mi powiedział, że było zagranie ręką. Na pewno było dużo sytuacji, gdzie Tomasz Musiał konsultował się z VAR. To był na pewno pod tym względem ciężko mecz dla arbitrów. Byli dzisiaj na pewno na dobry poziomie. VAR, no cóż – wiemy, jak z nim jest. Czasami trzeba czekać długo na rozstrzygnięcie, co mnie wkurza, ale już mówiłem niedawno, że akceptuję ten system i tyle – opowiadał chorwacki szkoleniowiec.

Najważniejsze, że ta sytuacja nie wypaczyła rywalizacji, bo Lech wziął sprawy w swoje ręce i po raz pierwszy od wiosny 2015 roku ograł Jagiellonię. Czekał aż siedem spotkań. Blisko był wyniku (6:1), który w ostatnich 10 latach padł w starciu tych drużyn na Inea Stadionie dwa razy.

Temat VAR-u poruszony został również w pomeczowej rozmowie z Radosławem Majewskim.

(…) Zaczęło się od 0:1 oraz sytuacji w której – po wideoweryfikacji – nie została uznana bramka wyrównująca.

Radosław Majewski: No tak, znów ten VAR… Według mnie, przy golu Mario Šituma nie wydarzyło się nic niezgodnego z przepisami, był prawidłowy. Mimo tego, umieliśmy sobie wszystko poukładać w głowie, wyrównaliśmy, a po przerwie już zdecydowanie dominowaliśmy. To była gra na poziomie bardzo podobnym do tego, który prezentowaliśmy w drugiej połowie meczy w Warszawie, przeciwko Legii. Uważam, że forma przyszła w idealnej chwili. Nadchodzi decydujący moment sezonu i musimy być w dobrej dyspozycji właśnie teraz. Uważam, że jesteśmy. Nic, tylko punktować. Wcześniej było tak, że kiedy traciliśmy gola na 0:1, mieliśmy wielki problem i rywal mógł sobie dodać trzy punkty. Ostatnio to się zmieniło. I dziś raz jeszcze to potwierdziliśmy. Powoli, powoli, dochodziliśmy do głosu. Robiliśmy to systematycznie, nie załamywały nas drobne niepowodzenia po drodze.

ps4

Piotr Stokowiec zapowiadał zaskakujące zmiany w swoim trenerskim debiucie w Lechii Gdańsk, ale jego roszady nie pomogły – Legia wygrała 3:1. Na konferencji po spotkaniu zawiodła go… pamięć.

(…) – W debiucie na ławce trenerskiej jeszcze nie wygrałem (Piotr Stokowiec wygrał w debiucie w Jagiellonii Białystok w meczu z Zawiszą Bydgoszcz (1:0) przyp. red.) , jednak potem sytuacja się poprawiała. Wierzę, że tak samo będzie w Lechii. Jestem zły, zostawaliśmy dużo zdrowia na boisku, a proste błędy zniweczyły nasz wysiłek. Drużynę buduje się od defensywy, natomiast my mamy z nią problem. Zbyt dużo tracimy goli po stałych fragmentach gry. Zgromadziliśmy sporo wniosków po tym spotkaniu, bo jest nad czym pracować. Lecz ja pracy się nie boję. Mieliśmy dobre momenty, może na inny zespół to by wystarczyło, ale na Legię już nie.

ps5

Antoni Bugajski w swoim felietonie podsumowuje 7 z 8 meczów 27. kolejki Ekstraklasy.

Wtajemniczeni twierdzą, że Paul Bragiel nie jest frajerem, więc do Wisły Kraków nie przyniesie worka z dolarami na spłatę cudzych długów. W polskiej piłce chce jednak robić komercyjny „event” w dobrym amerykańskim stylu. Do zadania ma na razie ma tylko jednego dobrego wykonawcę – Carlosa Lopeza, w artystycznej działalności używającego przydomka Carlitos.

