Reklama

Transferowe rozczarowania Lecha. Tak to bywa na promocji

redakcja

Autor:redakcja

06 marca 2018, 17:18 • 4 min czytania 110 komentarzy

Elvir Koljić nie zagra do końca sezonu, Piotr Tomasik dostał pół godziny gry z konieczności, a Thomas Rogne zaliczył więcej kontuzji niż występów. Tylko Ołeksij Chobłenko póki co częściowo ratuje zimowe okienko w wykonaniu Lecha Poznań. Na kompleksową ocenę ostatnich transferów “Kolejorza” jest jeszcze za wcześnie, ale kwartet ściągnięty do Poznania zimą do tej pory rozczarowuje. A ważne punkty uciekają ciurkiem.

Transferowe rozczarowania Lecha. Tak to bywa na promocji

Stosunkowo szybko komitet transferowy Lecha dopiął wszystkie cele transferowe. Thomas Rogne został przyklepany przez lechitów już latem, Ołeksij Chobłenko i Piotr Tomasik dołączyli do zespołu przed obozem przygotowawczym w Turcji i tylko na Elvira Koljicia trener Nenad Bjelica musiał czekać do tygodnia poprzedzającego inaugurację ligi. Wydawało się, że chociaż trzech z tych zawodników będzie mogło liczyć na regularną grę – mamy tu na myśli norweskiego stopera z niezłym CV (Celtic i Wigan), Tomasika stanowiącego poważną konkurencję dla Wołodymyra Kostewycza i któregoś z napastników, który mógłby realnie naciskać na Christiana Gytkjaera.

Póki co na regularną grę może liczyć jedynie Ukrainiec. Chołbenko pierwsze mecze w nowych barwach miał fatalne – kiepska zmiana w Gdyni, słabe wejście z Pogonią i mocno przeciętny występ w Kielcach. Dopiero w starciu ze Śląskiem (tak, tym z Pawelcem i Tarasovsem w obronie) wyglądał na piłkarza, który faktycznie mógł strzelać gole w ukraińskiej ekstraklasie. Z Legią piłkarz wypożyczony z Czornomorca już nie zagrał – doznał urazu i na ławce usiadł tylko po to, by – jak powiedział Bjelica – poczuć atmosferę meczu. Był on jednak niewielki, więc wkrótce napastnik znów powinien być dostępny.

O kontuzjach Chobłenko może porozmawiać z Rogne i Koljiciem. Norweg w przeszłości miewał już dłuższe przerwy w grze spowodowane urazami, więc podejrzewaliśmy, że prędzej czy później coś mu się stanie też i w Polsce. No i pierwsza przerwa od treningów przyszłą jeszcze zanim zdążył zadebiutować. Ból ścięgna achillesa, kilka tygodni przerwy i oglądanie kolegów z trybun. Z kolei Koljić wchodził na boisko w starciach z Arką i Koroną, dostał szansę gry od pierwszych minut ze Śląskiem i już po kwadransie opuścił murawę na noszach. Pechowe starcie z Pawelcem zakończyło się zerwanymi więzadłami i pauzą do końca sezonu.

Ciekawy jest też przypadek Piotra Tomasika, który swój jedyny występ po transferze do Lecha zaliczył wtedy, gdy Bjelica musiał ściągnąć z boiska Kostewycza, żeby wpuścić Koljicia, który też nie ma obywatelstwa kraju Unii. Ex-piłkarz Jagiellonii pobiegał przez blisko kwadrans i tyle go w tym roku widziano. To dziwne, bo przecież ukraiński obrońca “Kolejorza” gra w tej rundzie po prostu kiepsko, a słabiutki występ przy Łazienkowskiej (już abstrahując od karnego) był tylko potwierdzeniem tego, że z formą Kostewycza jest coś nie tak. A przecież Tomasik to nie jest losowy przeciętniak, lecz gość, który jeszcze niedawno był najlepszym lewym obrońcą ligi.

Reklama

Oczywiście nie wykluczamy, iż Rogne po wyleczeniu kontuzji posadzi na ławkę Dilavera z Vujadinoviciem i Janickim, że Koljić jednak zostanie wykupiony i wkrótce zostanie tym “nowym Edinem Dżeko”, że Chobłenko faktycznie zacznie błyszczeć na tle defensyw lepszych od tych Śląska. Natomiast pierwsze kolejki w wykonaniu wyżej wymienionych piłkarzy wyglądają po prostu kiepsko. Lech już pod koniec rundy jesiennej grał źle, a zimowe wzmocnienia miały być bodźcem do poprawy jakości. Zarówno przez wpływ bezpośredni, czyli występy sprowadzonych zawodników, ale i pośredni, przez zwiększenie rywalizacji na swoich pozycjach.

Jasne, nie ma co skreślać zimowego zaciągu Lecha z tego roku już w marcu. Ale przypominamy, że w tym sezonie w Ekstraklasie nie obowiązuje już podział punktów, więc w Poznaniu nie mogą odkładać regularnego zwyciężania na przełom kwietnia i maja. Tymczasem na początku rundy zespół Bjelicy zdobył mniej niż połowę z możliwych piętnastu oczek.

Warto też zwrócić uwagę, że w ostatnich latach Lech miał niesamowitą wręcz zdolność do zaliczania transferowych pudeł w trakcie zimowych okienek. Zerkamy wstecz, a tam same ananasy – Sisi, Kokalović, Djoum, Bille, Wołkow, Holman, Radut. Właściwie ostatnim piłkarzem, którego Lech ściągnął zimą i faktycznie okazał się on piłkarze wyrastającym na gwiazdę ligi, był Tamas Kadar w 2015 roku.

Lech oczywiście może się bronić, że Chobłenko i Koljić są tylko wypożyczeni na pół roku, że Rogne i tak by sobie nie pograł przy takim Dilaverze, a Tomasik był ściągany tylko do konkurencji dla Kostewycza. Ale jeśli chcesz walczyć o mistrzostwo Polski, a przecież takie aspiracje są w Poznaniu, to konsekwentnie co okienko musisz wnosić zespół na wyższy poziom. Czynisz to chociażby dzięki transferom. Tymczasem Lech kupuje piłkarzy na promocji, by za pół roku powiedzieć “e, w sumie i tak za dużo nie zapłaciliśmy, więc żadna strata”. Ano właśnie strata – czasu, pieniędzy oraz punktów.

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

110 komentarzy

Loading...