Reklama

To już dno, czy wciąż może być jeszcze gorzej?

redakcja

Autor:redakcja

04 marca 2018, 16:48 • 3 min czytania 6 komentarzy

Poniżenie. Hańba. Upadek. Kompromitacja. Arsenal od początku tego roku dba o to, byśmy – nie chcąc wpadać w pułapkę relacji typu kopiuj-wklej – musieli szukać synonimów do kolejnych tragicznych występów drużyny Arsene’a Wengera. Kanonierzy zagrali dziś czternasty mecz w 2018 roku, licząc na dopiero piątą wygraną. A i to ich przerosło.

To już dno, czy wciąż może być jeszcze gorzej?

Wydawało się, że nie powinno być jakoś szczególnie trudno. Owszem, Brighton w ostatnich tygodniach rozpędzał się z każdym strzelonym golem, nie przegrał od sześciu spotkań. Ale to wciąż był zespół, który nie potrafił ograć drużyny z Big Six. Ba, przegrał każdy z tych meczów. 0:2 z City, 0:2 z Arsenalem, 0:1 z United, 1:5 z Liverpoolem, 0:2 z Tottenhamem, 0:2 i 0:4 z Chelsea. Podjąć walkę z zespołami spoza ścisłej czołówki? Żaden problem. Zrobić to z kimś z topu – niewykonalne.

Aż do dziś, kiedy udało się Brighton zgarnąć nie punkt, a pełną pulę. Co nakazuje zadać pytanie, czy Arsenal to wciąż czołówka Premier League? Czy przypadkiem nie dopadł go peleton? Fakty są takie, że do 5. Chelsea Kanonierzy tracą osiem punktów, a nad 7. Burnley mają już tylko pięć oczek przewagi. W ostatnich pięciu ligowych starciach tylko osadzony na dobre na dnie tabeli West Brom oraz przetrzebione kontuzjami Crystal Palace punktowało gorzej od zespołu z The Emirates.

Gdybyście oglądali dzisiejsze spotkanie, nie mając pojęcia, który zespół to beniaminek, a który to ten grający do niedawna rok w rok w Champions League, przez pierwsze dwa kwadranse nie bylibyście w stanie tego właściwie ocenić. Na tablicy wyników 2:0, w strzałach 8:2 dla Brightonu, w uderzeniach celnych – 4:0. Kanonierzy przewagę mieli tylko w posiadaniu piłki, ale konkretni byli jak kibice Piasta po wyłamaniu ogrodzenia. Mewy zaś szły jak po swoje, stwarzając sobie raz za razem okazje do pokonania Petra Cecha. Bo pierwsze pół godziny to nie tylko gole Dunka po rzucie rożnym i Murraya po perfekcyjnej wrzutce Grossa, ale i groźne uderzenie zza pola karnego ruchliwego Izquierdo czy fantastyczna kombinacja Knockaerta z Grossem, zakończona strzałem tego pierwszego zatrzymanym nogą przez Cecha.

Dopiero później nieco się pozmieniało. Trudno ocenić, czy to Chris Hughton wydał dyspozycję, by dalszą część meczu grać w niskim pressingu, by nie tracić tyle sił na bieganie za Arsenalem na jego połowie, czy zawodnicy Mew sami byli tak zaskoczeni prowadzeniem 2:0 i znakomitą grą z przodu, że aż się wystraszyli, że to nie dzieje się naprawdę. Że Kanonierzy zaraz wrzucą dwójkę, potem trójkę…

Reklama

Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Arsenal bił głową w mur. Strzelił co prawda kontaktowego gola tuż przed przerwą, ale nie potrafił pójść za ciosem. Sama bramka zresztą też była mocno przypadkowa, bo nim świetnie do Aubameyanga podał Xhaka, piłka w niezrozumiały sposób wylądowała po nieudanym wybiciu Dunka pod nogami Iwobiego. Chaotycznego, grającego dziś kompletnie bez głowy, ale w tej sytuacji – odpowiedzialnego za asystę drugiego stopnia.

Auba faktycznie, strzelił, ale – cytując klasyka – co z tego, że strzelił? Arsenal siadł na piłkarzach Brighton od początku drugiej części gry, dając tylko sporadycznie sytuacje do kontry (które często hamował Glenn Murray, zdecydowanie za wolny, by wykorzystać świetne prostopadłe piłki za linię obrony). Ale przy tym nie potrafił się przebić. Matthew Ryan specjalnie napocić się przy tym wszystkim nie musiał, pewnie spodziewał się znacznie więcej roboty, niż faktycznie dziś dostał. Dość powiedzieć, że mimo tej wizualnej dominacji, to Mewy mogły strzelić czwartego gola w całym spotkaniu – gdy Izquierdo, Gross i Murray rozklepali obronę Kanonierów, kończąc kombinację golem ostatniego. Niestety, okazało się, że najładniejsza akcja meczu została unieważniona przez niewielkiego, ale jednak, spalonego Kolumbijczyka.

Efekt? Arsenal przegrywa ósmy mecz w tym roku i ósmy wyjazd w tym sezonie Premier League. Wydaje się, że sięgnął dna, ale tak wydawało się w tym sezonie już wiele razy. A Kanonierzy nie raz i nie dwa udowadniali, że potrafią zejść jeszcze niżej.

Brighton – Arsenal 2:1

Dunk 7’, Murray 26’ – Aubameyang 43’

fot. NewsPix.pl

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
3
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
4
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Anglia

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
5
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

6 komentarzy

Loading...