– Następnym razem chcę pojechać do Rzymu jako zawodnik, który już ma siłę, dynamikę. I mam nadzieję, że wtedy dostanę zielone światło, by ćwiczyć z zespołem. Tyle że zielone światło od lekarza to jedno. On po trzech miesiącach stwierdza, że nic więcej nie może już ze mną zrobić. I oddaje mnie do dyspozycji trenera, klubu, rehabilitantów. Mariani nie decyduje, kiedy wrócę na boisko. Sam muszę to poczuć – mówi w rozmowie z “Przeglądem Sportowym” o powrocie do gry po kontuzji Maciej Makuszewski.
GAZETA WYBORCZA
Piłki brak, trudno się dziwić – na stronach sportowych rządzi Kamil Stoch.
RZECZPOSPOLITA
Tutaj podobnie, choć znalazło się nieco miejsca na powrót do żywych Hamalainena.
Hamalainen to człowiek inteligentny, z horyzontami znacznie szerszymi od stereotypowego piłkarza. Dlatego też doskonale wiedział i czuł, że nie spełnia nadziei, a niektórzy wypominają mu jedną z najwyższych w polskiej lidze pensji.
Gdy drużynę po Jacku Magierze objął Jozak, można było niemal od razu zauważyć zmianę roli doświadczonego Fina. Hamalainen z zapchajdziury stał się jedną z najważniejszych postaci zespołu. Chorwat właśnie jego ustawił jako ofensywnego pomocnika, który mógł grać bardzo swobodnie. Hamalainen we wszystkich meczach ligowych pod wodzą Jozaka wychodził w podstawowym składzie.
SUPER EXPRESS
Lewandowski pokazał Robbenowi, jak się strzela karne, a Super Express pokusił się o fotomontaż z Robbenem oddającym pokłon Lewemu.
Tak się wykonuje jedenastki! Robert Lewandowski (30 l.) wszedł na boisko w końcówce meczu Wolfsburg – Bayern i w doliczonym czasie gry zapewnił swojej drużynie wygraną 2:1. Jak zwykle świetnie wykonał rzut karny, co wcześniej nie udało się Arjenowi Robbenowi (34 l.). To 24. karny z rzędu wykorzystany przez „Lewego” (ostatnio spudłował w sierpniu 2014).
PRZEGLĄD SPORTOWY
W „Prześwietleniu” Łukasza Olkowicza dziś Krzysztof Bizacki, były piłkarz ekstraklasowych klubów, a dziś doradca zarządu GKS Tychy ds. sportu. Wspomina w rozmowie między innymi ostatni raz GKS-u Tychy w ekstraklasie, po fuzji z Sokołem Pniewy.
Od dwóch miesięcy jest pan w GKS doradcą zarządu. Chyba nie da się pod żadnym względem porównać klubu z tworem, jaki powstał w Tychach ponad 20 lat temu po fuzji z Sokołem Pniewy. Wtedy do miasta na dwa sezony wróciła ekstraklasa.
Sztuczny twór, nie oszukujmy się.
Półtora roku temu był pan jego piłkarzem.
Musiałem wrócić z wypożyczenia do Ruchu. Nie chciałem, zwerbowali mnie siłą. Później już nie żałowałem. Na początku frekwencję mieliśmy najwyższą na Śląsku, na mecze przychodziło po 10 tysięcy osób. Dziś w Tychach mało kto utożsamia się z tamtym pomysłem. Kibice stęsknili się za ekstraklasą, ale wskazując na moment rozstania, mówią o roku 1977, kiedy GKS spadł i już do niej nie wrócił.
Za eksperyment z połowy lat 90. odpowiada Piotr Buller, biznesmen ze Śląska.
Na pierwszym spotkaniu pomylił mnie z Darkiem Płaczkiewiczem, naszym bramkarzem. „Bronisz u nas?” – zaciekawił się w biurze. „Nie, panie prezesie, gram z przodu”. Zdziwiłem się, bo piłkarza z moim wzrostem, a mierzę 170 centymetrów, trudno wziąć za bramkarza.
Makuszewski w połowie drogi do powrotu na boisko.
Kolejna wizyta w marcu.
