18-letni Adam Chrzanowski rundę wiosenną zaczął w pierwszym składzie Lechii Gdańsk, do której wrócił po pobycie w Primaverze Fiorentiny. Na razie prezentuje się całkiem nieźle i na pewno to nie do niego kibice powinni mieć pretensje za słabe wyniki. We Włoszech został nawet wybrany do jedenastki rundy i zrobił duże postępy. Miał się od kogo uczyć. – W porównaniu do stoperów z Serie A, najbardziej brakowało mi spokoju, oni go mieli w niesamowitych ilościach. Technika swoją drogą, choć tu było w miarę podobnie. Seniorzy potrafili wyprowadzić piłkę trzech na pięciu od własnej piątki. To było niesamowite – opowiada Chrzanowski w rozmowie z Weszło.
Według InStata w meczu z Wisłą Kraków byłeś trzecim najlepszym zawodnikiem. Jak odbierasz wszelkie pochwały?
Cieszę się, gdy dostaję kolejne smsy z gratulacjami. Nie ma co ukrywać – bardzo się cieszyłem, gdy Adam Owen oznajmił mi, że będę podstawowym obrońcą na nadchodzącą rundę. Pochwały działają na mnie zdecydowanie motywująco. Zdaję sobie sprawę, że to jedynie ode mnie zależy, w jakim miejscu będę za dwa-trzy miesiące. To był mój pierwszy mecz i nie ma się czym podniecać. Popełniłem przecież kilka błędów, które muszę wyeliminować.
Gdy kilka tygodni temu rozmawialiśmy, nie byłeś brany pod uwagę nawet w kontekście 18-osobowej kadry meczowej, a teraz jesteś w pierwszej jedenastce.
Wiadomo, jest to kolosalny przeskok. Trener Owen dał mi kolejny bodziec do jeszcze cięższej pracy. Od początku okresu przygotowawczego dawałem mu sygnały, że jestem gotowy. Przecież świąt też nie przeleżałem na kanapie, zagryzając raz po raz jakąś potrawą wigilijną. Szkoleniowiec widząc moją formę, zaufał mi. To jest dopiero połowa sukcesu. Teraz trzeba ten kredyt spłacić.
Jak może się czuć 16-latek z Raszyna, który dowiaduje się, że zainteresowane jego osobą są kluby z samej czołówki Ekstraklasy?
Starałem się wtedy skupiać wyłącznie na treningach w Pruszkowie i wyciągać jak najwięcej ze wskazówek od trenera Darka Banasika, który jest bardzo dobrym fachowcem. Podpowiadał mi, jak mam się ustawiać, ale poprawił również moją psychikę. Tak naprawdę to jemu zawdzięczam regularną grę w drugiej lidze. Nie myślałem o tej całej transferowej sadze z moim udziałem. Tym zajął się mój menadżer. W mojej ocenie wybrał najlepszą opcję, pochodzącą z Gdańska.
Co na to twoi rodzice? Ich niepełnoletni syn wyjeżdżał do miasta, które znajduje się około 400 kilometrów od Warszawy.
Zawsze się martwili i nadal to robią, mimo że już mam te 18 czy 19 lat. Ciągle powtarzają mi, jak bardzo za mną tęsknią, dlatego też staramy się jak najczęściej widywać.
Jerzy Brzęczek w Lechii od razu rzucił cię na bardzo głęboką wodę i wystawił w pierwszym składzie na Juventus…
Był to dla mnie ogromny szok i niedowierzanie. Niemalże do pierwszego gwizdka sędziego towarzyszył mi ogromny stres. Przed chwilą grałem w drugiej lidze, a teraz naprzeciwko mnie wychodził Paul Pogba czy Paulo Dybala. Gdy wszedłem na murawę, nie myślałem o niczym innym, tylko w stu procentach koncentrowałem się na tym, co dzieje się na boisku.
A któraś z tych wielkich gwiazd wdała ci się mocno we znaki? Wspomniana w twojej odpowiedzi dwójka już teraz rządzi futbolem.
