Reklama

Kontrowersja posadę VARta?

redakcja

Autor:redakcja

28 lutego 2018, 22:58 • 3 min czytania 132 komentarzy

Kamil Jóźwiak zagrywa zawiesinkę przed pole karne do Nikoli Vujadinovicia. Ten zgrywa piłkę w pole karne, tam dopada do niej Christian Gytkjaer. Duńczyk natychmiast podejmuje decyzję o strzale na bramkę. Rozbrzmiewa jednak gwizdek. Spalony. Chwilę później rozbrzmiewa jednak również głos w słuchawce Bartosza Frankowskiego, który mówi mu, że gola Gytkjaera należy uznać.

Kontrowersja posadę VARta?

Kto wie, czy ta decyzja nie wpłynie na losy całego sezonu. Decyzja niezwykle kontrowersyjna, bo raz, że istnieje możliwość, żę asystujący Vujadinović wracał ze spalonego (Frankowski nie sprawdził powtórki, tylko po konsultacji uznał gola), który powinien dyskwalifikować wszystko, co stało się później. A dwa, że sędzia mógł gwizdnąć – i tak się wydaje, że zrobił – w tej krótkiej chwili po strzale Gytkjaera, a jeszcze zanim piłka przekroczyła linię bramkową. Czyli zamiast zaczekać dosłownie kilka sekund, przerwał grę jeszcze nim padł gol. I nie chodzi tu wyłącznie o punkty, choć te przybliżają Lecha do Legii na dwa „oczka” i do Jagiellonii na pięć. Chodzi też o osobę trenera Lecha, Nenada Bjelicę, którego ta wygrana może uchronić od zwolnienia, przynajmniej jeszcze na jakiś czas.

A na to, by jego sytuacja uległa poprawie, dziś się bardzo długo nie zanosiło. W pierwszej połowie Lech na boisku nie istniał. Gdybyście spytali nas, kogo z Kolejorza wyróżnilibyśmy po pierwszych trzech kwadransach, utkwilibyśmy wzrok w suficie i liczyli, że sami się domyślicie. Nikt, kompletnie nikt nie dawał z przodu nadziei na to, że Lecha stać na coś więcej niż 0:0. A że w defensywie zdarzały się takie klopsy, jak dopuszczenie w piątce Lecha do wygrania górnej piłki przez Picha (173 cm wzrostu), trudno było wierzyć nawet w to. Słusznie w przerwie Bartek Ignacik zagaił Arkadiusza Piecha o to, że Śląsk wcale nie wygląda jak zespół o tak tragicznych statystykach na wyjazdach. Bo choć zwykle wizyty w gościach działały na wrocławian fatalnie, tak dziś prezentowali się w kwestii pomysłu na grę o niebo lepiej od gospodarzy.

Ci obudzili się dopiero po przerwie. I to od razu w bardzo widoczny sposób, gdy wrzutkę Gumnego, zbitą za siebie przez Celebana, wykańczał strzałem na bramkę Radut. Raz jeszcze – jak w meczu z Górnikiem – Jakub Słowik pokazał jednak, że jest w świetnej formie. I że ma farta, bo Rumun mógł strzelać, gdzie tylko chciał, a trafił w nogę golkipera Śląska.

Zamiast jednak pójść za ciosem, Lech znów zabrał się za usypianie/frustrowanie (skreśl niepotrzebne) swoich kibiców, z tą różnicą, że co jakiś czas przeprowadził akcję mającą namiastki sytuacji bramkowej. Jak wtedy, gdy Gytkjaera w ostatniej chwili blokował Tarasovs czy gdy zakotłowało się w piątce Śląska po rzucie rożnym Lecha.

Reklama

Również po stałym fragmencie przyszedł też długo wyczekiwany gol. I choć za strzelanie głową spośród dwóch nowych napastników Lecha miał odpowiadać Elvir Koljić, to debiutanckiego gola tą częścią ciała zaliczył Ołeksij Chobłenko. Który zresztą Koljicia zmienił po kwadranse gry, gdy Bośniak przegrał z urazem.

Game over? Nic z tego. O tym, że ma w Poznaniu rachunku do wyrównania przypomniał sobie Marcin Robak, którego sam na sam wyprowadził genialnym zagraniem, jednym z niewielu w tym sezonie, Kamil Vacek. Który zresztą swego czasu miał wylądować w Lechu, zachwycając decydentów Kolejorza właśnie takimi podaniami, jak to do kolegi z ataku.

Co stało się chwilę później, gdy wydawało się już, że Robak zostanie katem Nenada Bjelicy, tego samego, z którym nie potrafił się dogadać w Lechu, to już wiecie. Chorwat w Poznaniu wciąż wisi oczywiście na niesamowicie cienkim włosku, ale wydaje się, że dziś VAR – ten sam VAR, którego był tak gorącym przeciwnikiem – uratował mu posadę.

Życie bywa przewrotna, prawda panie Nenadzie?

[event_results 419039]

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Komentarze

132 komentarzy

Loading...