Reklama

Moim priorytetem jest regularna gra, nie kurczowe trzymanie się ekstraklasy

redakcja

Autor:redakcja

24 lutego 2018, 14:12 • 15 min czytania 3 komentarze

Jak mu się gra ze śrubą w nodze? Czy ma żal do trenera Probierza? Jaki przypadek sprawił, że trafił do pierwszej drużyny Cracovii? Jak zareagował na pochwałę Zbigniewa Bońka? Dlaczego nie udało mu się w Holandii? Jaki klub holenderski chciał go mieć w swoich szeregach? Co jest jego największym problemem? Dlaczego trudniej zostać hokeistą niż piłkarzem? Kto jego zdaniem zdobędzie mistrzostwo NHL? O tym wszystkim w rozmowie z Sebastianem Stebleckim.

Moim priorytetem jest regularna gra, nie kurczowe trzymanie się ekstraklasy

Jak zdrowie?

Właściwie zapomniałem już o złamaniu, bo nie doskwiera mi żaden ból w trakcie treningów. Została jedynie śruba w nodze, ale nie odczuwam jej obecności. Czyli mogę powiedzieć, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Pechowo nabawiłeś się tego urazu.

Pierwszy dzień przygotowań i zaraz taka kontuzja. Nabawiłem się tego urazu w trakcie biegu. Było nierówno, a ja krzywo stanąłem i stało się, niestety. Początkowo nie spodziewałem się, że będzie aż tak poważna diagnoza. W pierwszym momencie myślałem, że wypadnę maksymalnie na dwa tygodnie i zaraz wrócę. Co prawda ból odczuwałem od początku, ale nie był wyjątkowo mocny. Dopiero z biegiem czasu narastał, a badania nie pozostawiły wątpliwości – pęknięta kość śródstopia. Wcześniej nie miałem tak poważnej kontuzji, dlatego trudno było się przyzwyczaić do sytuacji, w której mówiono mi, że wrócę za tydzień do treningów, a po siedmiu dniach okazywało się, iż jednak jeszcze nie mogę.

Reklama

Wróciłeś do trenowania wcześniej, niż początkowo zakładali lekarze.

Książkowo przy tego typu urazie musiałbym odpoczywać cztery miesiące, a wróciłem do trenowania trochę szybciej. Jednak zrost kostny – według tego, co mówili mi wszyscy lekarze – trwa pół roku. Więc pierwsze dwa, trzy miesiące, gdy wróciłem do grania, musiałem uważać, bo kość na pewno nie była zrośnięta do końca. Decyzja o moim powrocie do treningów była jednak konsultowana z kilkoma lekarzami. Żaden nie widział przeciwskazań.

Być może ten szybszy powrót był spowodowany tym, że użyto śruby Herberta, bo ona pozwoliła ustabilizować kość. Później należało przejść rehabilitację, którą odbyłem w Cracovii. Prowadził mnie fizjoterapeuta klubowy, używał specjalnej maszyny Winback. Była bardzo pomocna w regeneracji i szybszym gojeniu ran.

Straciłeś przygotowania i początek sezonu. Później nie dostałeś już szansy od trenera Probierza. Masz do niego o to żal?

Nie mam żalu. Mógłbym mieć jedynie do siebie, że nie zrobiłem czegoś więcej. Zaangażowania sobie nie odmówię, bo zawsze walczę na każdym treningu. Jednak na pewno było coś, co mogłem zrobić lepiej. Zawsze są takie aspekty, które można poprawić. Każdy walczy o pierwszy skład, a trener decyduje i taka jest jego rola. Oczywiście było mi ciężko, że nie grałem, bo jestem ambitny. Jednak teraz już o tym nie myślę, ponieważ jestem w nowym miejscu i czekam na nowe rozdanie.

Ambicja i zapał były ważne w twoich początkach. W drużynach juniorskich Cracovii nie wyróżniałeś się, a szansę dostałeś przez przypadek.

