Spodziewaliśmy się, że w meczu dwóch Realów jeden leżący na zmianę będzie kopał drugiego. Tymczasem ten madrycki bardzo szybko się podniósł i wręcz wdeptał rywala w ziemię. Suma indywidualności zrobiła swoje i praktycznie ani przez sekundę nie można było mieć wątpliwości, kto dzisiaj zgarnie trzy punkty.
Nie zdążyliśmy nawet otworzyć paczki chipsów i piwka na popitkę, a Królewscy już prowadzili 1:0 po golu Lucasa, który zastąpił dziś Garetha Bale’a. Walijczyk lubi znęcać się nad Txuri Urdin, to jeden z jego ulubionych rywali w całej Primera Division, co Vazquez ewidentnie wziął sobie do serca. Ronaldo znalazł się z piłką z lewej strony pola karnego, po banalnie łatwym dla niego dryblingu uwolnił się spod krycia, dograł na długi słupek, a stamtąd prawy skrzydłowy z łatwością wbił głową piłkę do siatki.
W przeciwieństwie do Atletico, które dzisiaj podobnie szybko otworzyło wynik meczu z Malagą, Los Blancos postanowili pójść za ciosem. Kolejne trafienie zaliczył Cristiano po asyście Marcelo potwierdzającym bardzo dobrą formę w paru ostatnich meczach. Całą akcję zaczął Asensio, który tylko odwrócił się z piłką i w ten sposób wyprowadził w pole dwóch obrońców, podał do obiegającego go Brazylijczyka, a ten wyłożył Portugalczykowi tak zwaną „patelnię”. Gdyby na bramce nie wisiał ręcznik stał Geronimo Rulii być może gol by nie padł, ale jest on w tak fatalnej formie, że nawet w Wiśle Płock miałby problem z załapaniem się do pierwszego składu. W dzisiejszym tekście wspominaliśmy o jego licznych błędach. Co zrobił tym razem? Przepuścił piłkę pod pachą…
– Serię porażek mamy już za sobą, ale uczyniła nas ona silniejszymi – mówił Eusebio przed tym meczem. No cóż, śmiemy wątpić. Spotkanie z Deportivo La Coruna (Baskowie wygrali je 5:0) było przyjemnym wyjątkiem od przygnębiającej reguły, o czym zresztą już dzisiaj pisaliśmy. „Na ile wyniki spotkań przeciwko tej ekipie są miarodajne? Zobaczcie na Królewskich, dzisiejszych rywali Sociedad. Oni też zrobili z Galisyjczyków miazgę, a potem znów wrócili do męczenia buły. Dlatego z dystansem podchodzimy do „przełamania” również w wykonaniu La Realu. Stłuc na kwaśne jabłko kogoś, kto w ostatnich 15 spotkaniach zwyciężył tylko 2 razy to, z całym szacunkiem, nic imponującego.”
Jeszcze w pierwszej połowie otrzymaliśmy kolejne potwierdzenie naszej teorii. Nadeszła 34. minuta, gdy Lucas otrzymał piłkę na prawej flance, z łatwością zszedł do środka, bo żaden z defensorów Sociedad nie odważył się do niego podbiec, a potem wyłożył piłkę niepilnowanemu Kroosowi. A jeśli pozostawiasz Niemcowi sporo wolnej przestrzeni idealnie naprzeciwko swojej bramki, tuż przed polem karnym, to wiadomo jak to się kończy – pięknym „podaniem” wprost do siatki. Mniej więcej 180 sekund później było już 4:0, a gola ponownie zdobył Ronaldo, tym razem po dograniu Modricia z rzutu rożnego.
To było oblężenie w pełnym tego słowa znaczeniu – 60% posiadania piłki, 12 strzałów na bramkę Rulliego i ani jednej sytuacji po drugiej stronie boiska, 5:0 w rzutach rożnych i totalny komfort psychiczny na całą resztę meczu dla Królewskich. I nie dziwimy się kompletnie, że Baskom tak szybko praktycznie odechciało się grać. Już nawet sędzia litował się nad podopiecznymi Sacristana, bo gdy popełnili jakiś delikatny faul taktyczny, nie pakował im żółtej kartki, tylko słownie zwracał im uwagę, będąc w opcji „kurde, panowie, po co wam jeszcze to?”
Litościwy wobec Txuri-Urdin okazał się także Benzema. Nie mamy pojęcia ilu Karimów potrzeba do wkręcenia żarówki, ale wiemy, że trzeba czekać średnio 584 minuty na jego gola w La Lidze. Skomentowalibyśmy to jakoś szerzej, lecz parafrazując – szkoda strzępić klawiaturę.
Gdyby klątwa Ramseya dotyczyła Benzemy, nie wykluczam, ze Kazimierz Wielki jeszcze mialby w Polsce cos do powiedzenia
— Rafal Lebiedzinski (@rafa_lebiedz24) 10 lutego 2018
Pozostałe 45 minut to było już granie jakby w letnim sparingu. Z drugiej stony zaś w końcówce działo się tyle, że nie nadążaliśmy pisać tego tekstu. Los Blancos klepali sobie na stojąco i tak samo bronili, z czego de facto jeszcze skorzystali goście. Najpierw gola strzelił Jon Bautista po asyście Oyarzabala, otrzymując od niego podanie i wbiegając w pole karne Keylora autostradą w środku pola. Chwilę później Navasa pokonał ex-madridista, Asier Illarramendi, który znalazł się szesnastce gospodarzy kompletnie niekryty. Juanmi zgrał mu piłkę głową po wcześniejszym zbyt głębokim dośrodkowaniu, a pomocnik z paru metrów zdobył bramkę. W międzyczasie hattricka skompletował Ronaldo – co za szok! – po kolejnym klopsie Rulliego. Argentyńczyk powinien był z łatwością złapać podkręcony strzał Bale’a, ale zamiast tego wypluł futbolówkę przed siebie. Portugalczyk do niej dopadł, minął leżącego Geronimo i wykonał egzekucję.
Rozmiary zwycięstwa podopiecznych Zidane’a są całkiem solidne. Napisalibyśmy nawet, że imponujące, chociaż w gdy przypominamy sobie, iż Real Sociedad to Real Sociedad, wcale nie mamy pewności czy aby na pewno PSG zaczęło obawiać się Królewskich. Na wróble taki strach by wystarczył, ale czy na Paryżan? Nie jesteśmy przekonani.
Real Madryt – Real Sociedad 5:2 (4:0)
1:0 Lucas 1′
2:0 Ronaldo 27′
3:0 Kroos 34′
4:0 Ronaldo 37′
4:1 Bautista 74′
5:1 Ronaldo 80′
5:2 Illarramendi 83′