Lato 2016. Grające wówczas ostatni sezon w 1. Bundeslidze SV Darmstadt 98 rzutem na taśmę sięga w ostatnich dniach okna transferowego do kieszeni tak głęboko, jak jeszcze nigdy wcześniej. Za dwa miliony euro pozyskuje reprezentanta Słowenii, Romana Bezjaka. Liczy na to, że nowy napastnik ściągnięty za grubą jak na warunki Darmstadt kasę zaznaczy swój udział w zwycięskiej walce o utrzymanie. Dla samego Bezjaka to duża chwila – po raz pierwszy w życiu rusza na podbój poważnej ligi. Dzieje się to w najlepszym dla niego momencie – chwilę wcześniej zalicza najlepszy sezon w życiu z 13 bramkami i pięcioma asystami dla HNK Rijeki.
Napastnik, który porozumiał się właśnie z Jagiellonią Białystok, wyrżnął o bramy Bundesligi w sposób spektakularny. Jako bohater najgrubszego dealu w historii klubu został od pierwszego meczu obdarzony dużym zaufaniem, ale kompletnie nie potrafił go spłacić. Po pierwszych ośmiu meczach, w których był wystawiany jako dziesiątka bądź lewoskrzydłowy, nie zaliczył ani gola, ani asysty. Później wypadł na chwilę z powodu kontuzji i do pierwszego składu już nie wrócił. Po marnym finiszu rozgrywek obie strony zgodnie stwierdziły: czas się odbudować.
Bezjak odszedł na wypożyczenie do Rijeki i przez całą rundę wiosenną strzelił mniej bramek, niż zrobił to od rozpoczęcia sezonu do swojego odejścia (przed transferem do Bundesligi zaczął rozgrywki w lidze chorwackiej). Wówczas w siedmiu meczach zdobył siedem bramek, a wiosną – cztery w szesnastu spotkaniach. Mimo to przynajmniej regularnie grał, zbierał minuty i po spadku SV Darmstadt do 2. Bundesligi stwierdzono, iż to najlepszy moment, by spróbował jeszcze raz. Niestety tylko kontynuował swój zjazd – w tym sezonie rozegrał tylko 111 minut, przegrywając walkę o skład między innymi z Arturem Sobiechem. Ostatecznie kończy zatem przygodę z Darmstadt bez gola i asysty. Nie pomogła mu nawet zmiana na ławce trenerskiej i odejście Torstena Fringsa, z którym nie pałali do siebie miłością. Przyjście do klubu Dirka Schustera niemieckie media określały jako „ostatnią szansę” piłkarza. Jak widać – nie zdołał jej wykorzystać.
O ostatnich miesiącach Bezjak chciał zapomnieć tak bardzo, że aż nalegał w klubie wyłącznie na transfer definitywny i nie chciał myśleć o żadnym wypożyczeniu, dlatego też odrzucił ofertę Lecha Poznań (informacja za Janekx89). Oceniając wyłącznie po ostatnich miesiącach piłkarza – do Jagiellonii przychodzi spora niewiadoma. Patrząc jednak na jego postać szerzej – 28-latek może odpalić, bo w ligach o mniejszym ciężarze gatunkowym zawsze dawał radę. Przed sezonem życia w Rijece, zaliczył dwa udane występy z Łudogorcem Razgrad w europejskich pucharach. W sezonie 14/15 dotarł do fazy grupowej Ligi Mistrzów (rozegrał cztery mecze, później wypadł z powodu kontuzji), zaś rok wcześniej był kluczową postacią swojego klubu w Lidze Europy, w której awansował aż do 1/8 (strzelił łącznie sześć bramek, w tym trzy PSV i dwie Lazio). Wyróżniał się tam do tego stopnia, że aż oglądać go z trybun przyleciał brat trenującego wówczas Manchester United Davida Moyes’a. Bezjak ponadprzeciętnie spisywał się także wcześniej na swoim lokalnym podwórku – czy to zaliczając kilka udanych sezonów w NK Celje, czy grając w reprezentacji, w której wykręcił 19 występów. Najbardziej spektakularny był ten ostatni kilka miesięcy temu, gdy w meczu eliminacyjnym strzelił dwie bramki Szkocji.
Ciężko stwierdzić już teraz, jak sobie poradzi w Ekstraklasie, bo ma w sobie wiele cech typowego kota w worku. Z drugiej strony – w bardzo podobnej sytuacji do stolicy Podlasia przychodził Arvydas Novikovas, który dziś należy do najlepszych skrzydłowych w całej lidze. Atutem Bezjaka jest bez wątpienia wszechstronność, dzięki której może stać się zastępcą Cernycha w skali 1:1. Podobnie jak on potrafi się odnaleźć zarówno na skrzydle, jak i jako podwieszony napastnik czy nominalna dziewiątka. Poza epizodem w Niemczech, Słoweniec zawsze stanowił o sile drużyn, które – jak ostatnio Jagiellonia – należały do ligowej czołówki. W swojej karierze zdobył już mistrzostwo i puchar Chorwacji oraz trzy mistrzostwa i puchar Bułgarii. W Białymstoku liczą, że na tym nie poprzestanie.
Fot. FotoPyK