Już za chwilę znów rozpocznie się ekstraklasowa młócka. Niektórzy trenerzy od początku będą pod większą presją niż inni, co niestety w realiach polskiej ligi oznacza, że na wszelki wypadek powinni mieć już pod ręką pojemne walizki. Nie zrozumcie nas źle – nie trzymamy kciuków, by czyjaś głowa prędko zleciała. Każdy obserwator rodzimej kopanej wie, że prezesi klubów decydują się na takie ruchy zdecydowanie za często. Trudno jednak zakładać, żeby nagle wszyscy otrzeźwieli. Raczej nic się nie zmieni i karuzela cały czas będzie się kręcić. Kto naszym zdaniem siedzi teraz na najbardziej gorących stołkach?
5. Michał Probierz. Niektórzy mogą być zaskoczeni, bo wydaje się, że Janusz Filipiak po latach błędnych decyzji, podejmowanych pod wpływem emocji, wreszcie zmienił sposób myślenia. Teraz prędzej wywali kilku piłkarzy, niż zwolni trenera, na którego zatrudnieniu bardzo mu zależało i którego obdarzył wielkim zaufaniem. Zresztą, jak to powiedział jesienią w kryzysowym okresie, i tak innych sensownych kandydatur na rynku nie ma.
Wszystko pięknie, tyle że ciągle nie jesteśmy jeszcze w pełni przekonani, że gdzieś tam głęboko nie siedzą w nim stare demony, które w pewnym momencie nie dadzą o sobie znać. Wiecie, to tak jak z przestrzeganiem rygorystycznej diety. Długimi miesiącami się jej trzymacie, ale jak już się złamiecie, to zjecie trzy razy większą porcję niezdrowych rzeczy niż przed dietą. Podobnie działa to w innych życiowych sytuacjach. Jeżeli prezes „Pasów” przy rozczarowujących wynikach wytrzyma ciśnienie również wiosną, wtedy przestaniemy być niedowiarkami.
Sytuacja Cracovii nadal jest bardzo niekomfortowa. Ma tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową, a terminarz na początku dość trudny. Zaczyna ze Śląskiem u siebie, później mierzy się z Jagiellonią (wyjazd) i Legią (dom). Strata sześciu punktów mocno prawdopodobna.
Probierz, podobnie jak zimą, miał dużą swobodę w skreślaniu piłkarzy. Z tego względu odeszli już Jakub Wójcicki, Piotr Malarczyk, Sebastian Steblecki i Mateusz Szczepaniak, a lada dzień nowy klub powinien mieć Grzegorz Sandomierski. Każdy z nich cieszył się sporym zainteresowaniem, większość pozostanie w Ekstraklasie, co o czymś świadczy. W ich miejsce zjawili się obcokrajowcy z niezłymi CV, ale po przejściach. Nie zdziwimy się, jeśli Filipiak wyjdzie z założenia, że skoro trener cały czas rzeźbi po swojemu, to pora na efekty. Łatwo się mówi o długofalowości podczas powitalnej konferencji prasowej, znacznie trudniej trzymać się tych deklaracji na polu walki, zwłaszcza gdyby trudne chwile się przedłużały. Przed szkoleniowcem „Pasów” naprawdę ważne tygodnie.
***
4. Kazimierz Moskal. Został zatrudniony po zakończeniu rundy, dlatego teoretycznie powinien dostać nieco większy kredyt zaufania od kolegów, którzy jesienią słabo finiszowali. Teoretycznie. Sandecja to klub pod wieloma względami wyjątkowo specyficzny. Nadal ściera się tam ze sobą kilka frakcji, czego nie mógł wytrzymać Radosław Mroczkowski. Nie przez przypadek mówił, że wszystko tam funkcjonuje na wariackich papierach, publicznie krytykując dyrektora sportowego i nowego prezesa.
W aspekcie czysto sportowym Sandecja powinna być nieco mocniejsza. Nie odeszli Aleksandyr Kolew i Wojciech Trochim, a doszli Jakub Bartosz z Wisły Kraków plus dwaj obcokrajowcy-zagadki (ale przynajmniej regularnie grali jesienią). Trwają starania o nowego napastnika, co może być kluczowe w kontekście utrzymania.