Reklama

Jak mam być szczery, to w moim roczniku, 1992, było wielu wspaniałych chłopaków, którzy mieli większy talent do gry w piłkę ode mnie. Na przykład Kuba Świerczok, Konrad Wieczorek i Marcin Biernat. Kuba zawsze błyszczał w drużynach juniorskich. Konrad Wieczorek i Marcin Biernat podobnie, bo też byli w tej grupie najlepszych. Po prostu było widać, że mają papiery na granie. Jestem pewny, że Marcin niebawem będzie grał w ekstraklasie, bo tam jest jego miejsce. Nazwisk już sobie nie przypomnę, ale było znacznie więcej utalentowanych chłopaków, bo grali w CLJ, reprezentacjach kraju, a ja w tym wszystkim nie brałem udziału. Byłem w drugiej drużynie juniorów, w której trenerem był Grzegorz Trela. Świetny szkoleniowiec, który wszystkim pomagał. Jestem mu bardzo wdzięczny za wszystko, bo podał mi rękę w najważniejszym momencie mojej kariery. Zresztą nie tylko mnie, bo także wielu innym zawodnikom.

W drugiej drużynie juniorów byłem dwa sezony. Później było przesunięcie roczników. Cześć piłkarzy trafiła do Młodej Ekstraklasy, a ja do juniora starszego, którym dowodził trener Owca. Bardzo szybko na mnie postawił i zostałem kapitanem drużyny. Strzelałem bramki, asystowałem i rozegrałem pełny sezon. Zostałem przesunięty do Młodej Ekstraklasy, w której zaliczyłem udany debiut, bo okraszony bramką. Trenowałem tam jakieś trzy tygodnie i zostałem przesunięty do pierwszej drużyny.

Wówczas pierwszą drużynę trenował Jurij Szatałow.

Zgadza się, ale warto dodać, że nie spodziewałem się, iż trafię do pierwszej drużyny tak szybko. Było tak, że seniorzy potrzebowali jednego piłkarza na ofensywną pozycję. Zadzwonili więc do trenera Owcy, by przysłał kogoś z Młodej Ekstraklasy. Wybrał mnie i pojechałem na trening. Chyba wypadłem całkiem nieźle, bo na drugi dzień poszedłem na trening Młodej Ekstraklasy, a tam chłopaki śmiali się, że wyróżnienie dostałem na jeden dzień. Jednak po chwili wszedł ktoś ze sztabu pierwszej drużyny i powiedział, że mam się pakować, gdyż teraz już będę ćwiczył z nimi.

Debiutowałeś u Szatałowa, ale zaistniałeś u Stawowego.

Debiutowałem w meczu z Piastem Gliwice w Pucharze Polski, ale ten mecz oficjalnie chyba nie jest liczony. Kibice rzucili wtedy petardę, która wybuchła obok sędziego. Mecz został przerwany i był walkower. Trochę szkoda, bo prowadziliśmy 1:0. Po tym meczu trener Szatałow został zwolniony, a jego miejsce zajął trener Pasieka. Nie grałem w meczach oficjalnych, ale trenowałem cały czas z drużyną. Następnie przyszedł trener Kafarski, który szybko dał mi szansę. Zacząłem wówczas trochę grać i zaliczyłem nawet pierwszą bramkę i asystę. Tamten sezon, dla nas jako drużyny, nie był jednak najlepszy, bo spadliśmy do I ligi. Kafarskiego zwolnili, a jego miejsce zajął Stawowy, u którego faktycznie zacząłem grać już znacznie więcej.

Pilka nozna. Ekstraklasa. Wisla Plock - Cracovia Krakow. 13.05.2017

Trener Stawowy wierzył w ciebie, bo często pochlebnie wypowiadał się o twojej grze.

Zgadza się, ale nie tylko o mnie. W szatni rozmawialiśmy nawet, że trener jest kimś w rodzaju ojca. Nawet piłkarze rezerwowi czuli się u niego bardzo dobrze. Było tak, ponieważ trener miał bardzo dobry kontakt z każdym zawodnikiem. Zawsze starał się porozmawiać, gdy był jakiś problem.

No dobra, ale Zbigniew Boniek już o każdym dobrze nie mówi. O tobie powiedział: „Steblecki potrafi minąć po dwóch, trzech zawodników i choć na razie nic z tego nie wynika, bo nie strzelił jeszcze ani jednej bramki, to widać, że ten chłopak ma potencjał”. Po takich słowach wiele osób zaczęło się uważniej przyglądać twojej grze. Odczuwałeś większą presję?

