Zdarzają się w Ekstraklasie takie mecze, podczas których kipi od emocji, padają nieprzypadkowe bramki, zawodnicy jeżdżą na czterech literach, widać zalążek sprytnej taktyki, czasem nawet jakieś pozory sztuczki technicznej.
Zagłębie – Arka to nie był jeden z tych meczów. W Lubinie obejrzeliśmy to drugie, przaśne, śmiesznostraszne oblicze ligi, godnej miana Ekstraklasy tysiąca i jednego żartu.
Jeśli ktoś potraktował ten mecz poważnie, to zafundował sobie coś pomiędzy dwugodzinnym seansem z reklamami na zatwardzenie a traumą. Jeśli natomiast skupić się na wyławianiu futbolowych jaj, to mieliśmy prawdziwe żniwa. Od śmiechu rozbolała nas dwunastnica:
– W pierwszej połowie padł jeden celny strzał. Marciniak (z Arki) podał do Starzyńskiego (z Zagłębia), we wszystko wmieszał się na dwudziestym metrze Steinbors, trochę ratując sytuację, ale trochę tworząc drugą, jeszcze groźniejszą. Miał szczęście, że taki ligowy technik jak – a co tam – popularny Figo nie wpadł na pomysł lobowania, tylko wolał posłać niegroźnego szczura.
– Najlepszą sytuację Zagłębie w pierwszej połowie stworzyło po akcji środkowego obrońcy (Guldana) wrzucającego z lewej strony na głowę lewego obrońcy (Balicia).
– Arka przez cały mecz oddała jeden celny strzał. Nalepa wpadł między Miedziowych, a potem zarył w ziemię z rozmachem koparki przemysłowej.
– Drugi efektowny rajd Nalepy skończył się tym, że Nalepa wyjechał z piłką poza linię końcową.
– Jedyne, co potrafiła Arka pokazać z przodu, to wyrzuty z autu w stylu Hajty, ale praktykowane nawet wówczas, gdy w polu karnym nie było nikogo.
– Dwadzieścia lat temu po takim meczu wszyscy uznaliby, że Pawłowski przed meczem przyjął na parkingu w łapę dwieście milionów sprzed denominacji. Nawet bez piłki przerywał akcje kolegów jak Nesta w najlepszych czasach. Groźny strzał Starzyńskiego zdołał zablokować w polu karnym plecami.
– Wspomniany Starzyński jedną groźną kontrę Zagłębia zatrzymał tym, że zapomniał jak się prowadzi piłkę. Generalnie na dziesięć jego zagrań mieliśmy pół udanego. Podobno piłka po jego strzale z końcówki jeszcze leci, właśnie minęła Dusseldorf.
– Guldan w pierwszej połowie wywrócił się o powietrze, potem już leżąc próbował złapać piłkę (nie udało się). Sędzia żółtą kartkę pokazał chyba za to, że żarty żartami, ale są jakieś granice.
– Według nieoficjalnych informacji, dryblingi Maresa mają doczekać się skeczu autorstwa kabaretu “Koń Polski”.
– Nie odnotowano choćby jednego dośrodkowania, przed którym wrzucający spojrzałby co się dzieje w polu karnym.
– Nawet, gdy wrzucano z rzutów wolnych lub kornerów.
– W meczu, w którym udane kopnięcie zdarzało się raz na kwadrans, Woźniak – jak nam się wydaje – próbował strzelać scorpion kickiem.
– Esqueda stał metr od wykonującego rzut wolny, nie chciał odejść, raz, drugi, trzeci a potem oburzył się, że dostał żółtą kartkę.
– Piesio wszedł na boisko chyba tylko po to, żeby rzucić mięsem w kierunku arbitra.
– Wreszcie creme de la creme, Balić wyrzucający piłkę z autu w aut:
Zaskakująca taktyka Zagłębia Lubin. Wyrzut z autu na aut pic.twitter.com/g6TYRiSEOA
— KrzywymOkiem (@MarcinZasadzki) 23 lutego 2018
Arka od pierwszej minuty wyglądała, jakby 0:0 w Lubinie dawało jej mistrzostwo Polski, fazę grupową Ligi Mistrzów, play-offy NBA i repasaże w kajakach. W pierwszej połowie chyba nie mieli piłki, a tuż po zmianie stron zaczęli grać na czas. Minimalizm totalny. Brakowało tylko, żeby wybijali po autach. Zagłębie z kolei w piłce ręcznej co i rusz dostawałoby upomnienie za pasywną grę. Dawno nie widzieliśmy tak dużo jałowej kopaniny. Można nie schodzić z połowy rywala, a zarazem nie stworzyć żadnej dogodnej sytuacji? Niemożliwe w Ekstraklasie nie istnieje.
Lubinianie byli bliżej zwycięstwa, w końcówce stworzyli sobie dwie, może trzy dobre okazje. Mógł strzelić bramkę aktywny, choć chaotyczny Czerwiński, szczupakiem próbował Woźniak, trochę zamieszania wprowadził Mazek. Ale to i tak cud biorąc pod uwagę jaki sabotaż uprawiała pomoc. Szczerze mówiąc, 0:0 jest wynikiem o tyle sprawiedliwym, że w piłce nożnej nie ma wyników -1:-1. Może Ojrzyński jest zadowolony z wywiezienia punktu, ale w obozie Miedziowych, po dwóch porażkach, takie przełamanie passy jest jak trzeci cios w twarz.
[event_results 417100]