Mateusz Matras uwolnił się od Lechii Gdańsk. Piłkarz, który nie został zgłoszony przez klub do rozgrywek wylądował w Zagłębiu Lubin na zasadzie transferu definitywnego. Kontrakt będzie obowiązywał do czerwca 2020.
Jaki był to epizod Matrasa w Lechii Gdańsk? Gdybyśmy mieli opisać go jednym słowem, użylibyśmy słowa – dziwny. Dziwny, bo pół roku temu przychodził do klubu z mianem jednego z najlepszych defensywnych pomocników w lidze, przebywając jednocześnie drogę od jednego z bardziej niedocenionych piłkarzy w lidze, do jednego z bardziej rozchwytywanych. Latem miał swoją kartę zawodnika na ręku i mógł przebierać w ofertach. Poza Legią chciała go cała ligowa czołówka – ostatecznie wybrał Lechię.
I wówczas był to wybór bardzo logiczny. Coś się jednak niespodziewanie skiepściło.
W pierwszych siedmiu kolejkach zagrał sześć razy w pierwszym składzie, grał nieźle, a potem kompletnie zniknął, gdyż Lechia wolała uparcie stawiać na Łukasika. Matrasowi jasno dano w Gdańsku do zrozumienia, że z tej mąki chleba już nie będzie. Nie pojechał zimą z Lechią na obóz, co więcej – nie został nawet zgłoszony do rundy wiosennej rozgrywek ekstraklasy.
Czy w Zagłębiu będzie miał więcej szans na grę? Oczywiście, że tak. Z dwóch powodów – bo jest w stanie zagrać na stoperze, gdzie po odejściu Jacha Zagłębie wciąż nie skołowało sensownej alternatywy (póki co rozwiązaniem jest przejście z trójki stoperów na dwójkę). Po drugie – bo żaden z trójki defensywnych pomocników Matuszczyk/Jagiełło/Tosik nie ma w Lubinie takiej pozycji, by uważać, że jest nie do wygryzienia.
Fot. FotoPyk