Na mnie największe wrażenie wywarła gra Pogby. Wszystkie jego ruchy, podania, poruszanie na boisku – kosmos, inna planeta. Brał trzech-czterech z nas na plecy i pomimo naszego towarzystwa we własnym polu karnym dryblingiem potrafił wyjść z każdej opresji.
Rok temu klub postawił cię pod ścianą. Rezerwy Lechii przestały istnieć, a ty jeszcze nie mogłeś liczyć na regularną grę w seniorach. Czy przed Fiorentiną dostałeś jakieś sygnały, że interesują się tobą inne kluby?
Już wcześniej była oferta z niemieckiego klubu, ale dotyczyła ona definitywnego transferu, na co się nie zgodziłem, bo po pierwsze nie było żadnych konkretów, a po drugie w przyszłości nadal chciałem grać w Lechii. Pojawiła się Fiorentina, a że we Włoszech jest dużo taktyki i bardzo ważna jest gra w defensywie, to poszedłem właśnie tam. Uważałem, że tam właśnie rozwinę się najbardziej. Gdy teraz na to patrzę, to faktycznie czuję, że zrobiłem duży postęp przez ten rok w Toskanii.
Rodzice pewnie znów się martwili…
Bali się mojego wyjazdu do Toskanii, aczkolwiek poniekąd akceptowali fakt, że przeprowadzki są elementem zawodu piłkarza, na który nie mam wpływu. Wiedzieli, że te wyjazdy będą coraz częstsze i powoli zaczynali się do tego przyzwyczajać.
Bartek Drągowski pomógł ci w aklimatyzacji we Florencji?
Z początku z Bartkiem nie mieliśmy właściwie żadnego kontaktu. Dopiero, gdy dostałem szansę trenowania z pierwszym zespołem, zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu. Graliśmy na konsoli, czasami wychodziliśmy na miasto.
Jak porównasz poziom intensywności treningów z Gdańska do tych z Fiorentiny?
Sam poziom jest w miarę wyrównany, szczególnie pod względem zaangażowania. Natomiast wiadome jest, że obie ligi się różną taktyczno-technicznym wyszkoleniem zawodników. Gdybym miał jednak wybrać, gdzie się ciężej trenuje, to wskazałbym na Florencję.
Który z seniorów zapadł ci najbardziej w pamięć?
Zdecydowanie Federico Bernardeschi. Grając jeszcze dla Fiorentiny, robił tam niezwykłą robotę w ataku. Teraz poszedł do Juventusu i jestem pewny, że zrobi tam furorę i na pewno uda mu się osiągnąć sukces – indywidualny i drużynowy.
Mówi się, że Bernardeschi lewą nogą mógłby wiązać krawaty.
Trochę z przymrużeniem oka, ale gdyby się postarał, to jest taka możliwość. Lewa noga porównywalna do tej Paulo Dybali.
A jak to wyglądało w Primaverze? Który z twoich byłych kolegów ma największe papiery na granie?
Dla mnie najlepsi byli ci, którzy już później regularnie trenowali z „jedynką”: Federico Chiesa i Ianis Hagi. Obaj są synami wielkich zawodników i widać to na boisku. Oni to po prostu mają w genach.
A były jakieś zapytania o obu panów z mocniejszych klubów?
Z tego co słyszałem, to po Chiesę zgłosił się Bayern Monachium, ale nie było konkretnej oferty. Sama Fiorentina też nie chce sprzedawać go teraz, bo za dwa-trzy lata mogą dostać za niego dziesięciokrotnie większe pieniądze.
Pierwszą rundę we Włoszech miałeś wymarzoną. Jak to jest – wchodzisz do sklepu, bierzesz do rąk Corriere Dello Sport i widzisz swoją postać w jedenastce jesieni?
To było kosmiczne, czułem się ogromnie wyróżniony. Byłem bardzo dumny i zadowolony, gdy dotarła do mnie ta informacja, bo to była moja debiutancka runda we Włoszech. Bardzo mi zależało na tym, by właśnie na początku pokazać się z najlepszej strony.
