Niestety. Oto nadszedł ten dzień. Dzień, w którym grube ryby w końcu zapuściły wędkę po naszą największą gwiazdę. Dzień, w którym nasza liga traci – tak na oko – jakieś 70% kolorytu. Dzień, w którym do lepszego świata odchodzi ten, który zasłużył jak nikt inny. Nasza gwiazda. Nasza perełka. Nasz najpiękniejszy kwiatuszek, który wypływa w końcu z naszego zapyziałego zbiornika na najpiękniejsze wody.
Dejan Janjatović.
To oczywiste, że Ekstraklasa nie będzie nigdy konkurować z największymi w Europie. Pogodziliśmy się z tym, że naszych najlepszych piłkarzy wchłaniają kluby niemieckie, angielskie, a nawet bułgarskie. I o ile mimo to za każdym razem kręci się w oku łezka, o tyle teraz nasze policzki zalewa cały potok. Jak my sobie poradzimy bez gościa, który wpadł w do tej ligi na chwilę i już zdążył podbić nasze serca? Bez gwiazdy, która położyła kres wszelkim rozważaniom na temat limitów obcokrajowców i polityki kadrowej większości klubów, które ściągając zagranicznych piłkarzy rzekomo decydują się na szrot?
Spytajmy wprost – czy dalsze oglądanie Ekstraklasy ma w ogóle jeszcze sens?
Dejanowi „El Maestro” Janjatoviciowi wystarczyły całe trzy miesiące Ekstraklasie, by udowodnić swoją klasę i zostać zauważonym przez prawdziwych gigantów. Całe 152 minuty, w których mieliśmy możliwość okazję przyjemność niebywały zaszczyt podziwiania go w meczach Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. I wygląda na to, że to koniec. Ehhh.
Chyba ogłosimy żałobę.
Zanim popadniemy w kilkudniową depresję i przestaniemy opuszczać cztery ściany, możemy tylko zastanowić się, kto okaże się nowym pracodawcą naszej perełki. Lepiej odnajdzie się w Premier League? Może PSG w obliczu absencji Neymara zdecyduje się na ten ruch? Albo może to United w obliczu mizernej formy chcą rozruszać środek pola nowym zawodnikiem?
Po derbach gminy Żabno Janjatović widocznie powiedział do całej szatni: przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem. Żegnaj, bohaterze.