Reklama

Piast chciał wznowić mecz, policja nie pozwoliła. Czy dało się grać bez płotu?

redakcja

Autor:redakcja

05 marca 2018, 16:44 • 7 min czytania 52 komentarzy

– Ze strony Piasta była wola kontynuowania zawodów. Robiliśmy wszystko, by spotkanie zostało wznowione – mówią przedstawiciele klubu z Gliwic. Zadajemy sobie pytanie – czy obalenie płotu w trakcie meczu z Górnikiem faktycznie musiało oznaczać przerwanie spotkania? Przykład meczu Saint-Etienne z Lyonem pokazuje, że służby porządkowe i policja potrafiły opanowywać jeszcze większe zadymy na boisku. – Zrobiła się szopka. Kibice wrócili do sektorów i chcieli, żebyśmy dokończyli mecz – mówi Jakub Szmatuła, bramkarz gliwiczan.

Piast chciał wznowić mecz, policja nie pozwoliła. Czy dało się grać bez płotu?

W sobotę pół piłkarskiej Polski żyło zamieszaniem w meczu Piasta Gliwice z Górnikiem Zabrze. Zainteresowania obserwatorów nie wzbudziły jednak piękne gole Igora Angulo czy efektowne dryblingi Gerarda Badii, a afera jaką wywołali fani gospodarzy. Kibice gliwiczan w drugiej połowie w reakcji na palone flagi i szaliki swojego klubu przez przyjezdnych, wyważyli płot ogradzający stadion. Ponadto kilku oszołomów postanowiło pobawić się w rugby i zaliczyło rajd przez boisko. Na murawę wbiegli też policjanci z gazem, a chwilę po nich pod sektorem gości pojawili się mundurowi na koniach.

Kibice Piasta zgromadzili się przy luce w ogrodzeniu, policja stanęła naprzeciw nich i trwał pat. Wydawało się, że ludzie zasiadający na sektory S, R, P i O sami byli zaskoczeni, że płot tak łatwo uległ ich naciskom i nie bardzo wiedzieli co z tym fanem zrobić. Policjanci z kolei czekali na jakiekolwiek wytyczne. Status quo utrzymywał się przez kilkadziesiąt minut – rozgrzewający się przy linii Marcin Urynowicz wykonał już wszystkie ćwiczenia z atlasu wychowania fizycznego, komentatorzy Canal+ zdążyli umówić swoje typy do wyboru gracza meczu, a ludzie przed telewizorami zadawali sobie pytanie „no dobra, ale co dalej?”.

Mecz ostatecznie został przerwany i Piast prawdopodobnie zostanie ukarany walkowerem. Zastanawiamy się jednak, czy przerwanie spotkania i wysłanie kibiców do domów było jedyną decyzją, która w tych okolicznościach mogła zostać podjęta. Nie brakowało bowiem głosów, że spotkanie można było kontynuować – trzeba było tylko wpakować stojących przy przewróconym płocie fanów Piasta z powrotem do sektorów, zabezpieczyć wyrwę przez kordon policji i dokończyć ostatnie dziesięć minut meczu w tych niecodziennych warunkach. Tak uważał Waldemar Fornalik na pomeczowej konferencji.

Do podobnej sytuacji doszło w listopadzie zeszłego roku, gdy Olympique Lyon mierzył się na wyjeździe z Saint-Etienne. Znów mówimy o derbach z wyjątkowo dużym ładunkiem emocjonalnym. Goście urządzili sobie niezłe strzelanie, prowadzili już 4:0, a na kilka minut przed końcem spotkania do siatki Saint-Etienne trafił Nabil Fekir. Kapitan „Les Gones” uznał, że zabawnym pomysłem będzie zdjęcie koszulki i śladem Leo Messiego ostentacyjne zademonstrowanie fanom rywali swojego nazwiska. Reakcja fanów odwiecznego rywala Lyonu była do przewidzenia – pamiętajmy ponadto, że trzy poprzednie spotkana derbowe między tymi drużynami odbywały się bez udziału publiczności. Fanatycy Saint-Etienne po golu Fekira przeskoczyli przez płoty i wbiegli na boisko. Sędzia Clement Turpin przerwał mecz, piłkarze zbiegli do szatni, a policjanci i ochroniarze przez ponad pół godziny zaprowadzali porządek na murawie. Mecz ostatecznie po 40 minutach udało się wznowić i dograć do końca. A w międzyczasie Fekir został zdjęty z boiska – trochę w formie kary za swoje zachowanie, ale i też po to, by nie podjudzać dalej fanów gospodarzy.

Reklama

Grać w sobotę chciał też Piast. – Już po sytuacji z paleniem flag i zniszczeniu płotu, po drugiej stronie stadionu w ciągu kilku minut na obiekcie zapanował względy spokój. Kibice wrócili do sektora, a służby ochrony zaproponowały zabezpieczenie dziury w ogrodzeniu swoimi siłami. Według oceny działu bezpieczeństwa oraz ochrony, nie było zagrożenia bezpieczeństwa uczestników imprezy masowej – mówi nam Maciej Smolewski, rzecznik Piasta: – Z naszej strony była wola kontynuowania meczu. Służby ochrony, spiker, a nawet piłkarze robili wszystko, by spotkanie zostało wznowione. Piast chciał, by mecz został dokończony

*

Zadzwoniliśmy też w tej sprawie do Jakuba Szmatuły, który razem z Gerardem Badią poszedł rozmawiać do “młyna” kibiców Piasta.

Z perspektywy trybun i telewizji wydawało się, że ten mecz mógł zostać wznowiony. Kibice po przewróceniu płotu wrócili na trybuny, policja utworzyła szczelny kordon, ale gra nie była kontynuowana. Z boiska też odnieśliście wrażenie, że sytuacja była opanowana?