To był dla mnie bodziec do jeszcze większej i cięższej pracy. Wówczas wiedziałem, że to co robię wywołuje zamierzone efekty, więc wystarczyło to kontynuować. Zostałem wybrany do jedenastki rundy i to mnie bardzo usatysfakcjonowało.
Wraz z Primaverą zająłeś trzecie miejsce, więc to już jest duży sukces. Jak podchodzili do tego ludzie z klubu?
Doszliśmy do półfinału, gdzie ulegliśmy Interowi Mediolan, ale to nie była jakaś katastrofa. Wiadomo, niedosyt pozostawał, ale brązowy medal to i tak było „coś”.
Jak wspominasz Federico Guidiego?
Bardzo mi pomógł. Dużo rozmawialiśmy, robiliśmy to praktycznie zawsze. Po treningu czy po meczu pytał mnie o wszystko i sprawiał, że czułem się dobrze w drużynie. Zawdzięczam mu wiele i mam u niego dług wdzięczności.
Chodziłeś na mecze seniorów?
Tak i to na większość, również ze względu na niezapomnianą atmosferę na trybunach. Główną przyczyną była jednak chęć porównania siebie do stoperów pierwszego składu i zobaczenia, czego mi jeszcze brakuje, by występować w Serie A. Podobał mi się Carlos Sanchez, który pomimo tego, że jest nominalnym pomocnikiem, to na środku obrony spisywał się co najmniej dobrze.
To w takim razie, czego ci najbardziej brakowało?
Spokoju, bo oni go mieli w niesamowitych ilościach. Technika swoją drogą, choć tu było w miarę podobnie. Seniorzy potrafili wyprowadzić piłkę trzech na pięciu od własnej piątki. To było niesamowite.
Porównując swoje umiejętności z września 2016 roku, a z czerwca 2017, w jakich aspektach zrobiłeś największy progres?
Wydaje mi się, że mam większe pojęcie o taktyce, niż miałem przedtem, ale również poprawiłem swoją technikę. Jednak myślę, że jestem totalnie innym człowiekiem, gdy mowa o mojej aktualnej wydolności. Tam się stawia głównie na nienaganną kondycję.
Jak jest z twoim włoskim? Było wiele głosów, że zostaniesz, więc siłą rzeczy to było wymagane.
Od pierwszego dnia, gdy pojawiłem się we Florencji, brałem lekcje włoskiego, więc na taką ewentualność byłem w maju przygotowany. Uczyłem się dwie godziny dziennie z nauczycielką, która wcześniej miała też pod opieką Rafała Wolskiego, więc była sprawdzona „w boju”. W momencie, gdy opuszczałem Włochy, mogłem się już w miarę swobodnie porozumiewać.
Pierwsze tygodnie musiały być dla ciebie ciężkie z uwagi na bariery językowe.
Szczególnie pierwsze dni, bo chłopaki z Włoch w szatni nie rozmawiali prawie w ogóle po angielsku. Ja od początku trzymałem się z zagranicznymi zawodnikami, szczególnie z tymi, którzy pochodzili z Bałkanów. Z samej Lechii wyciągnąłem kilka słówek, więc mogłem się z nimi jakoś dogadać. Był również jeden Amerykanin (Cody Sundquist – red.), który dużo mi pomagał w komunikacji.
Ogólnie Włosi z angielskim stoją na bardzo niskim poziomie.
Dokładnie, praktycznie nikt tam nie rozmawia po angielsku!
A jak wspominasz samą Florencję jako miasto? Mógłbyś tam wrócić w trakcie czy po zakończeniu kariery?
Na pewno mam co wspominać po tym roku w Toskanii, bo miasto jest naprawdę cudowne. A to, czy tam wrócę jako czynny piłkarz, to się okaże (śmiech).
A czy był temat zostania w Fiorentinie?
