W sobotę 10 lutego Marit Bjoergen została najbardziej utytułowaną kobietą w historii zimowych igrzysk olimpijskich. W biegu łączonym wywalczyła srebro, dorzucając do imponującej kolekcji już jedenasty krążek. A to wcale nie musi być koniec – w Pjongczangu czekają ją jeszcze cztery starty. W oczach polskich kibiców nie ma jednak takiej liczby medali, która byłaby w stanie przysłonić kontrowersje dotyczące jej występów.
Tuż po ostatnim sukcesie zrezygnowała ze startu we wtorkowym sprincie. “Nie mam w tej rywalizacji dużych szans na medal, dlatego wolę skupić się na walce o podium w innych biegach. Tak naprawdę decyzję podjęłam już dawno, ale jej nie ogłaszałam” – komentowała.
Choć już jest najwybitniejszą kobietą w historii zimowych igrzysk, to za kilka dni może zostać najbardziej utytułowanym sportowcem. “Do prześcignięcia Ole Einara Bjoerndalena i Bjoerna Daehliego potrzebuje trzech złotych medali. Oczywiście w Pjongczangu ma olbrzymie szanse na kolejne krążki, ale o trzy złota może być trudno. W sprincie nie wystartowała, bo już od dawna w tej konkurencji nie odnosi sukcesów i nie jest jeszcze pewna, czy w ogóle znajdzie się w składzie na sprint drużynowy” – analizuje Piotr Meissner, komentator biegów narciarskich w TVP.
Bez względu na kolejne ewentualne sukcesy, nie zmieni się jedno – Bjoergen wciąż pozostanie postacią budzącą w Polsce silnie negatywne emocje. Długoletnia rywalizacja z Justyną Kowalczyk sprawiła, że biegi narciarskie przebiły się do szerszej świadomości Polaków, ale Norweżka już na zawsze stała się “tą złą”. Gdyby wybierać najbardziej znienawidzonego w Polsce sportowca w XXI wieku, to z Bjoergen mógłby rywalizować chyba tylko Sven Hannawald. Ogromne bicepsy i bardziej “męska” budowa mogły przywodzić na myśl lata siedemdziesiąte i rywalizację polskich sportsmenek z nafaszerowanymi medykamentami “maszynami” zza wschodniej granicy.
Kronika rywalizacji Bjoergen-Kowalczyk jest długa i obfituje w zwroty akcji. Być może do największego z nich doszło podczas igrzysk w Vancouver. Polka zdobyła wówczas zdobyła 3 medale (złoto, srebro, brąz), z kolei rywalka aż pięć (3 złote, srebro i brąz). Była to jednak pewna niespodzianka – rok wcześniej podczas mistrzostw świata w Libercu Norweżka zawiodła. Nie przywiozła z nich żadnego medalu (nawet w sztafecie), a w najlepszym indywidualnym starcie była dopiero dziewiąta (sprint techniką dowolną). Co się zmieniło w tak krótkim czasie? Bjoergen zaczęła przyjmować leki na astmę, a Kowalczyk otwarcie to krytykowała.
“Marit czuje się zagrożona, bo dobrze wie, że bez tych swoich wspomagaczy nie za bardzo miałaby co tu robić i ze mną i z innymi dziewczynami” – komentowała wówczas Polka. “To jest niesprawiedliwe. Norwegowie tak mocno wypowiadają się na temat dopingu w Rosji, który jest bardzo zły, ale sami jednocześnie świadomie przyjmują doping na choroby. To gdzie jest logika?” – pytała.
Od sezonu 2009-10 Norweżka zaczęła sięgać po Symbicort – lek ułatwiający oddychanie, który normalnie był do tej pory traktowany jako doping. Bjoergen najpierw dostała jednak pozwolenie w drodze wyjątku (TUE), a od końca 2012 roku nie musiała się już o to ubiegać – preparat stał się dostępny dla wszystkich, ale w ograniczonych przez WADA dawkach.
Według szacunków lekarzy, astmatycy stanowią ok. 10 procent całkowitej populacji w Szwecji i Norwegii, jednak w świecie sportów zimowych jest ich procentowo o wiele więcej. Wystarczy dodać, że od 1992 do 2014 roku Norwegowie wywalczyli 61 medali zimowych igrzysk – i aż 42 z nich padły łupem astmatyków. U Szwedów z 22 krążków osoby sięgające po leki na astmę wywalczyły dziewięć.