Moskal od razu gra za „sześć punktów” w Szczecinie, a dwa tygodnie później zmierzy się z Termaliką. Ewentualne niepowodzenia już na starcie mogłyby zachwiać jego pozycją, czego oczywiście nie życzymy.
***
3. Adam Owen. Drużyna z potencjałem co najmniej na europejskie puchary pałęta się w dolnej połowie tabeli. Walka o podium to już teraz tylko mrzonki, ale poważnie zagrożony jest nawet awans do grupy mistrzowskiej (aż siedem punktów straty). Owen musi od razu wygrywać, inaczej szybko zacznie być gorąco. Okoliczności wydają się sprzyjające – najpierw mecze w Gdańsku z Wisłą Kraków i Piastem Gliwice.
Lechia zimą nie szalała z transferami (Filip Mladenović i Ariel Borysiuk plus powrót Gersona), ale nie musiała. Kadrę miała aż za szeroką, dlatego skupiała się przede wszystkim na odcinaniu zbędnego balastu. Wielu zawodników jeszcze nie zdążyło odejść. Nasprowadzać trzydzieści nazwisk gotowych do gry w Ekstraklasie i nie mieć nawet drużyny rezerw? To jakaś nieznana forma logiki.
***
2. Jan Urban. Po porażce z Termaliką w przedostatniej jesiennej kolejce był już w zasadzie zwolniony, ale klubu zwyczajnie nie było na to stać i zmieniono decyzję. Skończyło się na tym, że poleciał prezes Michał Bobowiec. Urban dostał zespół ze stosunkowo wąską kadrą, ale za to – jak na warunki polskiej ligi – mocną. Jeżeli grasz Marcinem Robakiem, Arkadiuszem Piechem, Robertem Pichem, Michałem Chrapkiem, Piotrem Celebanem czy nawet Jakubem Koseckim, to trzeba oczekiwać, że nie będziesz walczył o utrzymanie. WKS wygrywał z Legią, Lechem, Jagielloną czy Zagłebiem w derbach, lecz w wielu pozostałych meczach zasługiwał na gwizdy.
Nie zazdrościmy Urbanowi. Nie dość że jego pozycja już teraz jest słaba, to jeszcze na niektórych pozycjach ma dramatyczną sytuację kadrową. Klub latem przeinwestował, przez co zabrakło pieniędzy na zimowe wzmocnienia, a że kontuzje Śląska nie oszczędzały, jedynym zdrowym skrzydłowym jest dziś Robert Pich. Jakby tego było mało, Urban zaczyna od wyjazdów na Cracovię i Legię, a następnie ma Górnika Zabrze u siebie i Lecha w Poznaniu. Będą ciężary…
***
1. Maciej Bartoszek. My też tego nie rozumiemy, ale były trener GKS-u Bełchatów i Korony Kielce bardzo szybko zaczął mieć pod górkę w Niecieczy, mimo że na wejściu jego zatrudnienie oznaczało pożegnanie Marcina Baszczyńskiego i Marcina Węglewskiego. Brzmiało to absurdalnie, lecz gdyby Bartoszek 12 grudnia nie wygrał ze Śląskiem Wrocław, to istniałoby duże prawdopodobieństwo rozstania! Naprawdę ktoś tam na górze uznał, że zatrudniony niewiele wcześniej szkoleniowiec mógłby zapłacić głową za to, że mimo poprawy wyników skończyłby rok w strefie spadkowej.
Ostatecznie udało się wybronić, przynajmniej na chwilę. Liczby mówią wiele. Po przyjściu Bartoszka Termalica w dwunastu meczach wywalczyła 16 punktów (z Mariuszem Rumakiem pięć punktów w dziewięciu kolejkach). Styl gry również się poprawił, za ten okres więcej goli od „Słoników” mają tylko Legia, Jagiellonia i Lech. I mimo tych faktów od początku rundy wiosennej margines błędu dla 40-letniego trenera będzie bardzo mały, bo komuś odwaga pomyliła się z odważnikiem.
Fot. Jakub Gruca/400mm.pl