Dwa lata temu porozmawialiśmy na ten temat z Tomaszem Zahorskim – były snajper Górnika Zabrze miał to szczęście, że spędził tam dwa lata. Niby miała to być rozmowa o piłce, ale standardowo musieliśmy zahaczyć o tematy, które z nią nie miały za wiele wspólnego. Już na samym początku dostajemy dość ciekawe historie o amerykańskich szeryfach i ich sposobach na zbadanie ilości alkoholu we krwi kierowcy samochodu:
„Miałeś inne takie ekstremalne sytuacje?
Innym razem wyprzedziłem kondukt pogrzebowy na trzypasmówce. Szeryf też od razu mnie zatrzymał i groził sądem. Puścił mnie dopiero jak usłyszał mój europejski akcent. Jak szeryf cię zatrzymuje to musisz spokojnie trzymać ręce na kierownicy i czekać aż podejdzie. W innym razie – od razu wyciąga broń. Koledzy mi opowiadali, że jak jest podejrzenie, że prowadzisz cyknięty, to szeryf prosi najpierw żebyś zrobił jaskółkę, przeszedł się po linii prostej, dotknął palcem nosa z zamkniętymi oczami albo żebyś powiedział alfabet od końca.
Alfabet od końca? Przecież to nawet na trzeźwo nie jest takie oczywiste.
Dokładnie, do tego samego wniosku doszliśmy. Dopiero potem masz badanie alkomatem. Raz moja żona zadzwoniła do mnie, że widziała gościa, który szedł z szotgunem. Od razu uciekła gdzieś tam do recepcji, zadzwoniła po policję. To była taka jedyna sytuacja, ale generalnie było bezpiecznie, wręcz czasami tej policji było aż za dużo.”
Jako że Zahorski MLS nie powąchał, to nie mógł brać udziału w dość normalnych rozgrywkach. Wylądował natomiast w kompletnym cyrku – liga NASL i jej zwyczaje pokazały mu, że to co czasami dzieje się w Polsce to nie patologia, a w takim świetle raczej raj na ziemi:
„Gra się wtedy łatwiej? W Ameryce soccer raczej nie grzeje, to inne sporty są na topie. Miasto nie wytwarza presji.
Presja była, przecież właściciele klubu nie wykładają pieniędzy dla zabawy, też chcą mieć wynik. My, Europejczycy, potrzebowaliśmy trochę motywacji, więc sami się pompowaliśmy. Każdy grał o swój los. W NASL każdy klub może w trakcie sezonu przekazać zawodnika do innego klubu z ligi. Wymaganie jest jedno – nowy pracodawca musi tylko pokryć twój obecny kontrakt. Zawodnik nie ma nic do gadania, nie potrzebna jest jego zgoda. Po prostu musi jechać i tyle.
Trochę jak piłkarskie niewolnictwo.
No, nie podobało mi się to. Ale oni z tego rzadko korzystali, przez dwa lata w San Antonio były takie dwa przypadki. Generalnie, w Stanach są dwa rodzaje kontraktów. Gwarantowany – podpisujesz na dwa lata i masz pewność, że będzie obowiązywał dwa lata. Niegwarantowany – podczas określonych dwóch czy trzech tygodni po sezonie, klub może zwyczajnie rozwiązać z tobą umowę. Nawet jeśli do końca masz jeszcze kilka lat. Ale Amerykanie generalnie są przyzwyczajeni do ciągłego przemieszczania się, do zmian miejsc pracy. Nikt tam nie płacze z tego powodu.”
Gdy myślimy o Tomku, to momentalnie przychodzi nam do głowy słynny cytat leo Beenhakkera. „International level” – nie, to nie jest żart ani tym bardziej nieporozumienie. Leo faktycznie sądził, że Zahorski jest w stanie osiągnąć taki poziom. Ta łatka się za nim naturalnie ciągnęła…:
„Z perspektywy czasu: miałeś potencjał na to, żeby osiągnąć ten international level? Strasznie się za tobą ciągnie to hasło.
Zawiodłem, nie zadomowiłem się w kadrze na dłużej. Co ja mogę powiedzieć? Nie byłem przecież samozwańcem.
Mnie się wydaje, że oczekiwania wobec twojej osoby – między innymi przez tę pompkę Beenhakkera – zwyczajnie urosły do niewyobrażalnych rozmiarów, a ty po prostu nie miałeś takiego potencjału.
Tak. Dlatego w pewnym stopniu stała mi się krzywda. Ja nie prosiłem Beenhakkera o to, żeby mnie pompował, to samo z niego wychodziło. Wytworzyły się gigantyczne oczekiwania wobec mnie, ja zawiodłem, no i potem spadła na mnie fala krytyki. Do tej pory mówi się o mnie, a zapomina się o zawodnikach, którzy dziesiątkami byli powoływani i też im się nie udawało.
Ty jednak byłeś na Euro, na które nie pojechał Paweł Brożek, wówczas król strzelców Ekstraklasy.
To, jaki ja poziom utrzymywałem na zgrupowaniach i na kadrze, w jaki sposób przeszedłem tę rywalizację musi dać do zrozumienia, że ja na to po prostu zasługiwałem. Nikt mi przecież nie zrobił niespodzianki za ładne oczy. Natomiast co się wydarzyło potem, to się wydarzyło potem”.
Warto wrócić do tamtej rozmowy, bo może się z niej sporo dowiedzieć. Całość tutaj.