“Proszę mi wierzyć, że jako zupełnie zdrowa osoba zabrakło mi pół procenta do tego, żeby ktoś mnie nazwał astmatyczką. Gdybym nauczyła się odpowiednio oddychać, to pewnie takie papiery bym miała” – komentowała Kowalczyk. Jej słowa odbiły się w Skandynawii szerokim echem. Pisano, że przez Polkę przemawia po prostu rozgoryczenie. Wsparcia udzieliła jej tylko Petra Majdić. “Słyszałam, że ten lek zwiększa możliwości biegowe o dwadzieścia procent i bez niego Marit nie mogłaby tak szybko biegać” – komentowała Słowenka w rozmowie z “Przeglądem Sportowym”. Co na to Bjoergen?
“Astmę podejrzewałam u siebie już jako nastolatka, ale dopiero w 2009 roku sytuacja pogorszyła się na tyle, że dostałam pozwolenie na stosowanie leku. Astmy wysiłkowej nabawiłam się przez sport – przy biegach narciarskich to ryzyko zawodowe. Trenujemy przy dużym wysiłku, często w bardzo niskich temperaturach. (…) To nie jest doping. To przywrócenie tego co straciłam przez astmę” – tłumaczyła w 2014 roku pytana przez Pawła Wilkowicza.
Prześledźmy liczby – w sezonie 2008/09 Bjoergen (714 pkt) zajęła 10. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Na podium udało się jej stanąć 6 razy. Tuż przed nią uplasowały się rodaczki – Kristin Stormer Steira (8. miejsce, 771 pkt) i Therese Johaug (9. miejsce, 725 pkt). Najlepsza okazała się Kowalczyk (1810 pkt) przed Majdić (1730 pkt).
Rok później najlepsza znów była Polka, ale korzystająca z wspomagania Bjoergen znalazła się już na drugim miejscu. W sezonie 2010-11 było podobnie, ale w kolejnym sytuacja się odwróciła – to Norweżka zaczęła coraz częściej gubić odwieczną rywalkę z Kasiny Wielkiej. Nie można jednak powiedzieć, że dominacja Bjoergen zaczęła się właśnie wtedy, bo biegaczka dwukrotnie triumfowała w klasyfikacji generalnej PŚ, już w 2005 i 2006 roku. Obniżka formy w późniejszych latach jest jednak faktem – podobnym jak powrót do walki o najwyższe laury już w trakcie kuracji lekowej.
W 2012 roku reguły gry się zmieniły – Symbicort został dopuszczony do regularnego użytku przez WADA. Górna dobowa dawka została określona na poziomie 54 mikrogramów fortmoterolu. To przynajmniej cztery “wdechy” (w zależności od modelu inhalatora), po które w praktyce mogły sięgać także osoby zupełnie zdrowe. Po wprowadzeniu tych regulacji temat nieco przycichł, a Norweżka wbrew obawom niektórych wcale nie zdominowała świata żeńskich biegów. W 2013 roku najlepsza okazała się Kowalczyk, z kolei rok później triumfowała Therese Johaug. Kontrowersje odżyły w 2014 roku – częściowo za sprawą samej Bjoergen, która o swoich perypetiach zdrowotnych opowiedziała w wywiadzie dla “Ren Idrett”, rozbudzając tym samym na nowo całą dyskusję.
Sytuacja astmatyków jest interpretowana na dwa sposoby – uznajemy, że sięgając po leki “wyrównują” obniżony przez chorobę potencjał organizmu do “poziomu wyjściowego” lub też twierdzimy, że z ich pomocą osiągają stają się jeszcze lepsi niż byliby “normalnie”. “Bez tego leku nie byłabym najlepsza na świecie, ale cała praca i tak spoczywa na moich barkach” – powiedziała wymijająco w 2014 roku Norweżka. Te słowa można interpretować jasno jako uznanie “sprawczej mocy” leku. Inne światło na problem “wyczynowej astmy” rzucił jednak wcześniej… jeden ze słynnych rodaków Kowalczyk.
“Długo startowałem w elicie olimpijskiej. Ciężko trenowałem po asfalcie, przy drogach. Z czasem astma się nasilała właśnie z powodu treningów. Otarłem się o stosowanie środków, które teraz tak bardzo denerwują Justynę. Wiem, że wielu moich rywali stosowało je. Ja nigdy nie wystąpiłem o tzw. “wyłączenie terapeutyczne”, ale zapewne bym to zrobił gdyby choroba zaczęła się wcześniej i przybrała na sile” – komentował w 2010 roku dla Sport.pl Robert Korzeniowski, który z astmą zmaga się od 1997 roku. Nie on jeden – w najświeższej historii polskiego sportu z tą chorobą walczyli inni medaliści olimpijscy – Otylia Jędrzejczak i Leszek Blanik.
