Reklama

Nie potrafiłem być zadowolonym rezerwowym

redakcja

Autor:redakcja

23 lutego 2018, 13:23 • 6 min czytania 1 komentarz

Damian Zbozień kilkanaście miesięcy temu podjął dość niecodzienną w naszych realiach decyzję. Zrezygnował z dobrego kontraktu w Zagłębiu, by poszukać szczęścia tam, gdzie dostanie mniej pieniędzy, ale więcej szans na grę. Dziś wraca do Lubina jako piłkarz Arki Gdynia, z którą zdobył Puchar oraz Superpuchar Polski. Przed tym spotkaniem trochę porozmawialiśmy o tej przeszłości, ale też o teraźniejszości. 

Nie potrafiłem być zadowolonym rezerwowym

Wracasz do Lubina, by zmierzyć się z klubem, w którym niedawno grałeś. Jest sentyment czy wyjazd jak każdy inny? 

Na pewno nie jest to dla mnie zwykłe spotkanie. Zawsze jest sentyment, gdy wracasz do miejsc, które dobrze znasz i gdy wczoraj wjeżdżaliśmy do Lubina, też przypomniałem sobie kilka starych dróg i ścieżek. Z drugiej strony – w drużynie sporo się pozmieniało, wielu z moich kolegów też już w Zagłębiu nie ma.

Ale powiem ci, że odświeżyłem sobie gola, którego jesienią strzeliłeś Zagłębiu i zauważyłem, iż cieszyłeś się z niego wręcz ponad normę. Wielu piłkarzy w ogóle nie manifestuje swojej radości, gdy trafia przeciwko byłym klubom. 

Słyszałem, że później pojawiły się trochę krytyczne głosy. Byłem w tym klubie rok, to nie jest jakoś szczególnie długo, ale tu nawet nie chodzi o utożsamianie się z byłą drużyną. Ja po prostu tak rzadko strzelam bramki, że każda jest dla mnie czymś szczególnym i nie potrafię się opanować. Podejrzewam, że nie potrafiłbym się powstrzymać nawet wtedy, gdyby chodziło o klub, w którym spędziłem wiele lat i byłbym mocno z nim związany. Napastnicy mają w takich sytuacjach łatwiej, bo dla nich to chleb powszedni, są przygotowani, a ja mam trochę inne zadania, więc gdy już strzeliłem, to był pełen spontan.

Reklama

Poza tym przełamałeś się po prawie dwóch latach. 

To druga sprawa. I sam długo czekałem, i po raz pierwszy trafiłem dla Arki w lidze. Dużo rzeczy się złożyło. Zwykła, szczera radość.

W Zagłębiu nie grałeś regularnie, ale i tak niełatwo było stamtąd odejść. 

Były trudności, ale bardzo fajnie zachował się dyrektor Piotr Burlikowski, który dziś pracuje już w PZPN-ie. Początkowo nie chciał się zgodzić, ale zauważył i docenił to, że to ambicja była moją główną motywacją. Ciężko było mi się przebić, nie widziałem światełka w tunelu w tej rywalizacji, dlatego chciałem spróbować gdzieś indziej. Nie potrafiłem być zadowolonym rezerwowym. Miałem fajny kontrakt, ale siedzenie na ławce nie leży w mojej naturze i nigdy nie będzie. Byłem i ciągle jestem w dobrym wieku, żeby grać w piłkę, a nie tylko zarabiać pieniądze. Dlatego tak zdecydowałem.

Czas pokazał, że to był dobry wybór. 

Trzeba wierzyć w siebie, ale nie tylko, bo najważniejsze jest, żeby coś z tą wiarą zrobić. Ja nigdy nie zwątpiłem w swoją pracę i to przyniosło efekty.

Reklama

Zastanawialiśmy się ostatnio, czy właśnie wykręcasz życiówkę, czy może lepszy był ten okres w Piaście Gliwice. 

Osobiście uważam, że teraz jestem lepszym zawodnikiem. Doświadczenie robi swoje, już nie popełniam tylu błędów co dawniej. Różnie możecie do tego podchodzić, ale wydaje mi się, że wtedy w Piaście ciągle byłem nową twarzą w lidze, a takich zawodników z reguły ocenia się trochę przychylniej. Widać to też teraz – ktoś nagle wystrzeli, a my w Polsce mamy taką tendencję do pompowania takich piłkarzy na wyrost. W Gliwicach świetnie nam wtedy szło, więc szukano osób, które dobrze wyglądają i pamiętam, że mnie oraz Tomka Podgórskiego nad wyraz chwalono, a może nie do końca miało to przełożenie na naszą grę, bo jeśli byś to dokładnie przeanalizował, to nie zawsze było tak kolorowo.