Dziennikarze pytali, jak się z tym czuję, ale bez przesady. Byłem w pozytywnym szoku i zaskoczeniu, że prezes tak powiedział, ale nic poza tym. Od tamtych słów minęło już kilka lat i teraz jesteśmy w zupełnie innych realiach.

Stawowy mówił, że na treningach strzelasz sporo bramek, ale w trakcie meczów było już gorzej. Jak oceniasz swoje dotychczasowe liczby?

Mistrz marnowania sytuacji (śmiech). Po sezonie u trenera Stawowego, w którym grałem sporo, sam sobie mówiłem, że marnuję ich za dużo. Trzeba sobie powiedzieć wprost, że miałem osiem patelni, a nie trafiałem. Asyst też mogło być więcej, ale koledzy mieli pecha przy wykańczaniu. Albo słupek, albo poprzeczka, albo bramkarz fenomenalnie obronił. Gdy podawałem do kogoś, a on zagrał dalej, raczej gol już wpadał. Oczywiście nie chcę się doszukiwać w tym drugiego dna, bo na pewno mogłem być lepszy, ale trochę szczęścia chyba też zabrakło.

Problemem są też minuty, a raczej ich mała liczba. Jedynie w sezonie 2013/2014 rozegrałeś ich ponad 2000 w ekstraklasie.

Bez wątpienia jest jakiś problem z regularnością. Oczywistym jest, że każdy piłkarz potrzebuje minut, by złapać najwyższą formę. U mnie było z tym różnie, niestety. Gdy trenerem był Stawowy, grałem regularnie, ale w końcówce sezonu przejął nas Hajdo i uratowaliśmy sezon w ostatniej chwili. Później przyszedł trener Podoliński i zacząłem u niego na ławce. Po pięciu kolejkach przyszła oferta z Holandii i zdecydowałem się na nią. Chciałem się rozwijać i pójść do przodu. Liczyłem się jednak z tym, że może być trudniej i będzie trzeba się zaadaptować w nowym miejscu.

Miałeś problem z językiem?

Nie miałem problemu z komunikacją, bo większość osób mówiła po angielsku, a powiem nieskromnie, że całkiem dobrze mówię w tym języku. Po czasie nauczyłem się trochę niderlandzkiego i zaczynałem mówić także w tym języku. Ogólnie z komunikacją i adaptacją nie było problemu, ale miałem problem z grą, o którym wcześniej wspomniałeś.

Pierwszy sezon był trudny, by przebić się do pierwszego składu, bo początkowo szło nam bardzo dobrze. Byliśmy nawet na trzecim miejscu w tabeli. Zacząłem grać dopiero w końcówce i trener powiedział mi wtedy, że kolejny sezon będzie należał do mnie. Mówił mi, że zacząłem łapać, o co chodzi, i na pewno dostanę wiele szans. Skończyło się tak, że sezon się zaczął, a ja nie podnosiłem się z ławki albo trybun. Pod koniec rundy zacząłem wszystko analizować i doszedłem do wniosku, że nie mogę sobie pozwolić, by nie grać przez rok.

Demotywujący chyba był też fakt, że strzelasz z Ajaksem i lądujesz w jedenastce kolejki według „The Telegraph”, a w następnym meczu i tak nie podnosisz się z ławki rezerwowych.

Nie rozumiałem tego. Na pewno nie było tak, że nagle po tym meczu odbiło mi i miałem wszystko w dupie. Było właśnie odwrotnie, bo poczułem, że teraz jest moja szansa i dokręciłem jeszcze śrubę. Cały tydzień trenowałem w pierwszym składzie, a w piątek trener przyszedł do mnie i powiedział, że jednak z Utrechtem usiądę na ławce rezerwowych, bo on potrzebuje innych rozwiązań taktycznych. Co miałem zrobić? Powiedzieć, że ja muszę grać? Uszanowałem decyzję, ale nie mogłem się z nią pogodzić.

Henk de Jong miał mocną pozycję w klubie?

