Reklama

Że 0:0 może być atrakcyjne, udowodniły Cracovia i Legia. Że nie musi – Piast z Wisłą

redakcja

Autor:redakcja

25 lutego 2018, 18:29 • 3 min czytania 17 komentarzy

Gdy dwa zespoły grają tak, jak wczoraj o 20:30, jesteśmy w stanie wybaczyć wiele. Nawet brak goli przez półtorej godziny gry. Kiedy można docenić inne piłkarskie walory, tempo jest wysokie, a walce o każdy centymetr boiska towarzyszy gros sytuacji bramkowych – dajemy okejkę. Ale gdy 0:0 wygląda tak jak to dzisiejsze Piasta z Wisłą Kraków, możemy tylko – jak cezar w Koloseum – skierować kciuk w dół. A potem zapić i zapomnieć.

Że 0:0 może być atrakcyjne, udowodniły Cracovia i Legia. Że nie musi – Piast z Wisłą

Wiecie, to też nie tak, że mecz w Gliwicach był tak kaszaniasty, jak wczorajszy klasyk o prymat w gminie Żabno. Gdyby ktoś się postarał, byłby w stanie skleić kilkunasto-, może nawet kilkudziesięciosekundowy skrót, podczas którego dałoby się nie umrzeć z nudów. Rzecz w tym, że pomiędzy tymi krótkimi momentami, kiedy zapachniało golem, było po prostu słabo.

I to często tam, gdzie byśmy się nie spodziewali. Maciej Sadlok od jakiegoś czasu uchodzi przecież za czołowego bocznego defensora naszej ligi, a dziś niemal każda groźna akcja Piasta szła jego stroną. Występ podsumował jeszcze przyjęciem w aut, gdy próbował opanować piłkę po przerzucie kolegi z drugiej strony boiska.

Bardzo przeciętnie wyglądał dziś też Carlitos, jesienią w wielu meczach udowadniający, że jest czołowym piłkarzem naszej ligi, jednym z najlepszych, jacy w ostatnich latach do niej trafili. Do jedynej sytuacji strzeleckiej doszedł w drugiej połowie, gdy jego strzał zatrzymywać musiał Szmatuła, ale wcześniej dawał się przestawiać Czerwińskiemu dokładnie tak, jak świetny dziś stoper Piasta chciał. Zamiast tańca z piłką zobaczyliśmy więc rozkładane szeroko z frustracji ramiona i uwagi do pracy sędziego.

A fałszujących śpiewaków było dziś na boisku znacznie więcej. Boguski bezbarwny i podejmujący wiele złych decyzji, jak zresztą wielokrotnie w tym sezonie. Szczepaniak kompletnie nierozumiejący zasady spalonego, łapany przez wysoko ustawioną defensywę Wisły na ofsajdzie raz za razem. Niczym nie wyróżnił się Żivec, wiele razy wątpliwej jakości zagrania prezentował Hateley, groźniejszy od Angielskiego dla Buchalika byłby dziś pewnie rzucony przez jednego z kolegów bidon.

Reklama

Bramkarzowi Wisły trzeba jednak oddać, że końcowe 0:0 to w dużej mierze jego zasługa. Tak jak Czerwiński, którego wyróżniamy tytułem gracza meczu, zagrał całe spotkanie na równym, wysokim poziomie, tak on wspiął się na wyżyny, gdy koledzy przy wrzutce z rogu nie pokryli na dalszym słupku Koruna. Obrona przy strzale Słoweńca z powietrza – palce lizać.

Piast swoją okazję na rozstrzygnięcie losów meczu miał jeszcze w ostatniej minucie, gdy Papadopulos dostał świetną piłkę za linię obrony i wszystko wskazywało na to, że mając kilka metrów przewagi nad defensorami rywali, wyjdzie sam na sam i poważnie sprawdzi Buchalika. I pewnie tak też by zrobił, gdyby nie to, że pędząc na bramkę w najlepszym momencie osiągnął prędkość 60-letniej pani Basi, którą znacie ze swojej osiedlowej poczty. Po paru metrach… ekhem… „sprintu” jasne stało się, że obrońcy Wisły jednak go dopadną, więc postanowił ugrać maksa, na jaki pozwalały mu umiejętności. Zastawił się przed Arseniciem tak, że ten sfaulował go na czerwoną kartkę tuż przed linią pola karnego. Wolnego jednak Piast na gola zamienić nie potrafił – Vassiljev nie zdecydował się na strzał, a Hateley zrobił to w beznadziejnym stylu.

Skończyło się więc na trzecim w tej kolejce 0:0. I dobrze, że się skończyło.

[event_results 418016]

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

17 komentarzy

Loading...