Przed miesiącem usłyszałem, że różnica między siłą nóg wynosi 67 procent. Postanowiłem, że będę tak ćwiczył, że następnym razem niemal wyrwę ten sprzęt, który to mierzy, będę jak maszyna. I się udało. Kilka dni temu w teście siły miałem różnicę 5 procent przy kącie 90 stopni, 4 procent w kącie 60 i 3 procent w 30 stopniach. Praca, jaką wykonuję od poniedziałku do soboty, przynosi takie efekty. Gdybym tyle ćwiczył w sezonie, zupełnie zdrowy, to wychodząc na mecz ruszałbym się jak mucha w smole. Mam totalnie zajechane nogi, nie mogę ich oderwać od ziemi. Nigdy w życiu nie pracowałem z takimi ciężarami, ale to wszystko ma sens. Profesor Mariani pisze książki, chce mój przypadek w niej zawrzeć. Powtarza, jak wspaniałą pracę wykonaliśmy przez ostatni miesiąc. Następnym razem chcę pojechać do Rzymu jako zawodnik, który już ma siłę, dynamikę. I mam nadzieję, że wtedy dostanę zielone światło, by ćwiczyć z zespołem. Tyle że zielone światło od lekarza to jedno. On po trzech miesiącach stwierdza, że nic więcej nie może już ze mną zrobić. I oddaje mnie do dyspozycji trenera, klubu, rehabilitantów. Mariani nie decyduje, kiedy wrócę na boisko. Sam muszę to poczuć.
Zielone światło po tak krótkim czasie brzmi nieprawdopodobnie.
Dla profesora Marianiego to naturalna sprawa. Antonio Rudiger wrócił i nie ma problemów, Lorenzo Insigne tak samo. Mam świadomość, że 10-15 procent zawodników ponownie zrywa więzadła, ale każdy z nas jest inny, nie wszyscy mieli tak dobrą opiekę, tak dobrych fachowców jak ja. Jestem przekonany, że Arek Milik nie miał w Napoli lepszych warunków niż ja w Rehasport. Patrzę na Klinikę Villa Stuart i widzę, że w Poznaniu na pewno nie jest gorzej.
Piłkarze Bruk-Bet Termaliki sprzeciwili się właścicielom klubu. Stanęli w obronie wypychanego z klubu Krzysztofa Barana. “Przegląd” potwierdza więc to, o czym pisaliśmy przed weekendem.
W minionym tygodniu w piłkarskiej centrali pojawił się wniosek w Izbie ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych o anulowanie umowy (ważna do 30 czerwca 2019 r.) z 28-letnim bramkarzem (…). Władze klubu zarzucają mu niesportowe prowadzenie się podczas obozu przygotowawczego, który odbywał się na Cyprze (…).
O słuszności wniosku i prawdziwości stawianych zawodnikowi zarzutów zdecyduje PZPN. Faktem jest, że przeciwko zawodnikowi zeznawał m.in. Edward Lorens, nieformalny doradca zarządu Bruk-Betu Termaliki. Nastroje w Niecieczy dobrze oddaje fakt, że w opozycji do klubu stanęła niemal cała drużyna – piłkarze wysłali do związku oświadczenie w obronie Barana. Podpisało je 23 zawodników. Z kolei dokument na niekorzyść piłkarza parafował trener bramkarzy Waldemar Piątek, co tylko zaogniło sytuację i wywołało wewnętrzny konflikt między zawodnikami a członkiem sztabu szkoleniowego. W ramach solidarności z odsuniętym Baranem, reszta drużyny nawet nie podaje ręki trenerowi golkiperów.
W poligowym felietonie Antoni Bugajski o programie 14 kroków Jozaka.
Dzięki przerwie zimowej mógł dokonać istotnego restartu, wyczyścić głowę swoją i swoich zawodników. Dzięki temu w Legii już nikt nie wraca do jego słów po wysokiej porażce z Lechem Poznań, kiedy wypalił, że czuje się zdradzony przez piłkarzy. To był bezsensowny atak na własną drużynę, próba przerzucania odpowiedzialności za bolesną wpadkę i zdawało się, że Jozak za te słowa gorzko zapłaci, bo zawodnicy bywają pamiętliwi. A jednak skutki tlącego się konfliktu udało się rozładować. Jozak przed szatnią umiał się wytłumaczyć, zaproponował nowe otwarcie, które w imię wspólnego interesu zostało zaakceptowane.
Teraz Legia jest już w innym miejscu. Wskoczyła na pierwsze miejsce w tabeli i ani myśli go oddawać. Rozpoczęła długi finisz, który może wytrzymać ktoś świetnie przygotowany do sezonu i przeświadczony o własnej sile. Jozak po kolejnej wygranej mówi o 14 krokach do tytułu, ale dobrze wie, że nie wszystkie będą wykonane zamaszyście do przodu. W tych jeszcze czternastu meczach potknięcia będą się zdarzać, dlatego warto właśnie teraz warto odskoczyć rywalom. Jeśli się uda, to potem już nie zdołają dogonić.
fot. 400mm.pl