Ten trener wprowadził drużynę do Eredivisie i miał duże zaufanie zarządu. Kibice również stali za nim murem, dlatego trudno było liczyć na zmianę szkoleniowca. Ogólnie tam panowały dość specyficzne warunki. Już pierwsza rozmowa pokazała, że twardo stąpają po ziemi, bo od razu mi powiedzieli, że nie będziemy walczyć o podium, ale miejsce w środku tabeli. A przecież, gdy tam przychodziłem, byliśmy na trzecim miejscu.

Pytam, bo zastanawiam się, czy rozważałeś jednak, by dłużej powalczyć w Cambuur?

Starałem się jak najdłużej tam zostać, bo wiele osób mówiło mi, że jeśli wyjedzie się za granicę, trzeba starać się, by zostać tam jak najdłużej. Wydaje mi się, że z Holandii jest większa szansa, aby przedostać się do lepszego klubu albo reprezentacji. Choć nie traktowałem też powrotu do Polski jako wielkiego zjazdu, bo przejście do Górnika było dla mnie kolejną szansą.

Miałeś oferty z innych krajów niż Polska?

Po zakończeniu mojego pierwszego sezonu w SC Cambuur dostałem telefon, że chętnie wypożyczy mnie FC Emmen, czyli drużyna pierwszoligowa. Propozycja nadeszła od dyrektora sportowego, który ściągnął mnie do Cambuur, a później przeniósł się właśnie tam. Powiedział mi, że wierzy we mnie i na pewno będę dostawał tam więcej szans, ale zdecydowałem, że nie skorzystam, bo w Cambuur też miałem grać więcej w moim drugim sezonie.

Ostatecznie znalazłeś się w Górniku Zabrze, który spadł do I ligi, ale bez ciebie, bo przeniosłeś się do Cracovii. Można powiedzieć, że oszukałeś przeznaczenie tylko na chwilę, ponieważ niebawem znowu zagrasz na zapleczu ekstraklasy. Traktujesz Chojniczankę jako trampolinę czy drużynę, z którą wrócisz do ekstraklasy?

Czasami warto zrobić jeden krok do tyłu, by później wykonać dwa do przodu. Chcę pomóc drużynie w realizacji celu, a przy tym osiągnąć swój. Widzę na każdym treningu, że trafiłem w dobre miejsce. Tutaj wszyscy są bardzo pracowici i ambitni. Do tego Chojnice są malutkim i bardzo cichym miasteczkiem, a chyba właśnie tego teraz potrzebowałem. Można się wyciszyć i skupić w pełni na piłce.

Pilka nozna. Ekstraklasa. Legia Warszawa - Gornik Zabrze. 05.03.2016

Myślisz, że trener Probierz dał ci dobre referencje? Bo na pewno trener Brede zadzwonił do niego i zapytał o ciebie.

Rozmawiałem z trenerem Probierzem, gdy zdecydowałem się odejść, i powiedział mi wtedy, że nie będzie mi robił złej opinii. To, że nie zdołałem przekonać do siebie trenera Probierza, nie znaczy, iż trener Probierz nie szanuje mnie jako zawodnika. Obserwując go przez ostatnie pół roku, zauważyłem jego profesjonalne i uczciwie podejście do każdego piłkarza. A sam fakt, że znalazłem się w Chojnicach, pokazuje, iż trener nie zrobił mi złego PR-u, bo inaczej pewnie by mnie tutaj nie było.

Konsultujesz się z ojcem odnośnie do swoich wyborów, jeśli chodzi o karierę?

Dobrałeś dobre słowo. Oczywiście konsultuję się z nim, bo zawsze warto posłuchać osoby, która siedziała w sporcie. Jednak na końcu zawsze sam podejmuję decyzję. W przypadku transferu do Chojniczanki mówił, że mam przyjść tutaj, jeśli faktycznie we mnie wierzą. Pomóc im w awansie, a przy okazji sobie, by znowu rozpędzić karierę. Z drugiej strony, co miał mi powiedzieć? Ojciec jest moim najwierniejszym fanem i zawsze wierzy, że sobie poradzę.

Powalcz synu w Cracovii i trzymaj się ekstraklasy, bo jak teraz zejdziesz poziom niżej, trudno będzie wrócić.