– No tak. Ja poszedłem z “Badim” pod sektor, żeby porozmawiać z kibicami i oni obiecywali, że już się uspokoją i nie będą robić zamieszania. Wcześniej zachowali się źle, płot padł, ale koniec końców sytuacja wróciła pod kontrolę. Było kilka rozwiązań na taki przypadek, bo albo płot mógł zostać jakoś szybko postawiony, albo policjanci mogliby tę wyrwę zabezpieczać. To wszystko się przedłużyło, policjanci czekali na wytyczne. Zrobiła się szopka z oczekiwania, która chyba przerosła nawet samo wyrwanie płotu. Czekaliśmy na decyzję, która ciągle nie nadchodziła.

Reklama

Wy chcieliście grać, zawodnicy Górnika też?

– Pewnie tak.  Części piłkarzy z Zabrza rozgrzewała się gdzieś z boku, cześć była w korytarzu czy w szatni. Ciężko gdybać, bo nie rozmawiałem z chłopakami. My byliśmy gotowi, by te ostatnie minut dograć. Wiemy, jak wygląda sytuacja w tabeli. To też nie było tak, że cały sektor wbiegł na boisko. Wbiegło kilku wariatów, którzy chyba sami nawet nie wiedzieli gdzie są, bo wydawało się, że byli pod wpływem różnych środków. I nie tylko alkoholu. To były jednostki. Później ten sektor został zabezpieczony, ale widocznie policja uznała, że nie da rady zabezpieczyć meczu. Ja widziałem szansę na grę.

Wydaje się, że kibice sami byli zaskoczeni, że ten płot padł. Stanęli obok niego i chyba sami nie wiedzieli co teraz robić.

– Też tak mi się wydawało. Jasne, były przypadki wbiegnięcia na boisko, ale tak jak powiedziałem – to wariaci, którzy nie bardzo mieli kontakt z rzeczywistością. Dużej krzywdy by nie zrobili. Wiadomo, policja ma swoje procedury i musi zgodnie z nimi postępować. Ale wyszła większa szopka niż faktycznie był tego wart ten incydent. Kibice usiedli, chcieli, byśmy dograli ten mecz do końca.

*

Wydaje się, że największym problemem była w tym przypadku interwencja policji na poziomie murawy. To jej przedstawiciele uznali, że bezpieczeństwo uczestników imprezy masowej nie jest wystarczające.  Już pal licho fakt, że końskie łajno leżało w polu karnym. Ale policjanci ustawili falangi tuż przy linii końcowej boiska, kibice stali naprzeciw nich w sektorach i chyba nikt za bardzo nie wiedział, co z tym fantem zrobić. Z boku wyglądało to tak, jak mówi rzecznik Smolewski – płot padł, kilku gagatków postanowiło pobiegać po murawie, ale po paru minutach sytuacja wydawała się być opanowana. Przykład z Francji pokazuje, że nawet sytuacje trudniejsze (w Saint-Etienne było kilkunastu rannych, w tym dwóch policjantów) można doprowadzić do porządku i rozegrać mecz do końca.

Do oficera gliwickiej policji nie udało się nam dodzwonić, więc zerknęliśmy na ich stronę. Tam policjanci w komunikacie o wydarzeniach z soboty zdają się potwierdzać nasze domysły – priorytetem było dla nich zapewnienie stuprocentowego bezpieczeństwa piłkarzom i kibicom, a dokończenie meczu było dla nich sprawą drugorzędną. I zasadniczo trudno ich za tę postawę ganić – po prostu takie mają procedury. – Dzięki szybkiej i sprawnej akcji śląskich mundurowych na stadionie w Gliwicach nie doszło do eskalacji przemocy. Zatrzymano siedmiu najbardziej agresywnych chuliganów stadionowych, którzy odpowiedzą za swoje czyny. Śląscy stróże prawa zadbali, aby prawdziwi piłkarscy kibice bezpiecznie opuścili stadion i dotarli do swoich domów – czytamy.

W Piaście nie chcą zostawiać tej sprawy samej sobie. W poniedziałek do Warszawy wybrała się delegacja na spotkanie, na którym mają zapaść decyzje dotyczące walkowera na korzyść Górnika. Wszyscy w Gliwicach widzą tabelę i wiedzą, jak te trzy punkty ze starcia z zabrzanami mogą poprawić ich sytuację w walce o utrzymanie. – Nasza sytuacja jest ciężka, jesteśmy na dole tabeli. Prowadzimy w meczu, a tu się, kur…, zrobi wynik 0:3. Kibice oddają punkty rywalowi – mówił po meczu Gerard Badia, który wraz z Jakubem Szmatułą zdołali doprowadzić do tego, że fani wrócili do sektorów.

Ponadto władze Piasta zabrały się już za wyciąganie konsekwencji wobec chuliganów, którzy doprowadzili do przerwania meczu. W sobotę w nocy i w niedzielę trwała identyfikacja osób, które naruszyły przepisy ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. Udało się zidentyfikować 70 osób, z czego 28 jest już rozpoznanych z personaliów. Te osoby na obiekt Piasta już nie wejdą – nałożono na nie zakaz stadionowy. Ponadto klub do końca sezonu zamknął “młyn”, czyli sektory O, P, R i S. A na dodatek wszyscy kibice, którzy zasiedli w sektorach P i R podczas meczu z Górnikiem, nie będą mogli wejść na kolejne trzy spotkania rozgrywane w Gliwicach. Piast chce dać sobie w ten sposób czas, by wyłapać wszystkich chuliganów, którzy doprowadzili do przerwania meczu. Trzymamy kciuki.

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

52 komentarzy

Loading...