Z tasiemcowym serialem pod tytułem „Sprzedajemy Wisłę Kraków” może się równać produkcja pod tytułem „Sprzedajemy Śląsk Wrocław”. Scenariusz do obu telenowel jest wyjątkowy marny; jakby pisany na kolanie, z pogwałceniem zasady prawdopodobieństwa zdarzeń. W wariancie wrocławskim są na przykład takie kwiatki, że nowy właściciel dobija targu z miastem, ale potem nie chce mu się przelać pieniędzy na konto sprzedającego (no gdzie tu elementarna logika?) i w efekcie naraża się na odszkodowanie większe od wartości planowanych przez niego inwestycji. W opcji krakowskiej właścicielem zostaje facet, który na realizowanie piłkarskiego biznesu miał dosłownie wszystko oprócz wiarygodności i pieniędzy.

ps6

Kolumbijczycy, z którymi zmierzymy się w grupie na MŚ, mają dobrego bramkarza w osobie Davida Ospiny z Arsenalu, ale gdyby coś mu się stało, klasowego zastępcy nie ma.

(…) Podstawowy golkiper „Cafeteros” nie zawiódł w eliminacjach, ale nie jest okazem zdrowia, a testowani w dotychczasowych grach kontrolnych dublerzy nie dorastają mu do pięt. Niewykluczone, że na najbliższe mecze towarzyskie z Francją (23 marca, Paryż) i Australią (27 marca, Londyn) powołanie dostanie niespełna 22-letni Ivan Mauricio Arboleda z argentyńskiego Banfield. To człowiek znikąd, który jeszcze na początku stycznia mógł sobie wpisać w CV „rozegrałem w życiu dwa mecze w seniorach”, ale od kilkunastu tygodni świetnie spisuje się w lidze argentyńskiej i w Copa Libertadores. 

Problemy z chuligaństwem na stadionach mają teraz nie tylko w Grecji. W Francji przy okazji meczu z Montpellier nie wytrzymali kibice Lille.

(…) W końcu po ostatnim gwizdku sędziego grupa ok. 200 chuliganów wpadła na boisko i zaczęła gonić zawodników. Napastnik Nicolas Pepe został kopnięty w nogę, uderzono także obrońcę Adama Soumaoro. Pozostali gracze uciekli przed agresorami do szatni. A jeszcze w poniedziałek Lopez spotkał się z kibicami. Zapewnili go, że będą wspierać drużynę do końca sezonu.

ps7

Jerzy Dudek w felietonie stawia tezę, że piłkarze PSG nie mają mentalności zwycięzców. Odnosił się oczywiście do sromotnie przegranego dwumeczu z Realem Madryt w 1/8 finału Ligi Mistrzów.

PSG sprawiało wrażenie zespołu miękkiego, który nie ma za grosz mentalności zwycięzcy, na co uwagę zwrócił Kylian Mbappe. Spójrzmy na kapitanów i największe gwiazdy obu drużyn. Porównujmy Sergio Ramosa i Cristiano Ronaldo do Thiago Silvy i Neymara. Dwóch gigantów futbolu, którzy osiągnęli wszystko, co się dało, zestawiamy z Silvą, którego największym sukcesem jest mistrzostwo Francji, a także z Neymarem, któremu po kilku miesiącach Paryż zbrzydł podobno na tyle, że nie ma zamiaru do niego wracać. Drużyny grają tak jak ich kapitanowie. Thiago Silva jest dość miękkim piłkarzem, dlatego i PSG grało delikatnie, bez agresji. Sergio Ramos pod względem psychicznym jest gigantem, uosobieniem mentalności zwycięzcy. I widzieliśmy, z jakiej strony zaprezentował się Real, który na Parc des Princes mógł wygrać dużo wyżej niż 2:1.

Przemysław Rudzki w English Breakfast pisze, że West Bromwich można już traktować jako pewnego spadkowicza z Premier League.