Oczywiście mógłbym się trzymać ekstraklasy, bo miałem jeszcze pół roku kontraktu, ale po co? Mówiłbym, że gram w ekstraklasie i mam lepsze zarobki, ale co z tego? Nie byłbym szczęśliwy, bo bym nie grał. Moim priorytetem jest regularna gra, a nie kurczowe trzymanie się ekstraklasy.

W domu częściej rozmawiacie o piłce czy hokeju?

Zdarza się, że rozmawiamy o hokeju, ponieważ bardzo interesuję się NHL. Mam w telefonie aplikację NHL i cały czas czytam różne newsy, a tym samym jestem na bieżąco. Tata trochę mniej, ale on ma większą wiedzę o polskim hokeju. Wymieniamy się często informacjami i opiniami.

Kiedyś trochę interesowałem się NHL, ale ostatnie lata zaprzestałem. Przed rozmową spojrzałem w tabelę, a tam w konferencji zachodniej lideruje Vegas Golden Knights. Skąd wzięła się ta drużyna?

Przed startem tego sezonu był tzw. Expansion Draft, w trakcie którego stworzyli nową drużynę. Chodzi o to, że docelowo w NHL mają być 32 drużyny, czyli dwie konferencje po 16 drużyn. Przed tym sezonem w konferencji zachodniej było 14 drużyn, a we wschodniej 16. Dzięki stworzeniu Vegas Golden Knights ten stosunek wynosi już 15 do 16. Niedługo powstanie więc kolejny klub. Niedawno czytałem, że siedzibę ma mieć w Seattle.

Vegas Golden Knights tak dobrze sobie radzi, ponieważ trafili tam świetni zawodnicy z innych drużyn. Jest James Neal, który wiele lat grał w Pittsburghu i Nashville. W bramce legendarny Fleury, a poza tym świetny Karlsson. Po prostu pozabierano dobrych zawodników z kilku drużyn i idzie im doskonale.

Kibicujesz Chicago Blackhawks?

Kibicuję, ponieważ mam w Chicago rodzinę. Od dziecka dostawałem wiele gadżetów związanych z tą drużyną albo Chicago Bulls. Jednak zawsze bliżej mi było do hokeja. W tym sezonie idzie im jednak kiepsko, bo trochę osłabili skład. Kluczowi zawodnicy również mają zniżkę formy, bo Jonathan Toews i Patrick Kane grają poniżej oczekiwań. Na początku sezonu dziwnej kontuzji doznał legendarny Marian Hossa, a to bardzo duża strata. Obecnie musi mieć rok przerwy, bo gdy zakładał kombinezon do gry w hokeja, robiły mu się jakieś odparzenia na ciele. Chodziło tam chyba o własny pot, na który ma alergię.

Porażka Chicago w play-offach była dużym szokiem w poprzednim sezonie?

Zdecydowanie, bo Nashville po sezonie regularnym było na ósmym miejscu. Ludzie byli więc w dużym szoku, ponieważ skończyło się 4:0. Naprawdę rzadko zdarza się taki wynik na korzyść słabszej ekipy, gdy gra najlepsza drużyna sezonu regularnego z ostatnią.

Kto w tym sezonie zdobędzie mistrzostwo NHL?

Powiem szczerze, że w tej chwili stawiałbym na Tampa Bay Lighting. Grają niezwykle regularnie, a ich siłą jest pierwszy atak, bo mają Namiestnikowa, Stamkosa i Kuczerowa. Ta trójka potrafi zdziałać cuda i wydaje mi się, że obecnie nie ma lepszego trio w NHL. Kuczerow rozgrywa fenomenalny sezon, co zresztą potwierdza się w liczbach. Vegas Golden jest dużym zaskoczeniem, ale oni raczej odpadną w play-offach. Ten zespół jest zbyt młody, dlatego prawdziwym sprawdzianem będą dla niego play-offy, w których nie wróżę mu sukcesu. Zazwyczaj ludzie myślą, że drużyna, której dobrze idzie w sezonie regularnym, później jest głównym faworytem do wygrania Pucharu Stanleya, a tak nie jest… W NHL są drużyny, które w sezonie zasadniczym celowo oszczędzają siły, a formę budują właśnie na fazę pucharową.

