Kto by się spodziewał, że 17-letni Egy Maulana Vikri okaże się najbardziej medialnym transferem Lechii Gdańsk w ciągu ostatnich lat. Do drużyny dołączy dopiero latem, gdy osiągnie pełnoletność, ale już teraz – nie bójmy się tego słowa – robi furorę w mediach społecznościowych gdańskiego klubu. Oficjalna strona Biało-Zielonych od niedawna umożliwia nawet fanom z Indonezji przeglądanie witryny w ich ojczystym języku. Przed chwilą Lechia wyprzedziła też Legię pod względem liczby followersów na Instagramie, gdzie dotąd warszawiacy wiedli prym wśród polskich klubów.
Nie mamy pojęcia, czy chłopak w ogóle odpali. Z reprezentacją U-21 zajął co prawda trzecie miejsce mistrzostwach Azji, które ukoronował tytułem najlepszego strzelca, testował go Espanyol i Saint-Etienne, ale Indonezja to mimo wszystko totalna piłkarska egzotyka. Pewni jesteśmy jednak tego, iż Lechia pod względem marketingowym ubiła dobry interes. Bardzo możliwe, że gdańszczanie bardziej skorzystają na Egym wizerunkowo niż sportowo. Jedna prosta statystyka. Dwa dni temu z samego rana Lechia miała około 35 tys. kibiców śledzących jej profil na Instagramie. Maulana Vikri miał z kolei 652 tys. followersów. Dziś lechiści mają ich już – uwaga – 138 tys. To wzrost o 294%! Zresztą, spójrzcie sami na te wszystkie nie do końca polskie nazwiska.
To też przy okazji pokazuje, jak gigantycznym medium jest dziś Instagram. Rzućmy okiem na wzrost na innych portalach społecznościowych. 10 marca Lechię na Twitterze śledziło około 23 tys. użytkowników, dziś prawie 28 tys. Z kolei na Facebooku zanotowano wzrost z około 171,5 tys. do prawie 180 tys. Niewielki, ale wiadomo – tak duży skok na Instagramie bierze się przede wszystkim z tego, że Maulana Vikri jest na nim aż tak popularny.
Przy okazji potwierdza się też, że licząca 260 milionów mieszkańców Indonezja (czwarty najludniejszy kraj świata) jest w światowej czołówce, jeżeli chodzi o aktywnych użytkowników mediów społecznościowych. Tak zwanych “botów” jest tam oczywiście również na pęczki, ale, tak czy siak, większą liczbę stanowią realni użytkownicy. Zresztą, to kraj zakręcony na punkcie piłki nożnej, co potwierdza zainteresowanie 17-latkiem, który w swojej dotychczasowej karierze za wiele jeszcze nie osiągnął. I jest to naprawdę spory eufemizm.
Lechia zdaje się na ten moment dobrze wykorzystywać rosnącą popularność na rynku indonezyjskim. Pozyskanie tego piłkarza to jedno. Potrafimy sobie bowiem wyobrazić sytuację, w której klub kupuje zawodnika, przedstawia go na konferencji, robi ze dwa zdjęcia i na tym kończy. Tymczasem Lechia od początku miała naszkicowany szeroki plan, w którym podstawą jest komunikowanie się z potencjalnymi nowymi klientami – bo tak chyba trzeba nazwać indonezyjskich kibiców – w ich ojczystym języku. O możliwości przeglądania oficjalnej strony klubu w języku indonezyjskim już wspominaliśmy. Spójrzmy, jak to wygląda chociażby na Twitterze.
https://twitter.com/LechiaGdanskSA/status/973097321700487168
W oczy rzuca się oczywiście liczba reakcji pod tweetem. 671 polubień, 465 podań dalej to jakiś kosmos. Na przykład opublikowany później tweet, informujący o powołaniu Joao Oliveiry do reprezentacji Szwajcarii U-21 zgromadził zaledwie 49 polubień i jedno podanie dalej. Wyżej znów coś o Egym i – cóż za niespodzianka – łącznie prawie 700 reakcji.
Lechia nie może oczywiście zaprzestać na samym promowaniu się w mediach społecznościowych. Kluczem będzie też sprzedaż koszulek na tamtejszym rynku, co – patrząc po zainteresowaniu – jest naturalnym krokiem. Na oficjalnej stronie kosztują one 239,99. Cóż – jeżeli gdańszczanie sporo zarobią na gościu, który na razie nie zagrał na polskich boiskach ani minuty, będzie to transferowy, a może bardziej finansowy, majstersztyk.
Pytanie, gdzie leży granica tego szaleństwa? Na razie to tylko gdybanie, ale kto wie, czy Lechii w przyszłości nie uda się pozyskać na przykład sponsora z Indonezji. To by była dopiero historia. Reszta leży w gestii zarządu i klubowego działu marketingu, który musi wykazać się olbrzymią kreatywnością.
Takiego przypadku w polskiej piłce nie było od dawna. Możliwe, że nie było w ogóle. Cała otoczka wokół tego transferu wygląda bardzo profesjonalnie, liczby na portalach społecznościowych się zgadzają, pytanie, czy to drogą, którą powinien zmierzać ten klub? Nie negujemy chęci zarobku i promocji na zagranicznych rynkach, ale do tych wszystkich ruchów marketingowych przydałoby się dołożyć też wyniki. Tego oczekują kibice. Miejscowi, nie ci z Indonezji.
Fot. Newspix.pl