Nic nie zapowiadało, że ten mecz aż tak się rozkręci, bo… w zasadzie poza bramkami (których było aż pięć!) nie oglądaliśmy żadnej bramkowej sytuacji. Wydawało się dwa razy, że Legia Warszawa straci punkty, ale za każdym razem wyciągała wynik na swoją stronę. Jedyną stratą po spotkaniu z Zagłębiem okazał się zatem prawdopodobnie Sebastian Szymański, który nie wyszedł na drugą połowę i wieści nadciągające ze stolicy nie są zbyt optymistyczne – legijni lekarze podejrzewają uraz kolana. Zważywszy na potencjał i talent chłopaka – trzymamy kciuki, by na strachu się skończyło.
Czyli by skończyło się dokładnie tak, jak zakończył się ten mecz z perspektywy Legii. Warszawianie zaczęli od prowadzenia i dominacji (choć niewielkiej). Szymański dograł z rogu na centymetry do Niezgody, Guldan i Kubicki lekko przysnęli, napastnik zapakował piłkę do siatki głową. Do przerwy nie działo się już na boisku zupełnie nic, co warte byłoby uwzględnienia w relacji. Poziom był jako-taki, więc nie wspomnimy nawet żadnych strzałów w maliny czy kopnięć we własne czoło.
Potem jednak przyszła druga połowa, w której piłkarze wrzucili nas na roller-coaster.
Zaczęło się od dość niespodziewanej akcji Zagłębia – Pawłowski poczarował na boku, posłał dość sygnalizowaną wrzutkę, ale źle sytuację w polu karnym ocenił Pazdan, Mares zaatakował na dzika bliższy słupek i strzelił gola w sumie z niczego. Legia starała się, konstruowała akcje, ale nie bardzo wiedziała, jak do tego Zagłębia się dobrać. Ba – to lubinianie byli bliżej strzelenia gola, na przykład wtedy, gdy posunęli z kontrą, a Malarz zaliczył po strzale Jagiełły interwencję z gatunku “delikatesik”. Legia wygrywała niby walkę w środku pola jak chciała, ale przez długi okres nie przekładało się to na żadne bramkowe sytuacje – tyle co goście mniej lub bardziej groźnie strzelali z dystansu. Po przerwie placu gry pojawił się długo wyczekiwany Eduardo i mimo że jego występ dupy nie urwał, na wynik przełożył się aż nadto – gwiazda Legii zaliczyła asystę i wywalczyła karnego. Asystą było po prostu krótkie podanie do Niezgody, który umiejętnym balansem ciała zabrał się z piłką nie dając Guldanowi dojść do głosu i uderzył sprzed pola karnego tak, że Leciejewski nawet nie pierdnął. Zanim jednak Eduardo znów doszedł do głosu, o emocje postanowił zadbać Pazdan, który w polu karnym interweniował z wystawioną ręką. Sędzia Złotek początkowo tego nie widział, ale VAR nie pozostawił wątpliwości – Pazdan miał wystarczająco dużo czasu, by schować rękę, ale jednak tego nie zrobił. Wystąpiła zatem celowość.
Karnego na gola zamienił w doliczonym czasie Mares, ale Legia błyskawicznie rzuciła większe siły do przodu, no i… wyciągnęła wynik. Choć wielkie zasługi należy przyznać Leciejewskiemu, który widząc wychodzącego sam na sam Eduardo postanowił powalić na glebę. Nie było to zbyt przemyślane działanie, bowiem Chorwat zdołał wcześniej posłać loba, który ostatecznie przeszedł obok bramki (gdyby Leciejewski spokojnie siedział, skończyłoby się na strachu). Karnego na gola zamienił Radović, dla którego był to jeden z pierwszych kontaktów z piłką po długim rozbracie.
Legia może cieszyć się nie tylko z wyniku, ale też z faktu, iż każdy z nowych zawodników zagrał dobrze bądź bardzo dobrze. Eduardo – asysta i wywalczony karny. Antolić – wszędobylski, bardzo przydatny w środku pola. Philipps – w zasadzie możemy ocenić go tak samo, jak Antolicia. To głównie dzięki tym panom Kubicki i Matuszczyk nie mieli dziś życia. Najlepiej bez dwóch zdań spisał się jednak Remy, który – nie chcemy być pochopni – może okazać się w ekstraklasowych warunkach przekozackim stoperem. Po prostu dzik. Oby to nie był jednorazowy wyskok.
Ogólnie był tylko trochę mniej zajebisty, niż końcówka meczu. Jeśli tak ma wyglądać Ekstraklasa – warto było czekać.
Zagłębie Lubin 2-3 Legia Warszawa
Bramki: Mares 46′, 90′ – Niezgoda 16′, 67′, Radović 90′
Asysty: Szymański, Pawłowski, Eduardo
Kluczowe podanie: Guldan
NOTY:
Sędzia: Mariusz Złotek – 5
Zagłębie: Leciejewski 3 – Czerwiński 5, Kopacz 5, Guldan 4, Balić 4 – Matuszczyk 4, Kubicki 3 – Janoszka 3, Jagiełło 5, Pawłowski 6 – Mares 7 / Janus 5, Moneta -, Żyra –
Legia: Malarz 6 – Jędrzejczyk 5, Remy 7, Pazdan 3, Hlousek 5 – Philipps 6, Mączyński 6, Antolić 6 – Hamalainen 3, Niezgoda 8, Szymański 6 / Eduardo 6, Radović -, Kucharczyk –
Piłkarz meczu: Niezgoda
Minus meczu: Hamalainen
Nagroda R-GOL: Koszulka Arsenalu dla Eduardo. Niech przypomina sobie o starych czasach – jest na dobrej drodze.
Fot. FotoPyK