W NHL ogólnie wszystko szybko się zmienia. Najlepszym przykładem jest tutaj Edmonton Oilers, które dwa sezony temu było bardzo słabe, a sezon temu było na trzecim miejscu w konferencji wschodniej. W fazie pucharowej grało dobrze, ale odpadło z Washingtonem. Minęło pół roku, a teraz znowu jest w strasznym dołku.

Zarywasz nocki, by oglądać hokeja?

Jeśli mam wolne zimą, zdarza mi się zarwać nockę. Czasami nawet, by obejrzeć jedną tercję. Zdarzają się mecze o 19:00 i wtedy już prędzej, ale ogólnie ciężko z tym.

Byłeś na NHL?

Byłem dwa razy na moim Chicago i bardzo mi się podobało. Na NBA też byłem, ale tam jest inna atmosfera, zdecydowanie mniejsze show. Hokej ogólnie jest najbardziej widowiskową dyscypliną sportu. Cały czas coś się dzieje i właściwie w każdej sekundzie są duże emocje. Hokej jest połączeniem fizyczności, techniki i szybkości. Wybitny hokeista musi być szybki, zwinny, dobry technicznie, a do tego musi mieć siłę, dlatego bardzo ich podziwiam.

Trudniej zostać hokeistą czy piłkarzem?

Wiem, jak trenują piłkarze i hokeiści. W hokeju jest trudno, bo tam czasami dwa miesiące trenuje się siłę i wytrzymałość. Zero grania i przyjemności, a w piłce nie ma takich rzeczy. Choć nie chciałbym oceniać jednoznacznie, ponieważ w oba sporty trzeba włożyć sporo zdrowia i zaangażowania.

Jak oceniasz stan polskiego hokeja?

Reprezentacja robi bardzo dobrą robotę i widać progres. Brakuje nam jednak klasowych dwóch, trzech hokeistów, którzy graliby za granicą. Nie jest więc źle, ale pamiętajmy, że podstawą jest szkolenie. A to trochę kuleje i na pewno jest co poprawiać. Jeśli chodzi o ligę, to problemem jest fakt, że mamy tylko 3-4 zespoły, które potrafią dobrze grać, a reszta jest daleko za nimi. Brakuje rywalizacji. Chciałbym jednak podkreślić, że nie uważam się za eksperta. Rozmawiam jednak z zawodnikami i ludźmi związanymi z polskim hokejem i dlatego wyrobiłem sobie takie zdanie na ten temat.

Myślałeś kiedyś, by zostać hokeistą?

Moim pierwszym treningiem były właśnie zajęcia hokeja. Zaprowadził mnie tam ojciec i bardzo mi się podobało. Skończyło się jednak tak, że wybrałem piłkę. Trochę miał na to wpływ mój ojciec, bo warunki do gry w hokeja nie były w kraju najlepsze, a on mi to uświadomił… Następnie ojciec zaprowadził mnie na trening piłki i połknąłem szybko bakcyla. Nie było jednak tak, że tata mnie do czegoś zmuszał i wywierał presję, za co bardzo dziękuję.

To potrafisz grać w hokeja? 

Potrafię obsługiwać się kijem, ustawić do klepy, oddać strzał z nadgarstka i zrobić kilka innych fajnych rzeczy, ale nie powiedziałbym, że potrafię grać. Podstawy umiem, ale bardziej skomplikowanych rzeczy już nie.

Zweryfikujmy jedną rzecz. Było tak?

Powiem szczerze, że nie przypominam sobie takiej sytuacji. A jeśli coś takiego zrobiłem, to musiała mi uderzyć oranżada do głowy. Wychodzi na to, że olałem tego pana. ale chyba tak nie było. Zweryfikujmy może, jeśli ten pan posiada oryginał, niech pokaże, a ja go wtedy osobiście przeproszę.

Rozmawiał BARTOSZ BURZYŃSKI

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Francja

Media: Podstawowy obrońca przedłuży swój kontrakt z PSG

Bartosz Lodko
2
Media: Podstawowy obrońca przedłuży swój kontrakt z PSG
Piłka nożna

U-21: Nie będzie nam łatwo o awans do fazy pucharowej. Poznaliśmy skład koszyków

Bartosz Lodko
3
U-21: Nie będzie nam łatwo o awans do fazy pucharowej. Poznaliśmy skład koszyków

Weszło

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
29
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

3 komentarze

Loading...