Czy Lech gra poniżej oczekiwań? Tak, odpadł już z dwóch frontów, w lidze ogląda plecy nie dość, że Legii, to jeszcze Jagiellonii, nie potrafi wygrać na wyjeździe od drugiego rozbioru. Szukamy przyczyn takiego stanu rzeczy i jedną może być na przykład obecność ofensywnych zawodników w składzie, którzy ofensywni są tylko z nazwy. Przykład: Mihai Radut.
W bieżącym sezonie ekstraklasy Rumun zagrał w 16 meczach ligowych, przebywał na boisku 873 minuty – nie jakoś specjalnie długo, ale też nie na tyle krótko, by nie móc dać drużynie konkretów. A tych w statystykach Raduta brakuje i to zdecydowanie. Ma ledwie jedną asystę, jedno kluczowe podanie i zero bramek. To wynik dramatycznie słaby, gorszy na przykład od Situma, który grał niewiele więcej (952 minuty), a ma dwie bramki i dwie asysty. Przeciętność Raduta widać na przykład w naszych notach, zapracował na średnią 4,60, gorszy z pomocników jest tylko Barkroth.
Jeśli komuś takie liczby – a właściwie ich brak – nie wystarczą, jedziemy dalej. Radut jak strzela, to panu Bogu w okno, na 14 prób tylko cztery umiał zmieścić w obrębie tego przeklętego prostokąta. InStat klasyfikuje go jako lewoskrzydłowego (choć pamiętajmy, że grał również na środku pomocy) i jest według statystyk 23. piłkarzem w lidze na tej pozycji. Za Mihalikiem i Gyurcso.
Serio, nie widzimy dziś specjalnie powodów, dla których Radut miałby zaczynać mecze w pierwszym składzie, a przecież tak się działo w dwóch ostatnich przypadkach. Widząc go w zestawieniu na Arkę, optymiści mogli pomyśleć, że piłkarz znakomicie przepracował okres przygotowawczy i teraz będzie już kozakiem. Niestety, tak się raczej nie stanie. Grał słabo, zaliczył aż 10 strat, dostał od nas dwójkę i uznaliśmy go za największy minus spotkania. Ale skoro brakowało mu nawet zaangażowania…
Arka rusza z kontratakiem, który prawie zakończył się golem Zarandii, a Radut ogląda sobie buta, po czym rozpoczyna powrót truchtem. No i Arka spokojnie wychodzi sobie z kontrą po chwili i ma przed linią piłki 4 vs 3 na połowie Lecha #ARKLPO pic.twitter.com/PghhDN7Xg7
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 11 lutego 2018
Jeśli szukać momentu, w którym Radut miał swój lepszy czas i zapowiadał się na przyzwoitego piłkarza, to był to maj zeszłego roku. W finale Pucharu Polski rozruszał Lecha, zaliczył asystę, z Bruk-Betem strzelił gola i miał ostatnie podanie. Można było pomyśleć – okej, przyszedł zimą, długo nie domagał, ale zaczyna się rozkręcać i po przepracowanym zgrupowaniu będzie ważną postacią Kolejorza. Cóż, nie zanosi się na to, Radut wygląda na typowego piłkarza z ekstraklasy, który gra tylko dlatego, że ma inny paszport niż polski, a nazwisko bardziej egzotyczne niż “Kowalski”.
Goli brak, asyst brak, kluczowych podań brak, przeciętny drybling, słaby strzał. Wybaczcie, ale Radut wyróżnia się tylko fryzurą, bo przefarbował się na blond.
fot. 400mm.pl