Na koniec roku umieściliśmy cię na 10. miejscu listy najlepszych polskich prawych obrońców. Zgadasz się? 

Pozycja w sam raz, ale daliście mi kategorię „z braku laku”. Zabolało, więc mam kolejny bodziec, żeby coś udowodnić. Będę pracował, by była „solidna ligowa”. Wydaje mi się, że to określenie idealnie pasuje!

Co ciekawe, na początku sezonu, w którym tak dobrze ci idzie, trochę przegrywałeś rywalizację z Tadeuszem Sochą. To on grał z Midtjylland i zaczynał ligę. 

Specyficznie się to układało, bo to ja zaczynałem sezon meczem o Superpuchar, który wygraliśmy, ale później wskoczył Tadek. Nasz trener lubi rotować składem i wydaje mi się, że dalej będzie to tak funkcjonowało, iż będą szanse dla wszystkich, którzy pracują. Mamy wyrównaną kadrę bez większych różnic, więc myślę, że nawet w tej rundzie takie sytuacje mogę mieć miejsce. Trzeba robić swoje. Gdzieś jest to szczęście, ale trzeba mu pomóc. Jesienią Tadek złapał kontuzję, ale gdy wskoczyłem, to zacząłem grać nieźle, więc nabiłem sobie dużo tych występów.

Wydaje mi się, że jesteś typem zawodnika, który tylko w takich sytuacjach, przy pełnym zaufaniu i regularnej grze, potrafi pokazać swoje umiejętności. 

Zdecydowanie. Tu nawet nie chodzi o psychikę i to, czy potrafię sobie z tym poradzić. Najważniejsze jest przygotowanie fizyczne, na którym bazuję, więc dopiero gdy gram regularnie, mogę zaprezentować swoje największe walory.

Tak dobrych liczb nigdy nie miałeś. 

Fajnie, ale nie podpalam się. To zasługa drużyny, że ostatnio piłka mnie szukała. Mam nadzieję, że dalej będzie.

I wbrew pozorom asysty zaliczasz nie tylko z autów. Dużo pracowaliście nad tym aspektem w przerwie zimowej? 

Dokładnie, nawet teraz na Wiśle miałem udział przy bramce, więc w tym kierunku trzeba iść. A co do autów, to my regularnie poświęcamy temu tyle samo czasu, więc nie mogę powiedzieć, że mocniej się przyłożyliśmy.

Ale znowu zaczyna się w lidze robić moda na te auty. 

Każdy widzi, że to – przynajmniej w teorii – prosty środek, który jest skuteczny. Trzeba korzystać i to pielęgnować, bo po stałych fragmentach łatwiej jest zbudować pozycję strzelecką.

Zimą rzeczywiście byłeś blisko zmiany klubu? Chodzi mi o Antalyaspor. 

Blisko i daleko to pojęcia względne. Jestem już na tyle doświadczony, że dopóki nie ma papieru na stole, za mocno się nie emocjonuję. Były plotki, zainteresowanie, ale bez konkretów, więc nie ma o czym rozmawiać. Przyjechali agenci, przedstawili sytuację, że coś może się wydarzyć, ale to tyle. Fajnie, że okienko szybko się zamknęło, więc moje myśli nie odbiegały gdzieś w bok, tylko skupiłem się na robocie.

Jaki był ten początek rundy w wykonaniu Arki? Sam mam mieszane odczucia – od Lecha byliście minimalnie lepsi, a do Krakowa ten wasz „Superman”  z bramki chyba zapomniał zabrać peleryny. 

Tak, ale Pavels więcej razy nas ratuje, niż nie pomaga, więc tu w ogóle nie ma miejsca na jakiekolwiek pretensje. Bardzo szybko zamknęliśmy ten temat w drużynie i dostał od nas wsparcie. Miał słabszy dzień i tyle. A jeśli chodzi o nasz początek, to punktowo nie jest za dobrze i to nas boli. Tak jak powiedziałeś – gra nie była najgorsza, ale kto za chwilę będzie o tym pamiętał? Musimy być skuteczni. To spotkanie w Lubinie jest bardzo ważne. To już walka o ósemkę, bo przed nami ostatnia prosta, a Zagłębie to bezpośredni rywal. Pamiętajmy, że później liczą też bezpośrednie mecze. Na pewno zostawimy dziś dużo zdrowia na boisku, by wygrać.

MR

Fot. FotoPyK

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
13
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

1 komentarz

Loading...