Wszystko sprowadza się do pytania: czy w zawodowym sporcie na najwyższym poziomie jest miejsce dla ludzi chorych? Przy okazji trzeba powiedzieć, że podejście Norwegów do biegaczek i astmy jest… co najmniej intrygujące. W 2016 roku okazało się bowiem, że leki trafiają także do zawodniczek, które są zupełnie zdrowie – co teoretycznie od 2012 roku jest dopuszczalne, jednak pod względem etycznym może i powinno budzić niesmak. Podobnie jak argumentacja płynąca z norweskiego obozu…
“Nie podajemy tych lekarstw na astmę – to błędna interpretacja. My je podajemy po to, żeby dbać o układ oddechowy biegaczy. Płuca to ich najważniejsze narzędzia pracy i musimy mieć pewność, że są właściwie wentylowane. Ci ludzie będą mieć życie po karierze i musimy dołożyć wszelkich starań, by było jak najlepsze” – komentował Vidar Loefshus, szef kadry biegów.
Tym tłumaczeniem osiągnął jednak skutek odwrotny od zamierzonego – nie tylko nie przekonał niedowiarków, co wręcz skierował na swoje zawodniczki dodatkowe podejrzenia. Stan badań WADA jest jednak jasny – sięganie po leki na astmę zdrowym nie poprawi poziomu wydolności płuc. Może jednak redukować poziom zmęczenia mięśni podczas dużego wysiłku – jednak tylko w “końskich” dawkach, które wyraźnie przekraczają określone limity. Wciąż – pewne pole do nadużyć istnieje, a widok ustawiających się w kolejkę do inhalatora Norwegów musi prowokować do pewnych refleksji.
A Bjoergen? Dla niej czas się zatrzymał. Za kilka tygodni skończy 38 lat. W grudniu 2015 roku zdążyła zostać matką, jednak wróciła do sportu i wciąż rozdaje karty. Na co może realistycznie liczyć w Pjongczangu? “W biegu na 10 kilometrów stylem dowolnym faworytką wydaje się być Charlotte Kalla, a godną rywalką Bjoergen może być też Jessica Diggins. Norweżki były murowanymi faworytkami do złota w sztafecie 4×5 km, ale po tym co w biegu łączonym pokazały Szwedki (i tym jak słabo zaprezentowały się pozostałe Norweżki), kwestia pierwszego miejsca w tej konkurencji nie jest już taka oczywista. Największe szanse na złoto Bjoergen powinna mieć na 30 km stylem klasycznym” – analizuje Piotr Meissner.
Nikogo nie powinno dziwić, że w ojczyźnie jest odbierana zupełnie inaczej niż w Polsce. Według analiz firmy badawczej Sponsor Insight w 2017 roku była najpopularniejszym sportowcem w Norwegii. Wyprzedziła Aksela Lunda Svindala, Ole Einara Bjoerndalena i… Therese Johaug. Ta ostatnia wpadła na dopingu – leczyła poparzone usta kremem, który miał w składzie jedną z zakazanych substancji – clostebol. Po decyzji Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu drugiej z utytułowanych Norweżek zabrakło w Korei.
“Jeszcze nie tak dawno Bjoergen twierdziła, że po Pjongczangu zakończy karierę. Po dyskwalifikacji Johaug powiedziała jednak, że rozważy występ także na mistrzostwach świata w Seefeld w 2019 roku. Wszystko dlatego, że jej zdaniem w Pjongczangu to nie będzie prawdziwa rywalizacja pod nieobecność największej faworytki” – dodaje komentator biegów narciarskich w TVP.
Justyna Kowalczyk nie skorzystała na nieobecności Bjoergen w sprincie – nie przebrnęła przez ćwierćfinały i ostatecznie uplasowała się na 22. miejscu. W niedzielę 25 lutego – ostatniego dnia igrzysk – odwieczne rywalki będą mogły jednak przynajmniej na moment wskrzesić iskry dawnej rywalizacji. Dla obu występ na 30 km klasykiem może okazać się ostatnim w historii olimpijskich startów.
KACPER BARTOSIAK
Fot. Newspix.pl