(…) Trudno, by było inaczej, skoro dla trenera po porażce 1:4 z Leicester najistotniejsze jest to, że Grzegorz Krychowiak nie podał mu ręki. Polak przez część fanów WBA może być uznany za „turystę” i nie chodzi mi tutaj o zamiłowanie Grześka do podróży, tak się czasem po prostu mówi na wypożyczonych graczy, którzy są w klubie „przejazdem”. Uwierzcie mi jednak, że zachowanie naszego reprezentanta, choć pewnie godne potępienia, nie ma nic wspólnego z ulotnością jego bytu na The Hawthorns. Krychowiak to facet niezwykle ambitny, widać zresztą było w starciu z Lisami, jak harował, biegał, próbował i na pewno był lepszy od kilku piłkarzy miejscowych. Jego wściekłość wynikała z frustracji boiskowej, nie miała na celu uderzać w trenera. Uznałbym ją – w przeciwieństwie do kradzieży taksówki przez czterech zawodników podczas zgrupowania w Barcelonie – za akt walki i rozpaczliwe pytanie: „Co tu się wyprawia?”.

ps8

SUPER EXPRESS

W “SE” tylko odniesienia do wydarzeń z weekendu. Menedżer WBA Alan Pardew jest zły na Grzegorza Krychowiaka, że ten nie podał mu ręki schodząc z boiska po godzinie gry.

(…) – Mam z tym problem, bo wspierałem go i wystawiałem do składu, kiedy nie był w najlepszej formie. A on teraz, schodząc z boiska, nawet nie podał mi ręki? Powiedziałem mu wyraźnie, że nie akceptuję takiej postawy. Jest wypożyczony i powinien okazać mi szacunek! – powiedział Pardew.

se

RZECZPOSPOLITA

Jedna strona o piłce. Relacja z meczu Lech – Jagiellonia i tekścik o hat-tricku Lewandowskiego.

Ciekawiej jest w dodatku “Życie Regionów”. Tam znajdziemy duży wywiad z Michałem Globiszem.

O juniorach, którzy zostali mistrzami Europy, życiu w Trójmieście, operze i życzliwości ludzi opowiada Stefanowi Szczepłkowi były trener, doradca zarządu Arki Gdynia ds. sportowych.

Rz: W roku 2001 reprezentacja Polski juniorów do lat 18 zdobyła tytuł mistrza Europy. Dwa lata wcześniej juniorzy do lat 16 zostali wicemistrzami. Pan prowadził obydwie te drużyny. Minęło kilkanaście lat, nikt nie zbliżył się do tych sukcesów. Co się zmieniło?

Michał Globisz: W roku 2012 reprezentacja juniorów młodszych prowadzona przez Marcina Dornę wywalczyła brązowy medal mistrzostw Europy. To tak, żeby być w zgodzie z faktami. Ale rzeczywiście, zdolnych młodych zawodników mamy, a sukcesów brak.

Może szkolenie szwankuje?

Nie chcę tego oceniać, bo od kilku lat robię co innego. Nie pracuję z młodzieżą. Ale kiedy ja prowadziłem reprezentacje juniorów, mieliśmy jasno określony podział zadań. Jeden mój współpracownik Dariusz Wójtowicz, były piłkarz Lechii, uczestnik meczów z Juventusem, mieszkał w Krakowie i patrolował południe Polski. Drugi – Tomasz Dawidowski – był mieszkańcem Łodzi, podlegała mu więc Polska centralna. Ja jako mieszkaniec Trójmiasta miałem pod kontrolą północ. Było nam o tyle łatwiej, że dobrze funkcjonowały SMS – szkoły mistrzostwa sportowego, dzięki którym nie marnowały się talenty. Do swojej SMS w Gdańsku ściągnąłem kilku zdolnych chłopców, m.in. Sebastiana Milę z Koszalina, Łukasza Mierzejewskiego i Łukasza Nawotczyńskiego z Ciechanowa, Wojciecha Łobodzińskiego z Bydgoszczy, Karola Piątka spod Wejherowa. Nazwiska znane każdemu kibicowi w kraju. To chłopcy z dobrego rocznika 1982. Wszyscy przenieśli się do Lechii i znaleźli się w reprezentacji, która zdobyła mistrzostwo Europy. W tamtym czasie juniorzy Lechii wygrywali wszystko, co się dało. Miałem ich na co dzień na boisku, wiedziałem, co robią po zajęciach w szkole. To bardzo pomagało w pracy z reprezentacją. 

rp

GAZETA WYBORCZA

W “GW” dwie strony o piłce, ale raczej nic was tu nie wciągnie.

gw

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

10 komentarzy

Loading...