Tak, ogólnie to była zakręcona historia. Raz odebrałem od nich telefon i usłyszałem, że chcą wypożyczyć mnie na kolejny rok na takich samych warunkach. Miałem pół godziny na decyzję, ale wraz z menadżerem ustaliliśmy, że się nie zgadzamy. Pod koniec mojej przygody z Primaverą mówili, że mnie wykupią. Wyszło, że znów jestem w Gdańsku, co mi absolutnie odpowiada.
Wracając do tematu ofert z zagranicy, słyszałem, że podobno grając jeszcze dla miejscowego KS-u Raszyn, mogłeś wyjechać z całą rodziną w pakiecie do Enschede.
Faktycznie, była taka oferta, ale wspólnie z rodzicami stwierdziliśmy, że jestem jeszcze za młody na taki wyjazd. Dodatkowo mam 85-letnią prababcię, więc taki transfer nie miałby racji bytu. Zostałem w Polsce i z perspektywy czasu jestem zadowolony z tej decyzji.
Czy słyszałeś o jakichś ofertach z innych włoskich klubów?
Tak, coś było na rzeczy, ale tylko słyszałem o zapytaniach. Mnie od początku interesowały konkrety i od razu powiedziałem to mojemu agentowi.
Młodzieżowe kadry, zaczynając od U-15, masz już niemal wszystkie w kolekcji. Jak to się zaczęło?
Przede wszystkim była to nie tylko dla mnie i mojej rodziny, ale i dla całego Raszyna ogromna sprawa, bo wiadomo, że z takiej miejscowej drużyny na wsi ciężej jest się wybić niż na przykład z Legii Warszawa. Pojechałem na tamto zgrupowanie i taki stan rzeczy utrzymuje się do dzisiaj.
Jak wygląda u ciebie czas wolny?
Pochodzę z takich czasów, że wolę raczej pograć w jakąś grę komputerową na PlayStation albo wyjść gdzieś na miasto z dziewczyną.
Czyli raczej FIFA niż literatura Henryka Sienkiewicza?
Tak, dokładnie. Teraz wychodzi nowa edycja, więc trzeba będzie trochę nad nią posiedzieć i się „zaprzyjaźnić”.
Mieszkając przez rok we Włoszech siłą rzeczy musiałeś rozwinąć się w sferze gastronomicznej.
I tak było, aczkolwiek już sam sobie gotowałem, gdy przeprowadziłem się do Gdańska. Szczerze mówiąc, nawet nieźle mi idzie w tym temacie. Na razie nikogo nie otrułem, a to już dla mnie osiągnięcie (śmiech).
Makaron, czy jednak schabowy z ziemniakami?
Oba typy potraw są bardzo smaczne, ale będąc tak daleko od ojczyzny chciałem, by coś mi o niej przypominało. Dlatego wybór najczęściej padał na schabowego (śmiech).
Jakie cele sobie wyznaczasz na te cztery miesiące ligi?
Jeśli chodzi o Lechię – liczy się tylko pierwsza ósemka i walka o jak najwyższą lokatę. Nie wyobrażam sobie, by zespół z takim potencjałem tułał się po dolnej połówce. Mieliśmy jakiś plan przed sezonem – trudno, nie udało się. Teraz trzeba walczyć dalej.
A indywidualnie?
Wskoczyłem do pierwszej jedenastki, trener mi zaufał. Czego chcieć więcej? Na pewno utrzymać miejsce w składzie i zwyczajnie dobrze się zaprezentować na ekstraklasowej scenie.
Ostatnio Czesław Michniewicz, selekcjoner kadry U-21, napisał na Twitterze, że bacznie obserwuje twoje poczynania.
Cieszy mnie zainteresowanie ze strony trenera Michniewicza, ale nadal muszę dużo pracować, bo to na ten moment jest najważniejsze. A czy trafię do U-21 czy U-20 – to jest nieważne.
rozmawiał DOMINIK KLEKOWSKI
Fot. Wojciech Figurski/400mm.pl